Zasnęłam bardzo szybko wykończona przygodami wczorajszego dnia.
— Gdzie ona jest?!
— Szukaj jej idioto!
— Jak mogłeś ją zostawić!
— Nie ma jej!
— Jesteśmy skończeni, wylądujemy na komisariacie i w pierdlu!
— Zamknij mordę idioto! Nic jej nie jest! Nie może jej nic być!
Obracałam się wokół własnej osi słysząc krzyki przyjaciół, ale nie mogłam się odezwać. Chciałam im powiedzieć, że wszystko ze mną w porządku, żyje i wróce do nich, ale nie mogłam. Poczułam nagle czyjąś dłoń na swojej. Odwróciłam się w stronę mężczyzny i ujrzałam przed oczami Zayna. Stał uśmiechnięty trzymając w dłoni mały bukiet kwiatów.
— Oficjalnie jesteś moją żoną. — stwierdził i złożył najbardziej czuły pocałunek jaki kiedykolwiek w życiu miałam.Obudziłam się siadając od razu do pionu. Rozejrzałam się się dookoła, ale chłopaka nie było w zasięgu mojego wzroku. Przeczesałam włosy dłonią i głośno westchnęłam. Przez to co powiedział mi przed snem, miałam koszmar.
Chociaż, czy to faktycznie był koszmar? Nie czułam się w nim tak źle, byłam spokojna, opanowana i pewna swojego szczęścia.
Zsunęłam z siebie koc, ponieważ dzień stawał się coraz goręrszy i zmieniłam dolną część garderoby z powrotem na szorty.
Wyciągnęłam z plecaka wodę, która była wręcz zagotowana. Skrzywiłam się.
— Nie da się wypić. — mruknęłam sama do siebie. Nie chciałam wychodzić z domku, ale pragnienie mnie do tego zmusiło. Delikatnie otworzyłam drzwi i rozejrzałam się. Nie było nikogo.
Westchnęłam i wyszłam na plac rozglądając się dookoła.
— Lily. — odezwał się ktoś za mną a ja aż podskoczyłam ze strachu. Kobieta zaśmiała się a ja rozpoznałam w tym śmiechu mamę Zayna.
— Jeśli szukasz mojego syna, wróci dopiero jak zdobędzie dla ciebie coś do jedzenia.
— Tak to działa? Codziennie chodzi i czegoś szuka?
— Oczywiście. Każdy mężczyzna ma taki obowiązek, jeśli tylko posiada rodzinę.
— A jeśli jej nie posiada? — byłam bardzo ciekawa kultury i tradycji ludzi z lasu.
— Jest wolny. Robi co chce, lub pomaga rodzicom. Pić?
— Bardzo. — przejechałam językiem po suchych ustach.
Podała mi naczynie wykonane ze skorupki kokosa.
— Mleko kokosowe? — zapytałam.
— Woda. — uśmiechnęła się a ja odetchnęłam z ulgą. Nie lubiłam mleka kokosowego, ale w ostateczności bym się napiła.
— Zayn! — krzyknęła kobieta machając do chłopaka. Odwróciłam się i zobaczyłam go z koszykiem na plecach wypełnionym owocami. Podszedł do matki i pocałował ją w czoło, po czym to samo zrobił mi.
Wzdrygnęłam się na ten gest, bo z jednej strony był tak uroczy, ale z drugiej zaskoczył mnie swoją bliskością.
— Głodna? — zapytał mnie a ja skinęłam głową. Dał mamie kilka owoców i wróciliśmy do jego domku, a raczej do tarasu, który był przed wejściem. Nie był duży, ani wystawny. Po prostu kilka gałązek i sznurek.
— Poszedłeś po owoce tylko dla mnie? — zapytałam zaciekawiona tym co powiedziała mi jego mama.
— Tak przynajmniej powinienem zrobić. — stwierdził a ja się skrzywiłam. — No co? Też jestem głodny.
Zaśmiałam się głośno i chwyciłam mango. Nie lubiłam tego owocu, ale zrobiłam wyjątek. Byłam w takim miejscu, z takim człowiekiem, że mogłam machnąć ręką na kilka rzeczy.
Obrał mi owoc ze skóry a ja pochłonęłam go w chwile.
— Żywicie się tylko owocami i rybami?
— Żywimi się tym co złapiemy, wyhodujemy lub znajdziemy.
— No i tym co dostaniecie z miasta. — dodałam gryząc kolejny owoc.
— Szybko się uczysz.
— Jako przyszła żona syna wodza nie mam wyjścia. — zaśmiałam się, ale on spoważniał. — Przecież tylko żartuję.Najwyraźniej nie zrozumiał żartu, albo mówił wtedy na poważnie co nie mogło być nawet brane pod uwagę.
Dzisiaj wracam do przyjaciółki i zapewne już nie zobaczę pięknego, dzikiego Zayna.
Moje serce się na chwilę ścisnęło a ja wzięłam to za zły znak.
— Pokażesz mi jak się stąd wydostać? — zapytałam po chwili ciszy a na jego twarzy pojawił się wyraźny grymas.
— Powiedziałaś to tak jakby ktoś trzymał cie tu na siłę.
— Wybacz, nie chciałam żeby to tak zabrzmiało.
Wzruszył ramionami i skończył jeść swojego owoca. Moje serce ponownie zakuło a ja nie miałam pojęcia dlaczego?
Czyżby podświadomie chciało tutaj zostać, z nim?
Otrzepałam dłonie i spojrzałam na niego. Patrzył przed siebie jakby nagle unikał mojego wzroku. Wyglądał na zamyślonego i smutnego jednocześnie. Postanowiłam oderwać od niego swój wzrok i wbić w ziemię przed moimi stopami.
Czułam dziwny smutek związany z odejściem stąd.
— Idziemy? — zapytał po dłużej chwili wstając. — Przyniosę twój plecak.
Nie czekając na moją odpowiedź wszedł do domu, by po chwili wrócić z materiałem w dłoni.
Wzięłam go nieśmiało i założyłam na plecy. Przeciągnęłam się nie przyzwyczajona do spania na takich łóżkach i spojrzałam na chłopaka pytająco.
— Gapisz się. — skomentował podnosząc prawą brew do góry. Zamrugałam szybciej kilka razy i wbiłam wzrok w ziemię.
— Wybacz.
— Chodźmy. — powiedział stanowczo. Wzdrygnęłam delikatnie i ruszyłam za nim bez słowa. Wydawał się teraz taki oschły i zły.
Czy to przez to, że powiedziałam coś, co zabrzmiało źle?
Zniknęliśmy z wioski pomiędzy drzewami i ruszyliśmy z tego co mi się wydaje w tym samym kierunku, z którego wczoraj przyszliśmy. Szłam za nim w ciszy odczuwając tą okropną energię, która wprawiała mnie w rodzaj jakiejś dziwnej melancholii. Nie miałam wcale ochoty wracać, coś mówiło mi, bym tu została.Snułam się tak bez słowa za Zaynem dobrą godzinę.
— Mogę widzieć o co ci chodzi? — zirytowałam się. Wcześniej dawał mi do zrozumienia, że w dziwny sposób potrzebuje być blisko mnie a nagle nie odzywał się dłuższy czas. Po prostu szedł i torował mi drogę przez rośliny w kierunku plaży.
Zatrzymał się i gwałtownie odwrócił przodem do mnie przez co zderzyłam się twarzą z jego nagim i nieco już spoconym torsem. Prychnęłam i od razu cofnełam dwa kroki w tył.
— O nic mi nie chodzi. Chciałaś, żebym cie stąd wyprowadził, więc to robię.
— A nie możemy podczas tego rozmawiać?
— Zwierzęta wypłoszysz gadaniem.
Ponownie prychnęłam.
— Ta.
— Po prostu nie wiedziałem w co się pakuje. — westchnął.
— Co?
— Z powiedzeniem rodzinie, że jesteś moją. To ma za duże znaczenie, by rzucać słowa na wiatr.
— Nie prosiłam o to.
— Kazaliby ci odejść.
Wzruszyłam ramionami.
— To bym sobie poszła.
— Ja... — zaczął cicho. — Ja nie chciałem żebyś poszła.
Wzięłam głęboki wdech i na chwilę zatrzymałam powietrze w płucach. To zabrzmiało tak dobrze, tak uroczo, że moje serce się rozpłynęło.
— Zrobiłeś to świadomie.
— Wiem. — zbliżył się. — I świadomie poniose tego konsekwencje.
Był bardzo blisko, przez co serce prawie wyskakiwało mi z piersi. Patrzyłam mu prosto w oczy i zatracałam się w tym z każdą sekundą. Poczułam dziwna chęć pocałowania go.
Jego źrenice błysnęły a warga została przygryziona zębami. Zachłysnęłam się powietrzem, bo to było takie dobre. Rozchyliłam delikatnie usta przełykając szybko ślinę. Nieświadomie zagryzłam wargę mając wrażenie, że czas się zatrzymał. Nie docierały do mnie żadne dźwięki lasu. Stałam jak słup wpatrzona w jego nieziemskie oczy.
Odczuwalna energia od razu się zmieniła a jego dłoń delikatnie musnęła moją. Wzdrygnęłam się czując jak po całym ciele przechodzą mi dreszcze. On był tak bardzo przystojny, taki pociągający...
Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jakiś dzikus z lasu będzie tak na mnie działał.Powtarza się historia Tarzana?
Zbliżył się do mnie kilka milimetrów i oparł swoje czoło o moje. Musiał się nieźle pochylić by to zrobić. Westchnął głośno i złapał moją dłoń. Był w tym taki delikatny, przysięgam, cała sobą chciałam go pocałować.
— Jesteś dziwną osobą Lily. — zaczął, powoli wymawiając każde słowa. Ton jakim mówił działał na moje podbrzusze w bardzo pobudzający sposób. — Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się to co teraz. Nigdy, z nikim.
Przełknęłam głośno ślinę przez jego wyzwanie. Moje serce waliło z szybkością odrzutowca a ja miałam coraz większe problemy z oddychaniem. Jego ciało tak bardzo działało na moje, że sama nie byłam w stanie tego pojąć.
— Zayn?
— Shh... — uciszył mnie przykładając palec wskazujący do moich ust. Sekundy dzieliły mnie od zemdlenia a ja dalej pragnęłam jego ust. — Dziwnie się przy tobie czuje. Chciałbym zrobić rzeczy, których nie mogę zrobić i bardzo mnie to denerwuje.
Chwycił drugą dłonią mój podbródek przez co cicho jęknęłam a on się spiął. — Lily, gdybyś tylko była stąd.
— To co Zayn? — zapytałam ledwo wyduszając z siebie słowa.
— Byłabyś moja. — musnął delikatnie moje usta swoimi. Były takie ciepłe, mokre i miękkie, że na chwilę straciłam świadomość. Jęknęłam głośniej i chwyciłam jego nadgarstek. Odsunął się szybko ode mnie tracąc kontakt fizyczny.
Otworzyłam szeroko oczy, które przed chwilą zamknęłam rozkoszując się jego ciałem. Nie mogłam złapać oddechu.
Ponownie spojrzałam mu w oczy a on się delikatnie uśmiechnął.
— Nie powinienem był tego robić. — westchnął.
— Ale...
— Nie żałuję. — przerwał mi. Byłam wpatrzona w niego jak w obrazek. Liczył się teraz on, nie istotne gdzie byłam chciałam patrzeć tylko na niego. — Gapisz się znowu.
Otrząsnęłam się szybko i rozejrzałam dookoła. Byliśmy już na skraju wyjścia z lasu, jednak w innym miejscu niż weszłam do niego ze znajomymi.
— Jesteśmy. — jęknęłam niezadowolona. Było mi mało i chciałam, by pocałował mnie ponownie.
— Tak. — potwierdził.
Wyłonił się z lasu na ulicę i machnął kilka razy na przejeżdżający samochód. Stałam tam i patrzyłam co robi w dalszym ciągu zszokowana tym co się przed chwilą wydarzyło. — Taksówka.
Zawołał mnie gestem dłoni a ja niechętnie podeszłam. Powiedział coś po francusku do mężczyzny siedzącego za kierownicą i spojrzał ponownie na mnie. Westchnęłam głośno załamana tą sytuacją i własną słabością.
— Zobaczymy się jeszcze przed moim wylotem? — zapytałam błagającym głosem zaskakując tym samą siebie.
— Żegnaj Lily.
Powiedział, kiedy wsiadałam do auta. Poczułam jak pęka mi serce i drzwi taksówki zostały zamknięte przez Zayna. Uchyliłam szybko szybę zanim kierowca odjechał.
— Zayn! Dziękuję! — krzyknęłam. Chłopak odwrócił się i mrugnął do mnie. Uśmiechnęłam się smutno i odjechałam.
CZYTASZ
Dzika miłość | Zakończone
RomanceTahiti to pełna niespodzianek, dziwnych tradycji i miejsc wyspa. Lily wraz z przyjaciółką w ramach swojego prezentu na osiemnaste urodziny postanawia spędzić tam wakacje. Dziewczyny stawiają sobie jasny cel - przystojni chłopcy i świetna zabawa. J...