XXII kocham

94 3 0
                                    


Obiadu na szczęście dla wszystkich wystarczyło, jedynie zjedliśmy go nieco później niż odbywało się to normalnie.
Zupa smakowała podobnie jak szczawiowa, jednak nadal była z dzikiej rośliny na wyspie.
Dzieci dostały zupę i banany, które przyniósł Zayn, kobiety zjadły zupę i podzieliły się rybami a mężczyźni zjedli same ryby.
Wszystko tutaj działało w takiej harmonii, że byłam tym zafascynowana i zszokowana.

Wieczorem siedziałam razem z Zaynem przy rzece rozkoszując się cudownym widokiem oświetlanym jedynie światłem księżyca.

— Ciężki dzień — westchnął.
— Pełen nowego doświadczenia.
Spojrzał na mnie zaciekawiony.
— Dużo się uczę przebywając tutaj — dodałam.
— W domu nie obierasz ziemniaków? — zaśmiał się.
— Nie tak, jak tutaj. To o wiele lepsze.
— Żyjemy tak na codzień, nie tylko dziś.

Znów poczułam mocne ukłucie w dole brzucha odczytując aluzje jaką miał mi do przekazania.
Westchnęłam cicho nie mogąc się z tym w jakiś sposób pogodzić. Chciałam przywyknąć do takiej codzienności i uczyć się coraz więcej.
— Chciałabym dobrze wykorzystać ten czas.
Uśmiechnął się i skinął głową.
Przysunął się nieco bliżej i złączył nasze usta w leniwym, ale emocjonalnym pocałunku.
Mój brzuch na zmianę dawał znać o przyjemnych skurczach i bólu związanym z wyjazdem.
Zatracałam się w tym coraz bardziej i nie zdawałam sobie sprawy, jak ciężko będzie z tego wyjść. Wrócić tak po prostu na Florydę do wszystkiego co robiłam przed wakacjami. Znaleźć pracę, normalnie funkcjonować, robić wszystko tak, jakby te wakacje nie miały miejsca. Przecież to było niewykonalne.

***

Rano zostaliśmy obudzeni przez kozy, które zerwały się z łańcuchów i każdy próbował je złapać.
Byłam z siebie dumna, że nawet mi udało się chwycić jedną. Próbowałam pominąć fakt, że była to malutka koza urodzona kilka tygodni temu, bo liczył się sam fakt!
Na śniadanie wszyscy zjedliśmy banany a ja poprosiłam Zayna, by pokazał mi jak wyjść na plażę, bo chciałabym porozmawiać z przyjaciółką.
Oczywiście, nie obyło się bez tego, że doprowadził mnie pod same drzwi.
— Poczekam ile będzie trzeba. Pójdę się przejść.

Cmoknął delikatnie moje czoło i oddalił się w stronę plaży.
Weszłam do domku widząc, że jest w nim Ruby.
Wydawała się nie być zaskoczona moim przyjściem. Uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła.
— Zmęczona dzikim życiem? — roześmiała się siadając na kanapie.
— Wręcz przeciwnie.
— Połowa wakacji nam minęła — stwierdziła poważnie.
— I martwi mnie to coraz bardziej — jęknęłam.
— Lily, chyba się nie zakochałaś?

Spojrzałam na przyjaciółkę nie wiedząc co powiedzieć. Przy Zaynie czułam się jak przy nikim innym, dawał mi poczucie bezpieczeństwa i szczęścia.
Ciągle myślałam o tym, że chciałabym zostać na wyspie, poznać jak żyją tu ludzie, spędzić jak najwięcej czasu z Zaynem.

— Nie mogę powiedzieć, że go kocham — zaczęłam. — Chciałabym, by był ciągle obok mnie, chciałabym wiedzieć jaki jest plan jego dnia, jaki jest naprawdę, czy choć trochę przypomina chłopców z Florydy?

— Wiesz, że to niemożliwe.
Spojrzałam na nią z rezygnacją wymalowaną na twarzy.
— Nie możesz mówić, że coś jest niemożliwe, jeśli tego nie wiesz.
— Nie mów, że nagle chcesz stać się dzikuską.
— Dzikuską? Mówisz jak Nick — oburzyłam się. — Chciałabym być z Zaynem.
— To go zabierz ze sobą.
— A co on jest jakąś przytulanką, żeby zapakować go w walizkę i zabrać do domu?
— Przekonaj go, by wyleciał z tobą.
— To jest dopiero niemożliwe —zaśmiałam się. — Jego kultura by na to nie pozwoliła, jego rodzice i tego czego jest nauczony. Przecież jestem tylko zwykłą turystyką.
— Nie dla niego. — Ruby skinęła głową w stronę drzwi. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam stojącego w nich Zayna. Nie potrafiłam niczego odczytać z jego twarzy. Po prostu stał i patrzył na mnie, ale miała wrażenie, że moje słowa sprawiły mu ból.
— Twoja przyjaciółka ma rację.

Dzika miłość | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz