II

1.5K 146 29
                                    

Z chwilą, gdy ogromne, drewniane skrzydła drzwi otworzyły się synchronicznie, wszelkie szepty momentalnie ucichły. Pośród zimnych murów, mieniących się odcieniami srebra, zaczęły roznosić się powolne, pewne kroki następcy rosyjskiego tronu. Odnosiło się wrażenie, że wypełniający świątynie ludzie wstrzymali oddech, w bezruchu obserwując kroczącego ku ołtarzowi carewicza.

Ten z dumnie uniesioną głową, a także surowym spojrzeniem nie oderwał przeszywającego wzroku od ołtarza, do którego zmierzał. Czuł na sobie setki par oczu, które oceniały każdy, najmniejszy gest, jakby chcąc utwierdzić się w przekonaniu, iż jest godny przyszłego tytułu. Jednak mimo to, nie był skrępowany, a nawet w pewnym sensie chciał być podziwiany i budzić powszechny zachwyt. Myśl ta jednak nie gościła w jego umyśle długo, zajęta realizacją przyszłego planu.
Nie miał pojęcia dlaczego w właśnie w chwili skracania dystansu do niechcianej korony carskiej wszystkie jego myśli skupione były na schludnie złożonej kartce pożółkłego papieru, w jednej z kieszeni.
Stając w wyznaczonym miejscu, poczuł wewnętrzny niepokój, który z każdym kolejnym słowem arcybiskupa tylko się wzmagał.
Phantomhive miał coraz więcej wątpliwości, co do słuszności własnej decyzji, ale było za późno, by się wycofać. Wyrwany z przemyśleń, oprzytomniał w najlepszym momencie, właśnie wtedy, gdy po raz ostatni miał się pokłonić. Oddał hołd całej Rosji, klęcząc na lodowatej, marmurowej posadzce, obserwując przy tym przejęte twarze świadków ceremonii. Poczuł na głowie ciężar korony, która oficjalnie mianowała go następcą Vincenta.
Momentalnie spuścił głowę, po czym niemal niepostrzeżenie wyjął kartkę, ściskając ją w drobnych, bladych dłoniach.
Dla zwykłych gapiów, nie było to nic innego jak składanie modlitwy, jednak w rzeczywistości było to żałosne zawodzenie o pomoc, skierowane wprost do diabła.

Czas stanął w miejscu.

Płomienie świec zastygły w tańcu, a zimne, grudniowe powietrze dłużej nie wypełniało pomieszczenia. Zapach, jaki dostał się do świeżo ukoronowanego władcy był otumaniający, a także niezwykle charakterystyczny. Znał tę woń aż nadto i właśnie wtedy strach, a także w dalszym ciągu żyjące w nim wspomnienia sparaliżowały chłopaka.
Zebrani w świątyni ludzie wykrzywiając twarze w bólu i rozpaczy, nawet nie spostrzegli, że z ich oczu, nosów, a nawet uszu, spływa gęsta, brunatna ciecz. Krew rozbijała się o podłoże sprawiając wrażenie jakby w środku budowli niespodziewanie zebrało się na deszcz.
Nawet jego narzeczona trwała teraz w stanie agonalnym, który z odległości zaledwie kilku metrów mógł jedynie obserwować.
Nawet zbierając w sobie resztki odwagi nie był w stanie się poruszyć, ponieważ czuł jak wszystkie kończyny niemal stapiają się z marmurem, na którym cały czas klęczał.

Ogromne, ozdobne żyrandole przestały rozświetlać miejsce uroczystości, przyćmione niewidzialną siłą.
Phantomhive czekał na swoje wybawienie, zachowując pozory, iż nie obawia się przyszłego losu.
Z tych samych drzwi, którymi wcześniej wszedł, wyłoniła się postać, której to prezencja sugerowała człowieka z krwi i kości, ale to nikt inny jak czarnowłosy mężczyzna zawładnął pomieszczeniem dzięki rozpościerające się wokół niego aurze.

Kroczył równie dumnie, pokonując dystans w stronę chłopaka, nie zwracając uwagi na mijane, zasiadające po obu stronach postacie, które tworzyły makabryczny widok.

-Jakie masz żądania? -melodyjny głos, wydobył się z gardła demona, natychmiastowo zastępując wszelkie obawy Ciel'a, czystym gniewem.

-W zamian za moją duszę, chce zemsty na oprawcach mojej rodziny. -odparował pewnie, wstając z klęczek. Poprawił mankiety koszuli, po czym spojrzał w ciemne, żarzące się oczy swojego nowego podwładnego.

Ten posłał mu niepokojący uśmiech, po czym zbliżył się do władcy, znakują go na resztę ludzkiego życia.
Ciel poczuł promieniujący ból w prawym oku, a także spływającą po policzku gorącą ciecz, która niemal parzyła delikatną, bladą skórę.

-Do zobaczenia. -usłyszał, a demon, który stał tuż przed nim zniknął.

Rozmyty obraz poprawił się dopiero, gdy przetarł oczy. Wtedy właśnie dobiegły go kobiece krzyki przerażenia, których to nie mógł zrozumieć.
Poczuł jak w jego objęcia wpada znajome, rozgrzane ciałko, które drży z każdym kolejnym oddechem.

-Nie płacz kochany, proszę. -powiedziała dusząc się własnymi łzami, ocierając delikatnymi dłońmi jego policzki.
Ciel skierował swoją uwagę na zdziwionych świadków, którzy w bezruchu obserwowali zaistniałą sytuację.

Młody car był przekonany, o tym, że spotkanie z demonem odbywało się jedynie w jego umyśle, a to co tam się wydarzyło nijak miało się do realnego świata.

Jakże się mylił, gdy po raz kolejny spojrzał na narzeczoną, która wycierała ręce w białą chusteczkę, brudząc ją czerwonymi plamami.

-Nic mi nie jest. -syknął, próbując uświadomić blondynkę, by pozwoliła mu dokończyć ceremonię.

-Ty płaczesz krwią. -odparła, z trudem powstrzymując się od rozpaczy.

-Uspokój się i usiądź, nic mi nie będzie. -posłał jej cień uśmiechu, po czym odprowadził na miejsce, unikając zdziwionych, a także przerażonych spojrzeń świadków.

Przyjęcie insygniów władzy odbyło się nadzwyczajnie szybko, dlatego iż duchowny obawiał się o zdrowie władcy. Ciel nie dając po sobie poznać, cieszył się z takiego obrotu wydarzeń, ponieważ sztuczne wydłużanie koronacji, byłoby marnotrawstwem jego cennego czasu.

Po powrocie do moskiewskiego pałacu atmosfera rozluźniła się na dobre, w czasie wystawnego bankietu. Goście częstowali się wyszukanymi potrawami, a także pili, co i rusz wykrzykując toasty za zdrowie, bądź rządy, nowego cara.
Pary zajmowały parkiet, ruszając się w rytm muzyki granej na żywo, a wśród nich znajdował się nie kto inny, jak Ciel ze swoją narzeczoną.
Elizabeth wtulała się w ciało ukochanego, co jakiś czas zajmując go rozmową na niezwykle przyziemne tematy. Phantomhive odpowiadał nieśpiesznie, bądź milczał by ta rozwijała jakże barwne opisy swoich popołudniowych zajęć. Myśli chłopaka w całości pochłonął nowy sługa. Interesował go czas realizacji jego żądań, a także wizje współpracy z demonem.
Chciał, aby ten wyciągnął go z zabawiania tłumu, który coraz bardziej działał mu na nerwy.
Od zawsze nie lubił takiej formy zabawy, a przebywanie w tak głośnym środowisku jedynie wzmagało ból głowy.
Gdy muzyka na chwilę ucichła, Ciel za pomocą banalnej wymówki, opuścił swoją partnerkę, by jak najszybciej znaleźć się w swojej sypialni. Wiedział, że rozbawieni goście zajmą się sobą, polewając jeszcze więcej szampana, a jego zniknięcie będzie niezauważone.

Pokonując kolejne stopnie do pokoju poczuł jak jego prawa strona głowy promienieje czystym bólem. Trzymając się za źródło cierpienia jakim było oko, resztkami sił pokonał dystans, po czym zamknął za sobą drzwi. Miał nadzieję, że służba nie będzie mu się naprzykrzać i nie wpadną na pomysł by przeszkadzać mu w zwijaniu się z bólu, na łóżku.

Leżąc na pachnącej, zimnej pościeli spojrzał w kąt pokoju, z którego wyłonił się demon.

-Przywykniesz. -oznajmił, stając tuż przy łóżku. Ubrany w tradycyjny strój lokaja patrzył żarzącymi się oczami w kolorze wina na wielkiego cara Rosji.

-Nie odzywaj się tak bezczelnie jakbyśmy byli równi. -odparował, z ledwością utrzymując oschły ton. -Jestem twoim panem i masz mi okazywać szacunek psie. -dodał, siadając na miękkim materacu.

-Tak, mój panie. -czarne, przydługie kosmyki opadły na przystojną twarz mężczyzny, w czasie gdy ten oddawał należny szacunek, kłaniając się przed Phantomhivem.

-Jak masz na imię? -spytał, niemal wypluwając te słowa. Był zirytowany postawą nadnaturalnej istoty, a także bólem, który sprawiał iż obraz w jednym oku był niewyraźny.

-Tak jak sobie życzysz. -odparował, znów patrząc wprost na niego. Ton sugerował, że była to jedynie grzeczna odpowiedź, ale uśmiech jaki temu towarzyszył wprawiał chłopaka w złość.

-Sebastian. -warknął, czekając na dalszy rozwój sytuacji.

1 8 6 8 | S E B A C I E L | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz