I

95 10 3
                                    

Leżałem w ciemnym zaułku, a zimna woda z kałuży niespiesznie wsiąkała w moje ubrania. Rozchyliłem lekko jedną powiekę i niemal od razu ją zamknąłem. Miałem jeszcze niewielką chwilę i wtedy postanowiłem ją wykorzystać.

Ale. Najpierw pewnie chcielibyście wiedzieć kim jestem i dlaczego mówię o tym, co było. Od samego początku nie będę zaczynał, bo sam go nie pamiętam. Omówimy ten temat bardzo powierzchownie i przejdziemy do punktu, który umownie, ty i ja, uznamy za początek tego, co będzie dalej.

Jakiś czas temu, chyba ze czterysta lat, zaczął się kolejny duży konflikt zbrojny, który ogarnął cały świat. Kto zaczął nie wiadomo, przecież każde państwo ma ministerstwo obrony, ale nie ma ministerstwa ataku. Dosyć szybko konflikt z lokalnego przerodził się w światowy i militarna siła przestała tylko prężyć muskuły, ale pokazała swoją prawdziwą siłę. Krócej? Wszystko szlag trafił. Wojska poszły mordować się między sobą, poleciały pierwsze bomby i wtedy ktoś genialny wpadł na pomysł użycia cięższego kalibru. Poszły w ruch bomby atomowe i wszelki syf tego pokroju. Jakim cudem cokolwiek jeszcze tu stoi? Tego nie wiem, ważne, że cokolwiek jest.

Naszym umownym punktem początku będzie moment rozbicia Zjednoczonej Armii Wolnych Miast. Wtedy też odesłano mnie do cywila. Do miast weszły oddziały armii Dyktatora i ogłosiły jego władzę. Przez jakiś czas jeszcze wrzało w kociołku, ale finalnie partyzanckie grupy powstałe po rozbiciu Zjednoczonej Armii zostały wyłapane lub poszły w całkowitą rozsypkę. Ja wtedy nie będąc już wojskowym uniknąłem tego wszystkiego.

Pierwszym zaskoczeniem było dla nas bardzo łagodne traktowanie pokonanych oddziałów. Zostali jedynie rozbrojeni, pozbawieni stopni wojskowych i odesłani do domów. Żadnych egzekucji, tortur, w spokoju zostawiono nawet dowódców dając im wrócić do rodzin. Nie zastosowano żadnych większych represji zostawiając wszelkie swobody obywatelskie, jak wolność słowa. Zostało tylko narzucone nowe prawo, które niewiele różniło się od starego. Zwycięzcy chodziło jedynie o zyski z podatków i wszystko było dobrze, skoro takowe były.

Nadal wam nie odpowiedziałem kim jestem, prawda? Jakiś czas temu byłem samodzielną jednostką wojskową w randze porucznika o bliżej niezdefiniowanych kompetencjach. Miałem zielone światło do wszelkich działań, które nie były sprzeczne decyzjom podjętym na wyższym szczeblu. Przez większość czasu towarzyszyłem pewnemu oddziałowi z załogi lotniska stacjonując wraz z nimi. Współpraca w końcu popłaca, nieprawdaż? Jakiś czas po rozbiciu Zjednoczonej Armii bomby padły na lotnisko niszcząc je doszczętnie, na temat ludzi tam pracujących nic mi nie wiadomo. Taki stopień w wojsku miałem ze względu na pewne swoje właściwości. Nie skłamię wam tutaj mówiąc, że sam nie wiem kim dokładnie jestem.

Własnego początku nie pamiętam. Pierwszym, co pamiętam jest spalone gospodarstwo na obrzeżach wsi rozszarpanej pociskami artyleryjskimi. Wieś usłana była ciałami zarówno cywili jak i wojskowych. Niektóre ciała były niemal całe, o innych świadczyły tylko pourywane fragmenty. Ciekawiło mnie jeszcze wtedy dlaczego tylko ja ocalałem. Moje wątpliwości wzbudzały kompletnie poszarpane ubrania wyglądające jakby przyjęły sporą dawkę odłamków. Spanikowany uznałem wtedy, że jestem martwy, ale szybko obaliłem tą teorię sprawdzając własny puls. Również dosyć szybko dowiedziałem się dlaczego udało mi się przeżyć.

Może jeszcze kawałek o moim wyglądzie, jeśli wam to nie przeszkadza. W teorii wyglądam jak zwykły facet. Za młody na starość, za stary na dzieciństwo, wysoki ciemny brunet z dobrze zbudowanym ciałem i włosami długości mniej więcej kciuka. Wiem, że każdy ma innej długości palce. Pociągła szczupła twarz ozdobiona piwnymi oczami i orlim nosem. Całość zwieńczona została wiecznie lekką opalenizną.

Otworzyłem oczy równocześnie z chrzęstem stawu wracającego na swoje miejsce. O tym, że dźwięk nie należał do najprzyjemniejszych świadczyła blada twarz niedoszłego rabusia wisząca nade mną i pobliskie odgłosy zwracania niedawnego posiłku. Zazwyczaj w takich sytuacjach wystarczył mały bodziec i nie musiałem używać przemocy wobec napastnika. Tym razem też spróbowałem szczerząc się paskudnie do powoli cofającego się rabusia i zacząłem wstawać. Bodziec wystarczył, niedoszli uciekli ile sił w nogach z uliczki nie fatygując się nawet o żadne krzyki.

Rozejrzałem się po otoczeniu, uliczka była tą samą do której wchodziłem, więc nie odpłynąłem na długo. Tylko dlaczego wchodziłem do ciemnej uliczki, jakich normalnie się unika? Ładny kot tu siedział. A może kotka? Nieważne, dokarmianie zwierzaka grzechem nie jest, a jak jeszcze ładny to i milej od razu się robi. Aż chciałoby się takiego przygarnąć i trzymać u siebie, tylko jak, jeśli środków i sposobu na to brak. Poszedłem do wylotu uliczki do jej ważniejszego odpowiednika.

Główna ulica była zatłoczona. Masa ludzka przelewała się przez chodniki dla pieszych jak i przez asfalt zarezerwowany dla pojazdów, których swoją drogą mało kto używał z ich braku. W świetle wczesnego wieczoru po oczach uderzały wielobarwne neony nadając swoisty urok widokowi roztaczającemu się przed moimi oczami. Przeszedłem niewielki kawałek dzielący mnie od knajpki mijając przy tym funkcjonariusza porządkowego. Straszne czyściochy z tych dyktatorskich, gdzie nie spojrzysz, to zawsze będą łazili w skafandrach ochronnych, żeby przypadkiem niczego nie złapać. I łażą tak wszędzie, nie ważne, że żadnego zagrożenia w powietrzu nie ma, zdejmują skafandry chyba tylko w domu.

Zarówno drzwi, front jak i szyld knajpki wyglądały niepozornie z pozoru nie obiecując nic ciekawego. Wnętrze też nie należało do tych najpiękniejszych jakby chciało potwierdzić wnioski wysnute po zobaczeniu frontu. Jednak wnioski te najczęściej były cholernie błędne. Nawet jeśli nie pasowała ci muzyka grana przez kapelę, to solówki wykonywane przez staruszka na saksofonie kazały o tym zapomnieć, a do tego dania serwowane tutaj były "palce lizać" i "jak u mamy". Wchodząc kiwnąłem głową kilku znajomym twarzom i zasiadłem przy swoim ulubionym stoliku. Lokal odwiedzało stałe grono i mało kiedy pojawiała się nowa twarz, toteż niemal każdy miał swoje ulubione miejsce i nie zajmował miejsca, które wybrał sobie już ktoś inny.

Pozbyłem się ostatnich pieniędzy przeznaczając je na konkretny posiłek i czekałem lustrując dokładniej gromadę bywalców. Nastroje ludzi łatwo wyczuć, jeśli są mocno oparte i z tego powodu na razie nikt nie podchodził zagadać. No cóż, nie dziwcie się mi, raczej nikt nie byłby zadowolony, gdyby go napadnięto. Talerz z aromatycznym daniem wylądował wraz ze sztućcami i herbatą przede mną. Nigdy nie pytałem, kto tu jest kucharzem, ale był mistrzem w swoim fachu i gdyby chciał, to z pewnością zatrudnił się gdzieś, gdzie płacą niewyobrażalne sumy. Kucharz, który zwykły gulasz potrafi zamienić w arcydzieło zasługuje na naprawdę wysoką płacę.

Ciemność nocy rozświetlały na ulicach liczne neony i sporadyczne latarnie. Może i ludzi po zmroku było mniej, ale zdecydowanie nie wszyscy spali. Wtedy po prostu dało się przejść bez przepychanek przez masy ludzkie. Oddalałem się coraz dalej od centrum manewrując wśród znanych mi uliczek. Im dalej od środka, tym mniej ludzi. Obojętnie mijałem funkcjonariuszy, którzy odprowadzali mnie podejrzliwym wzrokiem, ale mimo to nie zaczepiali mnie. Zatrzymałem się przed jednym z bloków na ulicy i wszedłem do środka. Po windzie został sam pusty szyb, więc nawet osoby mieszkające na najwyższych piętrach musiały zasuwać po schodach. Bez namysłu zacząłem wspinać się po tej mordowni dla osób starszych żeby finalnie zatrzymać się przed właściwymi drzwiami.

Drzwi już dawno pozbawione zamka jak zwykle były lekko uchylone. Będąc w środku przystawiłem je butem, żeby nie otworzyły się do końca i skierowałem się do jednego z czterech pomieszczeń poza korytarzem. Dla pewności, że już trzeba się rozejrzeć za robotą, przejrzałem szafki w kuchni i westchnąłem. Zostały już same zapasy, które zabieram tylko na swoje wycieczki. Równie dobrze mogłem zająć się poszukiwaniem pracy rano, więc zrzuciłem bluzę i koszulkę i skierowałem kroki do sypialni. O tym, że ktoś mnie odwiedził świadczyły niedomknięte drzwi do mojej prywatnej komnaty. Zazwyczaj je zamykałem. Wszedłem do środka.

Nagle pchnięty upadłem na plecy pociągając za sobą zgrabną brunetkę, która szczerzyła się do mnie. Nachyliła się do mnie i szepnęła kilka słów na ucho. Zgodziłem się prawie bez zastanowienia. No cóż. Była osobą, której nie dało się odmówić. Dodatkowo miałem wyjątkowo dobre perspektywy na przyszłość. I nie mówię tutaj o tym, co znajdowało się wtedy przed moimi oczami.

WędrowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz