— No chodź, bo spóźnimy się na samolot! —krzyknęła z salonu moja przyjaciółka Ruby.
Dziś był ten dzień, miałyśmy lecieć na wymarzone wakacje na Tahiti, z okazji moich 18-nastych urodzin, które odbyły się miesiąc temu w czerwcu. Po zdanej maturze, rodzice postanowili dołożyć mi pewną część pieniędzy i zapłacili za bilety. Nie należę do osób, które śpią na pieniądzach, ale też nie mogę powiedzieć, że żyję w biedzie. Przez rok dorabiałyśmy sobie z Ruby w sklepie spożywczym, który należał do przyjaciela mojego ojca Josepha. Te wakacje, miały być najlepsze!
Wzięłam w dłonie rączki od dwóch walizek, w które ledwo się zmieściłam i zaciągnęłam je do pomieszczenia, w którym już czekała zniecierpliwiona dziewczyna. Skarciła mnie wzrokiem, że jak zwykle musi na mnie czekać.
— Pamiętajcie, uważajcie na siebie a jakby się coś działo dzwoń! — powiedziała zatroskana mama.
— Wiesz, że może tam nie być zasięgu prawda?— odpowiedziałam.
— Wiem, ale i tak na siebie uważajcie!
— Dobrze, nie damy się złapać i pożreć tubylcom. — roześmiałam się, a na twarzy rodzicielki pojawił się strach.—Przecież tylko żartowałam, chodź tato, musimy się zbierać.
Zwróciłam się do Josepha, który miał nas odwieźć na lotnisko w Miami na Florydzie, na której mieszkaliśmy. Zebrałyśmy się z Ruby i umieściłyśmy nasze walizki w bagażniku auta. Zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu obok dziewczyny i zapięłam pas.
— Czas na przygodę życia.— szepnęłam do niej.
— To będzie nasz czas.***
Lot minął nam bardzo dobrze, pomimo, że cholernie się bałam. To był mój pierwszy raz w samolocie. Widoki były nie ziemskie. Ocean zajmował całą powierzchnię krajobrazu, a kiedy zaczęłyśmy się zbliżać do lotniska, małe wysepki na wodzie przykuwały uwagę. Wylądowaliśmy bez problemu na lotnisku Aeroport international Tahiti , który znajdował się u wybrzeża wyspy. Hotel miałyśmy wybrany już pół roku temu, więc udałyśmy się po walizki i od razu przed budynek w poszukiwaniu taksówki. Byłam bardzo zmęczona siedemnasto godzinnym lotem.
Od lotniska do punktu docelowego dzieliło nas zaledwie jedenaście kilometrów. Ruby szybko dorwała jakiś samochód i porozumiewając się łamanym francuskim dała wytyczne młodemu mężczyźnie gdzie ma jechać.
— Tu jest tak cudownie. — powiedziałam wyglądając za okno auta. Mijaliśmy tereny pokryte bujnie roślinnością, miejscowi ludzie chodzili wzdłuż drogi, zapewne przemieszczając się między wioskami a miastem turystycznym.
—Tak, jest pięknie. Spójrz. — wskazała rudowłosa w drugą szybę. Po tamtej stronie widać było nie kończący się ocean, łódki pływające z nurkami, który popłynęli podziwiać rafę koralową z bliska, moje oczy nie mogły nacieszyć się tym cudownym widokiem. Po niespełna dwudziestu pięciu minutach dotarłyśmy na miejsce. Hotel przed wejściem prezentował się dobrze, wokół było wiele zielonych krzewów, kolorowych kwiatów a wzrok przyciągały wielkie betonowe łuki połączone w zabawny sposób przypominając tańczącą baletnice.
— Chodź. —powiedziałam ciągnąc swoje walizki do wejścia. Ruszyła pewnie za mną podziwiając widoki i próbując zapamiętać ich każdy szczegół. Hall był również ozdobiony w kwiatach, które stały w każdym możliwym miejscu.
—Bonjour, parlez-vous anglais?— zwróciła się Ruby do blondynki kobiety stojącej za ladą w rejestracji.
— Tak, mówię po angielski.— uśmiechnęła się promiennie. Zaśmiałam się, była tak dobra w angielskim, jak ruda we francuskim.
— Chciałyśmy potwierdzić rezerwację na nazwisko Scott.— zwróciłam się do recepcjonistki podając swoje nazwisko. Wstukała coś w klawiaturę, skupiła się na monitorze komputera, który stał przed nią i podała nam klucz do pokoju. Ojciec zadbał, by pieniądze za opłacenie hotelu dotarły przelewem o wiele wcześniej, bał się, że mając taką gotówkę przy sobie, szybko ją stracimy na głupoty lub co gorsza, nas okradną. Martwił się na zapas. Z taką gotówką, czekałaby nas tylko kilku kilometrowa droga z lotniska do hotelu i to w taksówce.
Udałyśmy się do naszego tymczasowego miejsca zamieszkania, stosując się do instrukcji, które udzieliła kobieta mojej przyjaciółce, mówiąc trochę po angielsku i francusku. Zarezerwowałyśmy domek, w jednym z niewielu takich miejsc na wyspie. Starałyśmy się wybrać miejsce, jak najdalej od zgiełku turystyki, niestety, dookoła wyspy atrakcji było co nie miara. Po dziesięciu minutach przeprawiania się z walizkami przez plażę dotarłyśmy do pomostu, który prowadził do domków na wodzie. Droga zbudowana z drewna, prowadziła do każdego domku, łącząc je w jedną sieć. Im bardziej wysunięty domek w głąb oceanu, tym cena większa. Niestety nie mogłyśmy sobie pozwolić na szaleństwo i nasz domek był trzeci z kolei licząc od plaży. Otworzyłam sprawnie drzwi kluczem, wykonane były całe ze szkła, co nieco mnie zmartwiło, dziwnie będę się czuła z myślą, że każdy kto przechodzi obok może bez problemu zajrzeć do środka.
Wnętrze było w większości wykonane z drewna, boazeria na ścianach, panele na podłodze, drewniane, ale bardzo solidnie wyglądające łóżko na środku sypialni z możliwością rozstawienia na dwa oddzielne miejsca do spania, do której prowadziło szerokie przejście z salonu. W środku domku znajdowała się również mała kuchnia z aneksem i szafkami. Salon zdobiła niewielka kanapa i stolik do kawy. Domek, pozbawiony był w większości urządzeń elektrycznych, telewizora, mikrofali i tak dalej. W sypialni znajdowało się kilka kontaktów, oczywiście w całym domku, bez zastrzeżeń działało światło, co Ruby od razu sprawdziła.
— Tu jest tak pięknie.— powiedziała dziewczyna rozsiadając się na wcześniej wspomnianej kanapie w salonie.
— Tak, to będą nasze wakacje życia! — roześmiałam się i usiadłam obok niej. Znalazłam szybko zasięg w telefonie zmieniając kilka razy pozycję , w której siadłam i wysłałam sms'a do rodziców.
CZYTASZ
Dzika miłość | Zakończone
RomanceTahiti to pełna niespodzianek, dziwnych tradycji i miejsc wyspa. Lily wraz z przyjaciółką w ramach swojego prezentu na osiemnaste urodziny postanawia spędzić tam wakacje. Dziewczyny stawiają sobie jasny cel - przystojni chłopcy i świetna zabawa. J...