XXIII

516 57 10
                                    

Promienie słońca wpadające przez duże okna rozświetlały ciepłym światłem okazałą salę, nadając wnętrzu niemal idylliczny wygląd. Panujący gwar, spowodowany krzątaniną sług, którzy to co i rusz donosili specjały z kuchni, albo nadskakiwali władcy, byle tylko wkupić się w jego łaski, podczas nieobecności głównego lokaja, wypełniał jadalnię, podczas, gdy sam zainteresowany, w niecodziennym, dla niego spokoju, spożywał przygotowany posiłek.
Z ociąganiem, uniósł dłoń, w której trzymał widelec, tym samym nakazując ubranemu w skromny strój chłopakowi, by ten podał na stół herbatę, przelotnie spoglądając na zaspanego przyjaciela.

—Docierają do mnie niepokojące pogłoski o nasilających się, negatywnych nastrojach mojego ludu. —oznajmił, odkładając sztućce po bokach talerza, na którym znajdowało się jego na wpół naruszone śniadanie.
Obdarzył siedzącego tuż obok niego sekretarza, łagodnym spojrzeniem, w intensywnym niebieskim kolorze, który to z zastanowieniem wypisanym na twarzy, powolnie przeżuwał zawartość policzków.
Dzisiejszego dnia, Erik, w opinii cara, prezentował się nad wyraz swobodnie, z niewyczesanymi, przydługimi pasemkami jasnych włosów, które to układały się w każdym kierunku, a także niedokładnie wyprasowanej, błękitnej koszuli.
Ciel skłamałby sam przed sobą, przyznając, iż widok tego mężczyzny, nie cieszy jego oczu, a towarzystwo nie wprawia go w rozluźnienie  i mimo, że rozmawiali o ważnych dla jego kraju sprawach, od samego rana był w dobrym humorze.

—Co się dzieje na ulicach Petersburga? —dopytywał, chwytając palcami uszko porcelanowej filiżanki. Spróbował jej zawartości, z aprobatą dla gorzkiego smaku angielskiej herbaty z nutą bergamoty, po raz kolejny upijając łyk.

—Giną ludzie, wasza wysokość. —blondyn z pewnym zawahaniem odpowiedział, na zadane pytanie, z fascynacją przyglądając się twarzy rozmówcy, który zamarł w oczekiwaniu na rozwinięcie jego wypowiedzi. On sam, również był zdziwiony prezencją cara, który to podczas nieobecności Sebastiana, którego miał okazję poznać tuż przed jego wyjazdem, wyglądał na, o wiele pogodniejszego i mniej wypielęgnowanego, co przeszło przez jego myśl jako pierwsze. Phantomhive, jak zawsze był schludny i czysty, jednak nie kłopotał służby, by ta ułożyła jego włosy, czy chociażby zmieniła mu ubranie, na cokolwiek innego niż piżamę. Rozumiał potrzebę chłopaka, który choć przez chwilę, chciał wyglądać na odrobinę mniej formalnego, niż zawsze, dlatego też korzystał z tej dziwnie przyziemnej chwili, nie mogąc napatrzeć się na cara, który to przypominał Ciela z jego odległych, nastoletnich wspomnień.

—W przeciągu ostatnich dni znaleziono sześć ofiar, w żaden sposób ze sobą niepowiązanych. —kontynuował, przekazując najistotniejsze szczegóły z obszernych raportów, które do niego docierały. —Pochodzili z różnych warstw społecznych, o tak samo różnych opiniach wśród twojego ludu. -dodał, gdy car pogrążył się zamyśleniu. Jego bezbarwna mimika twarzy, całkowicie oddawała jego stanowisko w tej sprawie, którym było chłodne kalkulowanie następnych decyzji najważniejszej persony w kraju.

—Niech grabarz stawi się w pałacu. —oznajmił po chwili, z powrotem sięgając po srebrne sztućce. Przedzielił na pół, zalegające na porcelanie jajko, z którego wypłynęła intensywnie żółta zawartość, po czym sięgnął po stojące na stole przyprawy.

Erik zdziwił się postępowaniem pracodawcy, który to po szokujących nowinach, jak gdyby nigdy nic, wznowił swoją ucztę. Po chwili zreflektował się we własnych myślach, mając na uwadze osobistą tragedię Ciela, przez co zrozumiał jego, jakże nietypowe dla przeciętnego obywatela, zachowanie.

—Carze?

—Tak?

Phantomhive  przybrał rozgniewaną minę, jak gdyby był niezadowolony, że Snake nie przedstawił mu wszystkich informacji jednorazowo, przygotowując się na koleją dozę nieprzyjemności, ściśle związanych z jego funkcją.

—Czy mógłbym być na tyle śmiały, by zająć wieczorem twój czas? —spytał na tyle cicho, by służba nie miała sposobności dowiedzenia się o prywatnych relacjach, jakie ze sobą dzielili.

Chłopak uniósł kąciki ust, po czym przelotnie obdarzył kompana zaintrygowanym spojrzeniem, nie przerywając wykonywanych czynności, jakimi było doprawianie śniadania.

—Rozważę twoją propozycję. —oznajmił, nie kłopocząc się z ukrywaniem pozytywnych emocji, jakie w danym momencie mu towarzyszyły.

Czarnowłosy mężczyzna ponownie oparł się nieco wygodniej na fotelu, obdarzając wiszący ponad nim, zdobiony żyrandol, intensywnym spojrzeniem w kolorze wina.
Trzecia doba jego czuwania zapowiadała się znośnie, przez fakt, iż towarzyszył kontrahentowi od momentu pobudki, czytając jego umysł, niczym otwartą księgę.
Mimo, iż nie powinien korzystać z ich więzi zbyt często, od wczorajszego wieczoru był zbyt zaaferowany odkryciem tejże niezwykłej relacji, by mieć na uwadze nie tylko dobro Ciela, ale i swoje.
Z tego, co wiedział, naznaczenie jest niezwykle krótkotrwałym rytuałem, który to ma za zadanie alarmować piekielną istotę, o wszystkich potencjalnych zagrożeniach przypieczętowanej mu duszy i na bieżąco przekazywać wszelkie bodźce działające na kruchą, ludzką istotę.
Jednak od nikogo, kto kiedykolwiek miał styczność z podpisywaniem cyrografu, nie słyszał informacji z przebiegu tego chwilowego daru, a także nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji, jakie mógł ponieść, dzieląc intymne odczucia z człowiekiem. Pierwiastek demonicznej natury znajdujący się w zadanej przez niego ranie, na niezwykle bladej skórze chłopaka, dawał mu możliwość bycia współżyjącym stworzeniem, takim na miarę pasożyta.

W najlepsze delektował się odczuciami Phantomhive'a, w pewnym momencie z niesmakiem wykrzywiając usta.
Powodem niezadowolenia ze strony lokaja, były pozytywne emocje, nieukierunkowane w jego stronę. Od czubka głowy, aż po koniuszki palców, przenikała go ludzka ciekawość, a także coś co zinterpretował jako zachwyt.
Granica między duszą, a jego osobą była na tyle znikoma, że mógł swobodnie wyrazić swój sprzeciw wobec tak, w jego opinii, nierozważnego postępowania, jakim była zgoda, na propozycję nędznego sekretarza. Następne wydarzenia, których to podmiotem była głowa państwa, były urywkami poszczególnych fragmentów zamroczenia Ciela, a także ciepła bijącego wprost od jego nowego podwładnego.

—Ciel, czy dobrze się czujesz? —docierający do niego ton, spowodował jedynie grymas na twarzy lokaja, który to przeistoczony był w kolejne, fizyczne zadawanie cierpienia Cielowi, promieniujące wprost z okaleczonego miejsca.

—Tak, dziękuję za twoją troskę .—ton cara był przesiąknięty bólem, jednak do chwili, w której niecodzienne wrażenie, jakby ciało Michaelisa zaległo na zimnej pościeli, nieco złagodziła gnieżdżące się w nim emocje.

—Mógłbyś zostawić mnie samego?—dodał, nie zdając sobie sprawy z obserwującej ich piekielnej  istoty, która to jakby zza zamkniętych drzwi, przysłuchiwała się wymianie zdań.

—Będę w pobliżu, gdybyś czegokolwiek potrzebował.

—Dziękuje. —odparł, niemal sycząc przez zęby odpowiedź. Widząc zamykające się za blondynem drzwi, postanowił przeczekać ten przedziwny epizod bólu. Z powodu palącego go znamienia, plamiącego jego dotąd nieskalaną skórę, zajęty swoimi dolegliwościami, podwinął materiał koszuli, by przyjrzeć się ranie z bliska. Delikatnie zsunął się z połów pościeli, podchodząc do lustra, po czym obserwował zabarwione na głęboki kolor fioletu wybroczyny wokół czerniejących śladów po kłach lokaja. 

Phantomhive z niedowierzaniem dotknął zranionego miejsca, z którego to zaczęła sączyć się żółtawa, cuchnąca ropa, powolnymi, pojedynczymi kroplami spływająca po jego żebrach.

—Ty nędzna kreaturo piekielna. —powiedział, wyczuwając jak intensywność jego męki, z każdą kolejną minutą słabnie, by finalnie całkowicie zniknąć.—Jak tylko wrócisz to cię zabiję, psie. —oznajmił, lodowatym wzrokiem wpatrując się w lustrzane odbicie, jakby jego twarz była tą należącą do ucieleśnienia piekła.

Sebastian nawet  przez chwilę nie żałował swojego postępowania, całkowicie zaślepiony własnymi potrzebami.

—Obrzydliwi ludzie. —warknął, wyrywając się z letargu, po raz kolejny przyglądając się zwisającemu z sufitu żyrandolowi. Na moment opuścił dotychczasowe miejsce, chcąc donieść sobie kolejne porcje alkoholu, przez co w opustoszałym pałacu słychać było jego przesadnie głośne kroki i gdyby nie fakt, że znajdował się całkowicie odizolowany od świata, przypadkowi świadkowie jego eskapad z pokoju, do następnego pomieszczenia, uznaliby, iż letnia rezydencja jest przeklęta.

1 8 6 8 | S E B A C I E L | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz