#28

1K 60 4
                                    

Natasha zapukała cicho do drzwi i czekała na odpowiedź, która nadeszła już po chwili. Uchyliła je i wsunęła się bezgłośnie do środka. Popatrzyła po zagraconym pokoju, starając się dostrzec coś w ciemności. Wyprostowała się dostrzegając wysoką sylwetkę przy oknie, na tle delikatnych świateł ulicznych. Podeszła wolno i usiadła na podłodze po turecku, a Jules po chwili zrobiła to samo. W jej oczach odbijały się światła latarni, a one same pozostawały dziwnie szkliste. Milczały, a jedynym co Natasha słyszała był cichy, zrównoważony oddech Jules. Dziewczyna nie odzywała się, a kobieta nie chciała naciskać. Sama nie wiedziała właściwie dlaczego tam przyszła, ale coś przygnało ją do pokoju dziewczyny. Może chciała ją zobaczyć, sprawdzić czy wszystko dobrze. Poza tym przy niej mogła się wyluzować, przestać ciągle udawać. I szczerze mówiąc uwielbiała te chwile, siedzenie w ciszy, po prostu bycie razem ze sobą. 

- Dziękuje. 

Jules miała zachrypnięty głos, nieco przytłumiony, jakby odzywała się po raz pierwszy tego dnia. I Natasha nie zdziwiłaby się, jakby tak w istocie było. Kobieta spojrzała na nią, a jej wzrok skrzyżował się z szarymi tęczówkami dziewczyny. Uśmiechała się półgębkiem, a blizna na jej twarzy wykrzywiła się nieco, ale Natasha nie zwracała na to zupełnie uwagi. Lubiła te blizny, bo one tworzyły Jules.

- Nie masz za co. - powiedziała cicho. Bała się głośniej odezwać, bała się przerywać tą idealną ciszę. 

- Mam. I nie wiem, jak ci za to dziękować. Zrobiłaś dla mnie coś, o czym ja sama nawet w życiu nie pomyślałam. 

Natasha przez chwilę patrzyła się na nią, po czym uśmiechnęła się delikatnie i przysunęła się po podłodze do Jules. Siedziały teraz stykając się ramionami, a Romanoff przez materiał koszulki czuła ciepło bijące od jej ciała. 

- Zrobiłabym wszystko, żeby ci pomóc.

Jules uśmiechnęła się szeroko, a przez chwilę wyglądała jak ta Jules, którą Natasha zobaczyła po raz pierwszy ponad rok temu. Beztroska, sarkastyczna, ale szczęśliwsza i młodsza niż teraz. 

- Chcę znaleźć zabójcę. Zrozumiałam to, kiedy zobaczyłam ich grób. Nie mogę tego tak zostawić, już nie. 

Natasha zaniemówiła. Nie wiedziała, co ma jej odpowiedzieć, nie wiedziała, co Jules chciała od niej usłyszeć. Ale najwyraźniej dziewczyna nie potrzebowała jej odpowiedzi, ani aprobaty. I tak nic nie było w stanie już odwieść jej od pomysłu. Patrzyła się na nią zaskoczona tą nagłą zmianą. Ale w pewnym sensie rozumiała Jules. Życie w niewiedzy było okropne, ale z drugiej strony jak miała powiedzieć jej, że czasami prawda jest od niej gorsza. 

*

Ostatnimi czasy Natasha nie miała wielu okazji, żeby porozmawiać sam na sam z Clintem. Mężczyzna ciągle był poza siedzibą, a kiedy wracał Nat wyjeżdżała, albo spędzali czas całą drużyną. Brakowało jej tych momentów, nawet nie treningów, ale gdy mogli po prostu porozmawiać w spokoju, nie martwiąc się o nic i o nikogo. Był tylko jeden problem: Natasha zawsze się martwiła. 

- Zapracowany? 

Clint odwrócił się z szerokim uśmiechem, nie odkładając strzał, które trzymał w dłoni. Skinął głową na Natashę zapraszając ją do środka. Weszła zamykając za sobą drzwi. Clint wrócił do uprzedniej czynności, podczas gdy Rosjanka usadowiła się na nieposłanym łóżku. Natasha usadowiła się, wkomponowując się idealnie w stosik poduszek. Utkwiła wzrok w muskularnych ramionach przyjaciela, podczas gdy on z zapałem polerował strzały z taką dokładnością, z jaką Natasha polerowała pistolety. Przez chwilę Clint nie zwracał na nią uwagi, pozwalając jedynie leżeć w ciszy, a potem odłożył rzeczy na stół. Podszedł do kobiety i prawie usiadł na niej, kiedy skoczył na łóżko. Natasha przesunęła się z cichym śmiechem, robiąc przyjacielowi miejsce obok siebie. 

- Dobra mów - powiedział zabierając jej kilka poduszek, które potem podłożył sobie pod głowę. 

Natasha spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami, dalej się uśmiechając, ale już mniej niż wcześniej. Clint westchnął i pociągnął ją za łokieć tak, że znalazła się kilka centymetrów od jego ramienia. Barton podparł głowę na ręce, żeby widzieć jej twarz i spojrzał na nią poważnie, z tym dobrze znanym jej zatroskanym wyrazem twarzy.

- Przecież widzę, że coś się dzieje. Dlatego przyszłaś.

- Nic się nie dzieje. Chyba mogę przyjść w odwiedziny. Nie muszę mieć żadnego poważniejszego powodu. 

Clint zaśmiał się. 

- Nat - jej imię wypowiedział cicho, niemal szeptem, tak jak wypowiadał je od zawsze. Z troską, z miłością i czułością, jakiej Natasha w życiu nie zaznała prawie wcale - Nie zamykaj się przede mną.

Natasha popatrzyła mu w oczy i w tamtym momencie była wdzięczna wszystkim światom za to, że go miała. Chciała mu powiedzieć o wszystkim: o Jules, o tym że żyje. ŻE JULES ŻYJE. Chciała u powiedzieć jak bardzo przytłoczona była przez ostatni rok (mimo że Clint dobrze o tym wiedział), jak topiła swoje smutki w alkoholu i wreszcie - jak blisko była użycia tego pistoletu, który tak często poleruje. Clint delikatnie głaskał ją po ramionach, pozwalając jej po prostu leżeć z wzrokiem ślepo wbitym w sufit. Wsłuchiwała się w jego oddech, który uspakajał ją bardziej, niż słowa jakiegokolwiek innego człona Avengers. Czuła się jak kilkanaście lat temu, kiedy leżeli wspólnie w kryjówce, na jednej ze swoich pierwszych misji w terenie jako partnerów. Pamiętała dźwięki wystrzałów w oddali, a jednak czuła spokój, bo wiedziała, że była bezpieczna. A Natasha Romanoff nigdy nie czuła się spokojna i bezpieczna. 

- Jestem zmęczona - stwierdziła cicho. Clint nie przestawał ją głaskać po ręce - Jestem zmęczona wszystkim co się tu dzieje. 

- Wiem, Nat - Akurat Barton był tą osobą, która mogła ją zrozumieć. On sam przez jakiś czas odciął się zupełnie od drużyny (co również odcisnęło piętno na Natashy) aby zaznać spokoju na farmie. 

- Możemy wyjechać jeśli chcesz. Zabiorę cię do domu, Laura się ucieszy. Dzieciaki też. 

Natasha uśmiechnęła się wbrew sobie, jak zawsze kiedy Clint wspominał dzieciaki. Romanoff kochała je jak swoje i uwielbiała kiedy biegły do niej z rozłożonymi ramionami krzycząc jej imię. Laura też się cieszyła, bo gdy Natasha była na farmie mogła nieco odpocząć, spokojnie pozostawiając dzieci pod opieką byłej agentki. Były u niej bezpieczne, bo Natasha nie dałaby zrobić im krzywdy. Jednak każda kolejna wizyta w domu Bartonów pozostawiała w jej sercu ślad, z którym potem nie umiała sobie poradzić. Nigdy nie wiedziała co ją tak kuło, bolało gdzieś w głębi. Może była to świadomość, że ona nigdy nie będzie mieć dzieci. 

- Nawet nie wiesz, jak o tym marzę - powiedziała z uśmiechem, a Clint skinął głową. 

- Ale?

- Ale nie mogę teraz wyjechać. 

Barton uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby właśnie takiej odpowiedzi oczekiwał. Wstał i zabrał się znowu do czyszczenia strzał. Natasha jeszcze chwilę leżała, patrząc jak Clint spokojnymi i dokładnymi ruchami czyści strzały, a potem wstała i wyszła bez słowa, żeby przez resztę nocy snuć się bezszelestnie po wieży. 

a/n:

Jak może zauważyliście na profilu pojawiło się nowe opowiadanie. Russia, o której już wcześniej wspominałam, początkowo była publikowana na moim drugim profilu, który jednak postanowiłam zawiesić. W związku z tym zrobi się tu większy ruch, więcej opowiadań, bo chcę się bardziej skupić na tym profilu. 

New Avengers za niedługo osiągnie 40k wyświetleń, w co dalej nie wierzę. Dziękuje wszystkim, którzy dalej to jesteście, którzy kiedykolwiek tu byli. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile to dla mnie znaczy. Nigdy nie marzyłam nawet, że ktokolwiek się moją twórczością zainteresuje, dlatego każda osóbka, która tu wchodzi jest dla mnie niesamowicie ważna. Mam w planach wprowadzenie małych poprawek w New Avengers, ale nie będzie to raczej nic wielkiego.

Jeszcze raz dziękuję i zapraszam wszystkich na Russia, a także na spotify, gdzie znajduje się do niej playlista (link na profilu). Wrażenia i przemyślenia, wszystko co chcecie, możecie pisać na twitterze na #NewAvengersFF


New HeroesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz