XI

1K 113 13
                                    

-Może spacer na świeżym powietrzu nieco polepszy twoje samopoczucie? -głos Sebastiana rozszedł się po przesadnie dużej jadalni, w której to władca jadł późno popołudniowy obiad.

Słowa sługi dotarły do Ciela, który od niechcenia rozdzielał srebrnym widelcem kacze mięso na talerzu.
Z niesmakiem przeżuwał kęs, który miał w ustach, jakby sama czynność jedzenia sprawiała chłopakowi dyskomfort.
Niebieskie spojrzenie skierowane zza długiego stołu, wręcz mordowało, ale nie zraziło to demona na tyle, by przestał posyłać w kierunku Phantomhive'a irytujący go, grzeczny uśmiech.

-Może w końcu się zamkniesz i zajmiesz swoimi obowiązkami. -odparował, odkładając sztućce, jak nakazywała etykieta, w sposób sygnalizujący, iż skończył posiłek.

-Wedle twojego życzenia spełniłem wszystkie obowiązki pałacowego lokaja, dlatego śmiem zaproponować ci rozrywkę, carze.
Piekielna istota kierowała się w stronę Ciela z zamiarem zabrania na wpół zjedzonego dania sprzed oblicza pana.

-Chodzenie po ogrodzie o tej porze roku jest bezcelowe.
Władca spojrzał w stronę okna z widokiem na plac przed pałacem, jakby potwierdzając swoje słowa.
Pogoda na zewnątrz nie zwiastowała nadchodzącej wiosny, a pewności dodawały kłębiące się nad miastem chmury, które skutecznie utrudniały najmniejszym promieniom słońca, dotarcie na ziemię.
Ulice udekorowane były stopniałym, brudnym śniegiem, który jedynie pogarszał wygląd roztaczającego się za szybą obrazu Petersburga.

Sebastian westchnął, stawiając na tacy brudne naczynia, po czym zaserwował deser w kryształowym pucharze. Mus czekoladowy z odrobiną mięty miał udobruchać cara, który od rana był niezwykle opryskliwy.

-Sugeruję, byś sprawdził co u twoich poddanych, panie. -wyjaśnił, kierując uwagę chłopaka na postawiony przed nim, kunsztownie wykonany cukierniczy specjał.

Rosyjski spadkobierca podniósł ze stołu łyżkę, po czym zanurzył metal w gęstym kremie.

-Po co, skoro zeszłej nocy o to zadbałeś. -oponował, z trudem ukrywając przyjemność z kosztowania ziemskiej ambrozji.

-Jesteś za to rozgniewany, dlatego chcę się zreflektować za moje uchybienie. -demon pochylił się, w przepraszającym geście, po czym kierował swoje kroki do drzwi wyjściowych, by posprzątać po obiedzie.

-Nie jestem.

Usłyszał zza swoich pleców ton najdroższego pana, który teraz pozwolił sobie na dziecinne zachowanie, ukazując swoją nieco bardziej naturalną stronę.
Sebastian uśmiechnął się do siebie, po czym z zamiarem wyjścia, przystanął na chwilę.

-Przygotuję twój strój. -powiedział, przez ramię, po czym opuścił jadalnię, słysząc jawne protesty ze strony Ciel'a.


-Mam być ubrany jak prostak?

Oburzenie ze strony Phantomhive'a  było wręcz namacalne, jednak nie na tyle by wydał rozkaz, by przebrać go i zostać w pałacu.
Wraz z wysokim, przystojnym mężczyzną opuszczał swój dom tylnym wyjściem. Demon spojrzał na swojego pana, kroczącego tuż przed nim i ocenił jego wygląd, który mimo, że był prosty wcale nie prezentował się mniej zjawiskowo.

Chłopak był ubrany w czarne, wypastowane buty z wysokimi cholewkami, sięgającymi do kolan, które doskonale modelowały jego łydki. Ciemne spodnie wciągnięte w buty i biała koszula z granatową marynarką nie do końca ukrywały status społeczny, ale to przezorność Sebastiana uratowała stylizację, zwieńczając wszystko, czarnym, sięgającym do ud płaszczem.

-Mniej rozpoznawalny będziesz o wiele bezpieczniejszy. -odpowiedź lokaja uspokoiła Phantomhive'a, który przestał przejmować się swoim wyglądem, na rzecz oglądania toczącego się w mieście życia.

1 8 6 8 | S E B A C I E L | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz