XV poszukiwania

99 4 0
                                    

LILY POV

Chodziłam po tym lesie od dobrych trzech godzin, próbując odnaleźć drogę do wioski, którą wracaliśmy z Zaynem tamtego ranka. Niestety, moja orientacja w terenie była okropna i zgubiłam się po raz kolejny. Wierzyłam ślepo w to, że odnajdę go w taki sam sposób jak zrobiłam to za pierwszym razem. Usiadłam na powalonym drzewie i wyjęłam jabłko, które zdążyłam jeszcze chwycić w domku. Ugryzłam je by zaspokoić głód i dodać sobie trochę energii. Zamknęłam oczy i oparłam się o pień innego drzewa zastanawiając nad planem działania. Byłam wykończona bawieniem się w poszukiwacza i chodzeniu w coraz to większe gęstwiny roślin.
— Ładnie to tak przychodzić do lasu z własnymi owocami?
Do moich uszu dotarł męski kpiący ton. To był właśnie ten dźwięk, którego tak bardzo mi brakowało oraz którego szukałam. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą uśmiechnięty od ucha do ucha ideał mężczyzny, pozbawiony koszulki z koszykiem owoców na plecach.
— Nie umiem się tak dobrze wspinać jak ty.
Na mojej twarzy również pojawił się uśmiech i mimowolnie, bez pomyślenia i kontaktu z mózgiem podeszłam do niego wtulając się w gorący, spocony tors chłopaka. Zaskoczył go mój gest, wszystkie mięśnie w ciele mu się spięły, ale nie odepchnął mnie. Delikatnie umiejscowił swoją dłoń na moich plecach w tym samym czasie opierając brodę o moje włosy.
Znów czułam się tak dobrze, tak spokojnie i bezpiecznie, w pełni szczęścia i ekscytacji.
Odsunęłam się od niego, by nie czuł się nie komfortowo i znów zbadałam głębię jego oczu tym samym się zatracając.
— Szukałaś mnie, czy znów się zgubiłaś? — na ziemię przywrócił mnie dopiero jego cudowny, melodyjny głos.
— Myślałam, że to ty pierwszy będziesz mnie szukał. — stwierdziłam.
— Czyli jednak mnie szukałaś. — puścił mi oczko i delikatnie założył mi kosmyk włosów za ucho. Poczułam przyjemne dreszcze i ciepło jakie ogarnia moje ciało. Czułam coś całkowicie innego, niż wtedy, gdy robił to Nick. Teraz czułam się tak dobrze, błogo a w brzuchu miałam dziwne mrowienie.
Usiadł obok mnie stawiając koszyk między swoimi nogami.
— Nie mogłem cie szukać. — stwierdził bardzo cichym głosem.
— Dlaczego? — spojrzałam na niego z biciem serca tak mocnym, że na pewno było to widać przez koszulkę. Powiedział, że nie mógł, czyli chciał. Chciał mnie szukać. Już samo to wprawiało mnie w anielski nastrój.
— Musiałem udawać, że wiem gdzie jesteś i kiedy wrócisz.
— A kiedy miałam wrócić?
Chłopak spojrzał mi prosto w oczy z dziwnym błyskiem we własnych.
— Dzisiaj.
Czułam jak moje źrenice się rozszerzają a powieki idą do góry. Patrzyłam na niego oczami pełnymi zdziwienia. To przecież nie mógł być przypadek.

Nie mógł.

— Jak to dzisiaj? Ja... To było spontaniczne, chciałam Cię jeszcze zobaczyć.
— Też tego chciałem. Lily  — zaczął jakby się wahając. — To co powiem, może nie mieć w ogóle sensu, ale twoja obecność wywołuje we mnie uczucia, których nigdy nie doświadczyłem, moje ciało reaguje na ciebie bardzo dziwnie. Dostaje gęsiej skórki, dreszczy, napadów gorąca lub zimna. Jak zostawiłem cię wtedy przy plaży, nie mogłem się na niczym skupić. Myślałem tylko o tym, czy dotarłaś do hotelu, czy wszystko z tobą w porządku i czy jest cień szansy, że się spotkamy.

Denerwował się i było to po nim widać. Ciężko oddychał i patrzył na mnie wzrokiem pełnym nadziei, jakby chciał usłyszeć to samo. Bez zastanowienia przysunęłam się do niego łapiąc jego policzki w swoje małe dłonie.
— Ja też myślałam tylko o tobie.— poczułam jak zadrżał i bez zastanowienia przysunął się łącząc nasze usta ze sobą po raz trzeci. Pogłębiłam pocałunek nie wiedząc, czy robię dobrze. Nie myślałam o tym. Liczył się tylko on.

Może zwariowałam? Postradałam zmysły albo dostałam jakiegoś udaru od tego słońca, ale chyba się nim zauroczyłam.

Wstał ciągnąc mnie za sobą bez przerywania pocałunku. Położyłam dłonie na jego gorącym od słońca lub emocji torsie i dałam się ponieść emocjom.
Chłopak wziął większy wdech jakby nie mógł go w ogóle złapać i oparł mnie o drzewo, które znajdowało się obok nas. Musiałam zadzierać głowę do góry, był ode mnie o wiele wyższy.
— Lily  — mruknął dotykając mojej skóry pod koszulką. Moje ciało przeszły dreszcze, bo wypowiadał moje imię tak idealnie, takim obezwładniającym tonem.
— Zayn. — usłyszeliśmy za sobą głos jakiegoś mężczyzny. Chłopak automatycznie się spiął i odsunął nie zabierając dłoni z mojego ciała.
— Gaston. — ciemnowłosy spojrzał w kierunku wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny o brązowych włosach. Powiedział coś po francusku, czego oczywiście w ogóle nie zrozumiałam.
— Co powiedział? — zapytałam Zayna pełna nadziei, że mi wyjaśni. Ledwo mogłam mówić po tym co się chwilę temu stało, czułam w brzuchu te cholerne motyle, które sprawiały, że chciałam więcej, zdecydowanie więcej.
— Powiedział, że wszyscy wracają do wioski i ja też powinienem.
— Oh — jęknęłam. Serce mocno mnie zabolało, że dane mi było wiedzieć go tak krótko. Podszedł do swojego koszyka z owocami i założył na plecy. Odwrócił się do mnie biorąc w dłoń mój plecak.
— Idziesz, czy będziesz tak stała?  — zaśmiał się wyciągając w moją stronę dłoń. To było dla mnie jak zaproszenie do raju. Chwyciłam ją bez zastanowienia i ruszyłam do przodu.

Droga zajęła mniej niż kilka dni temu, musiałam być bliżej wioski niż myślałam. Im mniej drogi  zostało, tym bardzie się stresowałam.
Jak Zayn wyjaśnił to kim jestem? Jak wyjaśnił słowa jakimi mnie określił? Czy jego rodzina przyjmie mnie tak samo ciepło jak za pierwszym razem?
— Lily? — Na ziemię sprowadził mnie głos szatyna. Spojrzałam na niego rozanielona przez te cudowne oczy, które patrzyły na mnie zmartwionym wzrokiem.
— Słucham? — Widząc, że chłopak nie chce mówić, postanowiłam się odezwać.
— Mówiłem do ciebie, ale nie reagujesz.
— Wybacz, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
— Za chwilę będziemy w wiosce, tak naprawdę nie odkręciłem tego co wtedy powiedziałem, więc proszę trzymajmy się scenariusza, że masz jeszcze trochę spraw do załatwienia.
Skinęłam niepewnie głową przygotowując się psychicznie na to co miało się zaraz stać. Dla całej wioski dalej byłam kobietą Zayna, która w niedługim czasie miała wyjść za niego za mąż. Brzmi absurdalnie, ale moje podbrzusze chyba przyjmowało taki scenariusz, ponieważ czułam dziwny ucisk na samą myśl. Minęliśmy jeszcze kilka drzew i wyszliśmy na plac, przez co wzrok wszystkich kobiet zatrzymał się na mnie. Ścisnęłam dłoń chłopaka mocniej czując jak stres we mnie narasta.
— Lily! — Blanche uśmiechnęła się na mój widok i pomachała szybko dłonią. Posłałam jej blady uśmiech i spojrzałam na szatyna.
— Mamo. — Chłopak uśmiechnął się do swojej rodzicielki i podał jej kosz wypełniony owocami. Kobieta wzięła to co jej podał i wróciła do reszty.
— Głodna? — zapytał opiekuńczym głosem Zayn gładząc kciukiem moją dłoń.
Skinęłam głową i ruszyłam za nim po mango. Nadal za nim nie przepadałam, ale nie byłam w stanie mu tego powiedzieć widząc jak bardzo się cieszy, kiedy jem coś co sam zerwał z drzewa. Obrał mi owoc i podał. Uśmiechnęłam się do niego szeroko po czym zjadłam bez słowa to co mi dał.
Siedzieliśmy na jednym z kamieni znajdujących się obok jego domku.
— Lily witaj. — Przed nami jakby z nikąd pojawił się ojciec Zayna. Spojrzałam na niego wystraszona, bo nie wiedziałam co miałam powiedzieć, by nie zaszkodzić Zaynowi i jakoś nie mogłam przemóc się, by nazywać tego mężczyznę ojcem.
— Dzień dobry. — uśmiechnęłam się w końcu, gdy zaczęła wkradać się niezręczna cisza.
— Wróciłaś do nas. Zayn jest szczęśliwy.
— Tato. — jęknął zawstydzony i zażenowany chłopak. Zaśmiałam się przez jego reakcje i ponownie spojrzałam na mężczyznę.
— Nie na długo. Mam jeszcze sporo spraw do załatwienia. — starałam się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie i pewnie, by mężczyzna nie zaczął niczego podejrzewać.
— Nie musisz mi tego tłumaczyć. — mrugnął do mnie okiem. — Wiem, jak trudne może być zrezygnowanie z dotychczasowego życia. Jeśli potrzebujesz z kimś porozmawiać, moja żona jest do dyspozycji.
Uśmiechał się, ale starał  zachować powagę godną przywódcy. Spojrzał na Zayna i z powrotem na mnie po czym odszedł by pocałować swoją kobietę w czoło.
Ich zachowanie było takie bezpośrednie, czułe i naturalne. Całkowicie przeciwne temu, co mówił o nich przewodnik czy temu co słyszy się w mieście.
— Więc, postanowiłaś mnie odnaleźć? — zaśmiał się cicho Zayn.
— Co? — spojrzałam na niego zaskoczona.— Nie przypominaj mi, bo czuję się desperatką.
Chłopak roześmiał się głośno zwracając tym uwagę kilku kobiet znajdujących się blisko nas.
— Nawet nie wiesz jakie to urocze.
— I mówi to ktoś, kto żyje w lesie.
— Wiem co mówię. — cmoknął mnie w policzek totalnie mnie tym zaskakując. Spojrzałam na niego, przez co tylko się wysczerzył.

To wszystko było takie dziwne, zaskakujące i niewiarygodne. Nigdy w życiu nie powiedziałabym, że będę przy kimś obcym czuć się tak dobrze i swobodnie biorąc pod uwagę, że tym kimś był człowiek z lasu, żyjący w totalnie odmienny sposób niż ja.

Dzika miłość | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz