XXVII egoizm

73 1 0
                                    


Również niesprawdzony. Wybaczcie, dostałam pracę i naprawdę nie mam kiedy sprawdzać rozdziałów, które mają ponad 2000 słów. :(______________________________________________________________________Większość dnia spędziłam w samotności unikając jakichkolwiek ludzi. Poranek sprawił, że część mojego serca rozpadła się na kawałki a ja nie mogłam psychicznie znieść tego bólu i świadomości jak wielką egoistką jestem.
Do wyjazdu został tydzień a ja czułam się jak wrak człowieka.
Sama nie wiedziałam już dlaczego, co było tego powodem? A może wszystko na raz sprawiało, że czuję się jak totalna idiotka?
Zakochałam się jak głupia małolata w chłopaku, który nigdy nie był mi pisany. Nigdy nie mógłby być mój i to nie on będzie mi towarzyszył do końca życia.
No, na pewno nie fizycznie, bo nie wierzę, że nie będzie o mnie myślał jak wyjadę.
Będzie zadawał sobie miliony pytań.

Dlaczego wyjechała? Czemu nic mi nie powiedziała? Kochałem ją, może ona tego nie odwzajemniła? Może było jej ze mną źle? Może przeraziło, przerosło ją życie na wyspie? Może byłem dla niej tylko zabawką? Wakacyjną miłością? Czymś chwilowym, co miała zamiar porzucić jak zepsutą zabawkę?

Czułam, jak serce ponownie mi się łamie i nie potrafiłam pohamować łez. Siedząc sama na kamieniu przy rzece po prostu się popłakałam dając upust emocjom.
Nie potrafiłam sama sobie poradzić z tą całą sytuacją, z emocjami jakie mi towarzyszyły.
Czułam się tak okropnie, tak źle, samotnie i pod presją.
Wzięłam kilka głębokich wdechów próbując się uspokoić, ale nic nie pomagało. Wpadłam w histerie a te ponure myśli wcale nie pomagały mi dojść do normalnego stanu.
Wstałam i podeszłam szybkim krokiem pod rzekę i obmyłam twarz zimną wodą starając się racjonalnie myśleć.
Opluskałam skórę jeszcze kilka razy dopóki nie przestałam płakać.
Usiadłam z głośnym klapnięciem na trawę i wzięłam kamyk rzucając go w wodę z największą siłą, jaką mogłam z siebie dać.

Nie potrafiłam już określić emocji jakie mną targały czy był to smutek i żal czy raczej złość i agresja?
Jak tylko uspokoiłam się i zaczęłam miarowo oddychać położyłam się na miękkiej zielonej trawie i wbiłam wzrok w sunące po niebie chmury.
Jedne nic nie przypominały, inne wyglądały jak znajome zwierzęta, jeszcze inne jak przedmioty a jeszcze inne były po prostu kulką.

Słońce było już dawno po zenicie, więc musiało być lub zbliżać się popołudnie a to oznaczało obiad, postanowiłam więc ruszyć do wioski, by nikt mnie znów nie szukał.

Jak myślałam, tak było. Zapach palonego drewna rozchodził się nawet poza granice wioski a jak tylko pojawiłam się na placu nikt nie zwrócił na mnie uwagi, co oznaczało, że mnie nie szukali i nie zwrócili uwagi, że zniknęłam na tyle czasu.
Wzięłam patyki, które oparte stały o drzewo obok zagrody kóz i rozdałam je każdemu z osobna.
Tak szybko przyzwyczaiłam się i nauczyłam zasad panujących w wiosce, że takie drobne czynności były dla mnie przyjemnością.

- Tu jesteś - Zayn złapał mnie za dłoń i jednym szybkim ruchem przyciągnął do siebie zamykając w swoich ramionach.
Chwyciłam dłońmi jego plecy delikatnie gładząc opuszkami mokrą skórę.
- Szukałeś mnie?
- Pytałem mamy, czy cię nie widziała.
- Byłam nad rzeką.
- Spodobało ci się tam? - skinęłam głową w potwierdzeniu starając się nie wracać myślami do tego w jakim byłam stanie.
- Mieliśmy dziś dobry połów, dla każdego będzie po dwie ryby! A nawet, zostanie coś na dokładkę. - Uśmiechnął się szeroko dumny z naszego martwego obiadu.
- Cieszę się, że miałeś dobry dzień.
- Nie był dobry, bo był bez ciebie. - Cmoknął mnie w czoło i oddalił się nabić ryby na kije każdemu kto go otrzymał. Niechętnie pomogłam mu, by wszystko poszło szybciej i na końcu nabiłam dla siebie dwie niewielkie ryby po czym wsadziłam mokry kij do ogniska.
Moczenie drewna przed pieczeniem ryb miało na celu to, by kij nie spalił się za szybko zostawiając naszą rybę w popiole nie zdatną do jedzenia.

Dzika miłość | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz