Jak zawsze musiała wypaplać coś za wcześnie.
Kiedy tylko wyjechali na ulicę, która szła równolegle do tej, z której właśnie zjechali Jules gwałtownie zahamowała. Nie zważała nawet na to, że stali na środku jezdni. Leo musiał zaprzeć się mocno w fotelu, żeby nie polecieć do przodu. Spojrzał na nią z wyrzutem, ale ona była zbyt zdenerwowana, żeby zwracać uwagę na jego miny.
- Wysiadamy. Znajdziemy inny samochód. Ten jest już spalony, wszyscy nas rozpoznają.
Leo skinął głową i otworzył drzwi, żeby wyjść. W tym momencie auto jadące zza nich przemknęło po stronie pasażera, a drzwi z głośnym łoskotem wylądowały kilka metrów przed nimi. Jules przeklnęła głośno i spojrzała na przerażonego chłopaka.
- Może jednak nie wysiadaj.
- Jules - jęknął chłopak, pokazując przed siebie. Dziewczyna spojrzała w tamtą stronę i zareagowała instynktownie.
Złapała go za przód koszulki i pociągnęła gwałtownie w dół tak, że Leo niemal uderzył głową w deskę rozdzielczą. Rozległy się strzały i w zagłówkach, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się ich głowy, widniały teraz tylko głębokie dziury po kulach. Jules lewą ręką zasłaniała swoją głowę, a prawą, tą z protezą, zasłoniła Leo, w razie gdyby jakieś zbłąkane kule jednak zdołały ich dosięgnąć.
- Zostań tak - krzyknęła, próbując przekrzyczeć strzały, które wciąż nie ustawały.
- Co ty robisz?
Dziewczyna jednak nie miała zamiaru już dłużej go słuchać. Dalej pochylona wróciła na poprzednie miejsce, za kierownicę. Gwałtownie cofnęła i natychmiast po tym wykręciła, zawracając. Leo rękami próbował wymacać cokolwiek, czego mógłby się złapać. W końcu postanowił po prostu trzymać się pasa i modlić, żeby na Jules nagle spłynęły jakiekolwiek umiejętności, bo trzeba było jej przyznać, że jeździła fatalnie. Docisnęła gaz do dechy i Leo był pewny, że wskazówka prędkościomierza przekroczyła dwieście.
W końcu mógł się wyprostować. Całe ciało bolało go od niewygodniej pozycji, a przede wszystkim od napięcia i zdrętwienia. Popatrzył na dziewczynę. Żyli. Oboje jakimś cudem żyli i nawet nie byli tak pokiereszowani, jak można by się spodziewać.
- Wiedziałam, że nas znajdą. Wiedziałam, cholera jasna - Jules waliła ręką w kierownicę, krzycząc na całe gardło.
Leo nie odzywał się, dalej wciąż zaskoczony i przerażony, żeby wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Julien uratowała mu życie. Uratowała go przed zostaniem ludzką tarczą. Prawdopodobnie, gdyby nie ona, teraz jego ciało wyglądałoby jak sitko.
- Mój samochód. Mój piękny samochodzik - Jules nie zamykała buzi odkąd ponownie ruszyli, ale Leo nie miał zamiar jej przeszkadzać. Dopóki ona mówiła, on mógł się uspokoić i zająć własnymi myślami.
Faktycznie, samochód nie wyglądał najlepiej. W przedniej szybie widniały dziury po kulach i Leo dziwił się, że jeszcze się trzymała. Na jego oko szyba już dawno powinna pęknąć. Jules wychyliła się i prowadziła w dziwnej pozycji, bo nie było niemal nic widać przez siateczkę pęknięć.
- Sięgnij do tyłu. Pod moim fotelem jest torba.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że te słowa skierowane były do niego. Odpiął pas i wygiął się, macając dłonią pod siedzeniem dziewczyny, aż natrafił palcami na materiał torby. Stęknął cicho, bo była naprawdę ciężka, ale w końcu udało mu się położyć sobie pod nogami.
- Otwórz i sprawdź jaki mamy zapas.
Leo zmarszczył brwi, ale wykonał jej polecenie. Rozsunął suwak i zajrzał w jej zawartość. Przynajmniej cztery pistolety, dwa granty ręczne i kilkanaście sztuk amunicji. Przeliczył wszystko na głos, ale Jules mimo wszystko nie była do końca zadowolona.

CZYTASZ
New Heroes
FanfictionII cześć ,,New Avengers". Znajomość pierwszej części mile widziana. Od wydarzeń na zaporze minął ponad rok. Avengers po bitwie udało się pozbierać i znów zacząć działać na rzecz społeczności. Jednak pojawia się nowy wróg, a wynik tego starcia może...