X kolacja

95 5 0
                                    

Prawie pisnęłam, gdy poczułam na swojej skórze czyjś dotyk. Odskoczyłam jak poparzona zderzając się głośno z łóżkiem.
Przede mną stał uśmiechnięty Zayn.
— Jak tu wszedłeś? — szepnęłam przestraszona.
— Okno. — mrugnął. — Jestem, jestem.
Pomachał ręką i wyszedł do nieco mniejszego pomieszczenia niż to, w którym się znajdowałam. Serce biło mi jak oszalałe a przerażenie sięgało zenitu. Pomimo, że wróciło poczucie bezpieczeństwa byłam nieźle wystraszona całą tą sytuacją.
— Mężczyźni wrócili bez ciebie. Gdzie byłeś? — zapytała zmartwionym tonem kobieta.
— Poszedłem w inne rejony.
— Wiesz, że musisz trzymać się z nimi.
— Tak mamo, wiem. — jęknął.

Czyli kobieta z którą rozmawiał była jego matką. Zmroziło mnie na myśl, jakie miałby problemy jakby znalazła mnie tutaj.
Na dworze panował już mrok, pomieszczenie rozświetlał księżyc i zapalone pochodnie na dworze. Z minuty na minutę byłam coraz bardziej przerażona wizją powrotu do hotelu.
Matka i syn wymienili jeszcze kilka zdań z których niewiele zrozumiałam i Blanche się oddaliła.
Zayn wrócił do mnie z zażenowaniem na twarzy.
— Gdzie byłeś? — zapytałam ciekawska. Czułam jak powoli schodzi ze mnie cały stres i strach.
— Szukałem twoich znajomych.
— Przecież nie wiesz jak wyglądają.
— Mało kto zapuszcza się tutaj bez przewodnika.
— Znalazłeś ich? — zapytałam podekscytowana na myśl o znajomych m, ale chłopak tylko zaprzeczył ruchem głowy. Westchnęłam smutno myśląc, że mnie tak po prostu zostawili i oparłam się o ścianę.
— Pomożesz mi dostać się na plażę?
— O tej porze? Nie.
— To co ja mam zrobić? Przecież ty poszedłeś.
— Ja w przeciwieństwie do ciebie, znam ten las na pamięć.
Zbliżył się na niebezpieczną odległość a nasze klatki piersiowe prawie się dotykały. Poczułam adrenalinę i strach. Nie wiedziałam kim był ten przystojny mężczyzna, nie wiedziałam czy może mnie skrzywdzić, a on pozwalał sobie na tak dużo bliskości.
— Więc mam chodzić po lesie cała noc? — zapytałam łamiącym się głosem.
— Boisz się?
— Tak. Bardzo.
Odpowiedziałam zrezygnowana przez swoją sytuację. Zamknęłam oczy by się nie rozpłakać i stało się coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała.
Duże, silne i męskie ramiona oplotły mnie złączając swoje palce na moich plecach. Mój policzek spotkał się z nagim torsem chłopaka przez co jego oddech przyspieszył.
Stał i po prostu mnie przytulał. Bez słów, bez uczuć, bez niczego. Zamknął mnie w ramionach mając nadzieję, że pomoże mi się to uspokoić.
Staliśmy tak w ciszy a moje myśli, że był to gest bez uczuć zaczęły się zmieniać.
Mężczyzna delikatnie drżał i gładził moje plecy kciukiem co było takim czułym gestem i bardzo mi się podobało.

Byliśmy sobie obcymi a miałam wrażenie, że dla obojga bliskość była czymś innym, niż tylko dotknięciem. Mięśnie miał napięte a oddech szybszy niż chwilę temu.
Czułam się tak dobrze, to przerażające, ale było lepiej niż kiedy Nick mnie obejmował.
Wtuliłam się w niego bardziej zarzucając na jego plecy dłonie. Przycisnęłam go mocniej do siebie i poczułam błogość, spokój i szczęście. Nie wiem czy to była jego zasługa, tego miejsca czy atmosfery tu panującej, ale chciałam zostać i poznać ich zwyczaje, tradycje.
— Zayn? — oderwaliśmy się od siebie jak poparzeni na kilka kroków.
— Mamo? Co tu robisz? — zapytał zirytowany szatyn.
— Kto to? — zapytała wskazując na mnie głową. Jej angielski był na naprawdę dobrym poziomie. Byłam w stanie zrozumieć ją bez zająkniecia, co w obecnej sytuacji działało dla mnie na niekorzyść.
— Znalazłem ją w lesie. — Zabrzmiało trochę, jakby mówił o przedmiocie.
— I?
— Zgubiła się, jest ranna. Nie mogłem jej przecież tak zostawić.
— Było ją zabrać do miasta. — zdenerwowała się.
— Doskonale wiesz ile jest od wioski do miasta.
— To nie upoważnia cie do przyprowadzenia jej tutaj!
— Podważasz w tej chwili każdą zasadę, której mnie uczyłaś od małego. — westchnął zrezygnowany.
— Nie uczyłam cię przyprowadzania turystów. — mocno zaakceptowała ostatnie słowa patrząc na mnie. Poczułam, jakby chciała mnie tym obrazić.
— Uczyłaś mnie opiekuńczości. — zdenerwował się. — Odpowiedzialności za słabszych, pomocy kobietom, bycia dobrym człowiekiem za wszelką cenę a teraz masz problem, że zachowuje się tak jak mnie wychowałaś?
Kobieta milczała. Patrzyła na mnie i na niego. Na jej twarzy rosło zdenerwowanie i już miała coś powiedzieć, ale Zayn ją wyprzedził.
— Ona jest moją choisi une. — stwierdził i zasłonił mnie nieco swoim ciałem. Po tych słowach twarz kobiety złagodniała.
— Nie możesz. — powiedziała drżącym i łamiącym się głosem. Nie miałam pojęcia co oznacza ten zwrot, ale zaczęłam myśleć, że nic dobrego.
— Zjesz z nami? — zapytała kobieta zwracając się do mnie. Na jej twarzy widać było niechęć, ale głos miała łagodny i opiekuńczy, jakby jej stosunek do mnie zmienił się w sekundę.
Nie miałam pojęcia co tu się właśnie stało.
Zayn wyciągnął do mnie dłoń, którą chwyciłam zanim moje ciało wysłało sygnał do mózgu. Pociągnął mnie w kierunku wyjścia. Znaleźliśmy się na sporym placu wokół którego stały domki podobne do tego w jakim znajdowałam się jeszcze przed chwilą. Dłoń chłopaka zacisnęła się mocniej a oczy wszystkich spoczęły na mnie.
Poczułam piekące wiercenie w moim brzuchu. Nikt nie wyglądał tu jak ja. Wszyscy mieli ciemniejszą karnację niż moja, ale jaśniejszą niż Zayn.
Spojrzałam się na jego matkę. Była nieco wyższa ode mnie, miała brązowe długie włosy, które sięgały jej do pośladków. Nie należała do najszczuplejszych a jej ciało zakrywał jedynie biustonosz z cienkiego materiału i spódnica w odcieniu jasnego brązu pomieszanego z zielenią.
— Zayn o co chodzi? — odważyłam się zapytać, gdy posadził mnie na ziemi obok niedużego ogniska.
— Proszę, rób to co ja i staraj się nie zwracać na siebie uwagi. — szepnął.
— Co oznaczał ten zwrot i dlaczego twoja mama od razu zmieniła nastawienie do mnie?
— Nie mogę ci powiedzieć Lily. Uznajmy, że oznaczał coś dzięki czemu nie wyrzucą cie stąd, ani nie powiedzą o tobie złego słowa.

Dzika miłość | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz