XXIV

563 66 12
                                        

Lokaj na przymusowym wygnaniu, niemalże wył z irytacji, nad swoim nieszczęsnym losem, przez stulecia nie doświadczając podobnych męczarni w piekle, jakich doznawał tu na ziemi. Głodny, zazdrosny i żądny krwi, postanowił po raz kolejny obejść salę po sali, okazałej, letniej rezydencji, znając na pamięć najmniejszego szczegółu obrazu, popiersia, czy donicy, uświetniających wystrój przedpokojów. Niesłyszalne, dla ludzkiego zmysłu, kroki kierował wzdłuż północnej części pałacu, byle tylko nie poddawać się znużeniu.
Był demonem, co więcej tym, należącym do elity swojego świata, jednak nie kłóciło się to z jego jakże niepoważnym, wręcz dziecinnym, uporem, by przeszukać każdy zakamarek pomieszczeń, byle tylko znaleźć cokolwiek wartego jego piekielnej uwagi.
Znajdując się w sypialni poprzedniego władcy, zaczął przeglądać wszystko, co znajdywało się w zasięgu jego wzroku, począwszy od zawartości nocnych stolików królewskiej pary, na przestrzeni pod łóżkiem kończąc. Trwonił czas, szukając wielkiej niewiadomej i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Po bezowocnym przeszukaniu, zrezygnowany, chciał po raz kolejny wrócić do studiowania więzi z panem, zatrzymując się w półkroku.

Odwrócił się, z niedowierzaniem przypatrując się przeciwległym drzwiom, z niecodziennym niepokojem tkwiąc w bezruchu. Przez kilka dni obecności w budynku myślał, że nic go nie zaskoczy, przez fakt, iż każde pomieszczenie sprawdził kilkukrotnie, dodatkowo nie czując zapachu, który niemal od razu sprawił, że jego zmysły alarmowały najmniejszy skrawek jego ciała. Przemyślał swoje dotychczasowe zachowanie, które sprowadzało się do, prawie fanatycznego, zaślepienia Phantomhivem i ich przedziwną relacją, teraz świadomy swojego ciała i mocy wiedział, że kiełkująca w nim myśl, zaczęła naprowadzać go na odpowiedź, co intrygowało go pośród tych murów.

W ułamku nic, dla niego, nieznaczącej sekundy był już na schodach, kierując się na piętro.
Mijał popiersia poprzedników Phantomhive'a, którzy to obserwowali go martwymi, marmurowymi spojrzeniami, a także obrazy najwybitniejszych rosyjskich artystów, którzy to uwieczniali każdą, minioną chwilę z życia carskiej rodziny.
Skupiony wzrok demona, nie oderwał się nawet na moment, od interesującego go kierunku, zostawiając za plecami wszelkie dzieła ówczesnej sztuki.
Przystanął przed progiem masywnych drzwi, które to wieńczyły długi korytarz, by odzianą w biały materiał dłonią, sięgnąć ku mosiężnej klamce.

Po wejściu do zakurzonego gabinetu poprzednika głowy narodu, przystanął w centralnej części, pomiędzy fotelem, a biurkiem, z zaintrygowaniem czując niepokojąco znajomą woń. Otaczające go regały wypełnione książkami, wysokie aż pod sam sufit imponowały, tak samo jak zatrzymany w czasie porządek pomieszczenia, gdzie nawet zakurzone stosy dokumentów pozostały na swoich miejscach. Przepych i egzotyczne dodatki sprowadzane z krańców świata były dla demona tłem, nawet przez moment nie wzbudzając w nim zachwytu. Całkowicie skupiony na swoim nowym znalezisku, w ciszy odsunął jedną z szuflad, utwierdzając się w przekonaniu, iż znalazł to, co niosło ze sobą zapach jego domu. Z wnętrza wydobywała się charakterystyczny, dla piekła, swąd śmierci, a także zepsutej krwi.
Spisany za życia cara cyrograf umiejscowiony był pośród dokumentów, których to pieczęci pochodziły z odległych krajów, tworząc pokaźny zbiór. Wyjął plik kartek, po czym zasiadł na fotelu, w międzyczasie szczupłymi, długimi palcami przekładając pisma z jednej strony na drugą, nie odrywając wzroku od lektury. Co jakiś czas unosił brwi, w geście zaskoczenia, by za chwilę ponownie przybrać surowy wyraz twarzy. Usta ułożone w prostą linię, zaczęły wykrzywiać się w pobłażliwym uśmiechu, który aż do samego końca czytania coraz to nowszych faktów nie zniknął z jego przystojnej twarzy.
Finalnie oparł przedramiona na drewnianym blacie, dzierżąc w dłoni dokument prosto z czeluści, kilkukrotnie otwierał go i zamykał, zupełnie tak, jakby chciał się upewnić, czy treść spisana krwią, nagle nie wyblakła, jednak podpis Vincenta Phantomhive'a, a także pierwszego upadłego w dalszym ciągu pozostawały na swoim miejscu.
Dzień w mgnieniu oka zamienił się w późny wieczór, gdy tkwiąc na fotelu w gabinecie utkwił martwe spojrzenie, w kolorze ciemnego wina, w obrazie ogrodu roztaczającego się tuż za oknem, zastanawiając się jak wypełnić kontrakt, który potrwa zdecydowanie dłużej, niż początkowo przypuszczał.

Siedzący po przeciwnej stronie masywnego biurka, grabarz w najlepsze opowiadał o szczegółach związanych ze śmiercią kolejnej osoby, której to numer, nie był dla Ciela istotny. Bez większego zaangażowania przysłuchiwał się historii ofiary, nie wiedząc, czy jest ona jedną z pierwszych, czy może już ostatnią, której zwłoki, siwy mężczyzna, dokładnie i niezwykle obrazowo przedstawiał.
Jego myśli całkowicie zajęte porannym incydentem, utrudniały mu pracę i mimo, iż zdawał sobie z tego sprawę, nie mógł całkowicie się od nich uwolnić. Siedział na fotelu, wpatrując się w punkt na ścianie, tuż za posturą gościa, od czasu do czasu skinieniem ręki dając znak, iż prosi o kontynuacje wywodu.

—Carze, wybacz moje pytanie, ale czy ty mnie słuchasz? —spytał, obserwując natychmiastową reakcję władcy, który zwrócił w jego kierunku spojrzenie niebieskich oczu.

—Nie i byłbym wdzięczny, gdybyś jutro opowiedział mi o tym po raz kolejny. —odparł, nie wysilając się na grzecznościowy, skruszony ton. Podczas jego rozmów z grabarzem, zdążył zauważyć, iż ten przedziwny mężczyzna nader wszystko ceni sobie jego szczere zdanie, za co w tym momencie był mu niezwykle wdzięczny.

—Co takiego cię trapi, wasza wysokość?

—Jeden niezwykle kłopotliwy pies. —odwarknął, po chwili zawahania. Nieprzyjemny epizod, wydawał mu się to tak abstrakcyjnym doświadczeniem, a zarazem niezwykle frustrującym, że nie mógł dać wiary swojej głupocie, jaką było obdarzenie demona zaufaniem.

Grabarz ze stoickim spokojem, czujnie obserwował gamę emocji na twarzy rozmówcy, który to z każdą chwilą prezentował mu coraz to nowszą i wścieklejszą odsłonę.

—Ośmielę się udzielić ci rady. —zaczął, nie czekając na aprobatę jego pomysłu, który dla Ciela mógł sprawiać wrażenie absurdalnego.

—W sprawie niesfornych psów, a także demonów jestem zdania, iż ludzie źle je wychowują. —kontynuował, widząc jawne zdziwienie na twarzy chłopaka. Phantomhive zbladł, mając nadzieję, że wyłącznie się przesłyszał, bądź nie zrozumiał analogii.

—Słucham?

Jasnowłosy mężczyzna mógł być pewny, iż car obdarza go teraz stu procentową uwagą, z racji jego niepewnej postawy, a także przenikliwego spojrzenia.

—Nazbyt często okazują im dobroć, za co odpłacają się niewdzięcznością i nieposłuszeństwem. —odparł, kończąc zdanie charakterystycznym dla jego osoby rechotem, wydobywającym się z wnętrza gardła.

—Kim ty jesteś? —spytał oniemiały, pewny tego, iż za chwilę zostanie przez grabarza pożarty bądź zamordowany w bardziej wyrafinowany sposób. Przypomniał sobie ostrzeżenia Sebastiana, który przestrzegał go przed innymi demonami, czując jak paraliżuje go strach.

—Pokornym poddanym, panie. —odparł, po czym siedząc delikatnie się ukłonił, powracając do wyjściowej pozycji, rozsiadając się na miejscu jeszcze wygodniej. Mową ciała chciał przekonać człowieka, iż z jego strony nie grozi mu bezpośrednie niebezpieczeństwo.

—Twoim problemem jest obawa, ale to nie ty masz się bać psa, tylko on, że zostanie bezpańskim kundlem. —dodał, ociekającym wyższością tonem, obdarzając młodziutkiego cara kpiącym uśmiechem, chcąc potwierdzić swoje słowa.

—Jesteś istotą jego pokroju. —stwierdził, upewniając się, iż dzisiejszego wieczoru jego krótki żywot nie zakończy się z powodu jego ignorancji, przed realnymi zagrożeniami, o których został poinformowany i przez które nosił na sobie blizny po kłach Sebastiana.

—Kimś więcej, niż prostym demonem. —usłyszał, widząc jak grabarz z pogardą wypluwa ostatnie słowo.
Ciel poddał krótkiej analizie zachowanie podwładnego, który to wzbudził w nim poczucie niezależności względem lokaja. Siwowłosy mężczyzna może i był bardziej groźny, niż się wydawał, ale w tej chwili widział w nim wybawienie od demona, którego, dzięki zdobytej wiedzy, miałby w garści.

—W takim razie, odpowiedz mi na kilka pytań, które trapią mnie od dłuższego czasu.

1 8 6 8 | S E B A C I E L | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz