IX wioska

95 4 0
                                    

Patrzył na mnie nic nie mówiąc a ja jak ostatnia idiotka leżałam na ziemi przerażona tym co może się stać.
Wyciągnął rękę w moim kierunku, przez co skuliłam się ze strachu, ale on nic nie zrobił. Stał pochylony nade mną z ręką wyciągniętą w moim kierunku. Nie

Że niby miałam za nią chwycić?

Przemyślałam szybko to, że może też jest turystą, odnalazł mnie i pomoże mi się stąd wydostać. Nieśmiało położyłam swoją dłoń na jego i zostałam pociągnieta do pionu. Miał naprawdę dużo siły, mój bark mocno to odczuł, ale nie skomentowałam. Stanęłam naprzeciwko niego i zorientowałam się, że niestety nie jest turystą.
Jego klatka piersiowa była naga, delikatnie uniesiona i pokryta duża ilością różnych tatuaży, których nie rozumiałam.
Ramiona, barki i domyślam się plecy również miał pokryte czarnymi tatuażami. Był znacznie ode mnie wyższy, śmiem twierdzić, że o dobre dwadzieścia centymetrów jeśli nie więcej.
Miał jedna z najpiękniejszych twarzy jaką kiedykolwiek widziałam. Idealne rysy twarzy, mocno wysunięta szczęka, kilkudniowy zarost, czarne jak smoła oczy, które mi się przyglądały i na samym czubku głowy czarne włosy, potargane w każdą możliwa stronę.
Przełknęłam ślinę w dalszym ciągu czując okropne przerażenie, ale on tylko stał i patrzył na mnie z nie odgadnioną miną.

Po jakiś dziesięciu minutach nie wytrzymałam. Dalej staliśmy w tej samej pozycji a dzień dobiegał końca.
— Mówisz po angielsku? — szepnęłam, wielka gula strachu stała mi w gardle i nie byłam w stanie powiedzieć niczego głośniej.
Dalej patrzył na mnie milcząc poruszał gałkami ocznymi w dół i w górę dokładnie lustrując moja sylwetkę.
— Nie no, to nie ma sensu. — westchnęłam i chciałam ruszyć dalej w poszukiwaniu wyjścia na plażę, ale silna i duża dłoń zawiązała się na moim barku. Szarpnął mnie w swoją stronę i znów znalazłam się przed nim, tylko nieco bliżej.
— Zwariowałeś? To boli! — wskazałam na różowy ślad na mojej skórze.
— Ranna. — odezwał się a jego głos był tak przejmujący, że sparaliżował mi od stóp do głowy. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Spojrzałam mu w oczy i od razu się w nich zatraciłam. Był bardzo przystojnym mężczyzną z ciemniejszą niż moja skórą, oczarował mnie sobą i pomimo wielkiego przerażenia poczułam dziwna chęć bycia blisko niego.
— Ranna. — powtórzył sprowadzając mnie tym na ziemię. Wskazał palcem na moją nogę.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam czerwoną delikatnie zasnchniętą już stróżke krwi, która zaczynała się od kilku centymetrowej rany na udzie. Skrzywiłam się. Nie czułam nawet, że się zraniłam ani, że leciała mi krew. Rozejrzałam się po swoim odsłoniętym ciele, miałam sporo otarć i otwartych ran.

Kiedy ja się tak załatwiam?

— To nic. — machnęłam ręką z nadzieją, że mnie zrozumie.
— Boli. — stwierdził.
— Nie.
— Pomogę.
Z poważna mina podszedł do mnie, chwycił za uda i przerzucił przez swoje ramię. Pisnęłam nie wiedząc czy bardziej ze strachu, czy z zaskoczenia. Zrobił to brutalnie, ale była w tym jakaś doza delikatności.
— Puść mnie!
— Pomogę.
— Nie chce twojej pomocy!
— Cicho. — mruknął i delikatnie klepnął moje udo. Przeszedł mnie dziwnie przyjemny dreszcz i ostatecznie poddałam się zwisając przez jego ramię. Byłam naprawdę przestraszona, ale coś w środku kazało mi zaufać chłopakowi.
Nie miałam szans się wyrwać a nawet jeśli jakimś cudem, spadłabym z dwóch metrów na wystające korzenie, patyki lub jakiegoś węża!
Wisiałam tak na nim przez dobre piętnaście minut. Pomimo jego muskulatury postawił mnie z precyzją chirurga i delikatnością motyla wśród drzew i krzewów. Wyglądał na bardzo skupionego, wydawało mi się jakby nasłuchiwał lasu.
— Chcesz mi pomóc w krzakach? — uniosłam zdziwiona brew do góry rozglądając się dookoła.
— Wioska. — wskazał palcem za mną. Odwróciłam się i przed moimi oczami pojawiła się zbudowana cała z drewna i liści wioska, o której mówił nam przewodnik. Czyli musiałam być gdzieś w głębi lasu, zajebiscie.
— Rozumiesz w ogóle, co ja do ciebie mówię?
Odwróciłam się do niego i spojrzałam prosto w oczy ponownie dając się ponieść ich urokowi.
— Tak.
— A potrafisz mówić po angielsku? — zapytałam mając nadzieję, że chłopak potrafi powiedzieć coś więcej niż pojedyncze słowa. To by mi bardzo ułatwiło sprawę.
— Tak.
— Coś więcej niż pojedyncze słowa? — westchnęłam.
— Jesteś męcząca i upierdliwa. — westchnął po chwili milczenia a ja poczułam się jakbym dostała placka w twarz.
— Ha! Nie prosiłam się o pomoc. — prychnęłam urażona jego słowami.
— Natura przywódcy nakazuje pomóc słabszym.
— Jesteś tutaj wodzem, czy czymś w tym rodzaju?
— Jego synem. — uśmiechnął się delikatnie, ale za chwilę znów stał się poważny nie ukazując jakichkolwiek emocji.
— Podobno nie lubicie turystów i potraficie być wobec nich agresywni. — palnęłam.
Zaśmiał się kpiąco.
— W bajki wierzysz? Masz być cicho.
Stwierdził i pociągnął mnie za rękę biegiem do jednego z domków. Otworzył szybko drzwi i zamknął pchając mnie do pomieszczenia.
— Wierzysz w to, że nikt mnie nie zauważył?
— Tak. Mężczyźni są na polowaniu a kobiety zajmują się dziećmi.
— Wszyscy potraficie mówić po angielsku?
— Jesteś zbyt ciekawska. — westchnął sięgając do jednej z szafek. Jeśli można to tak nazwać.
— Wybacz. Nie codziennie ratuje mi życie miejscowy.
— Nie codziennie zbieram zagubionych turystów. — zaśmiał się na moją odpowiedź. — Tylko wódz i jego następca mają obowiązek znać wszystkie języki jakimi można posłużyć się na wyspie. Nie zadawaj więcej pytań, bo to męczące.
Westchnęłam i usiadłam na krześle, które wskazał.

Dzika miłość | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz