Rozdział 2

3.3K 159 13
                                    

„...on szeptał czułe słowa, namiętnie tak całował. Dziś ma już inną w planie. To skończy się nad ranem."

***

Przystojny, wysoki brunet stał oparty o barierkę balkonu przy jednej z ulic Londynu. Obserwował ulicę. W szczególności zwracał uwagę na kobiety. Nie był typem monogamisty. Kobiety traktował jak jednorazowe zabawki. Wciągu tygodnia zaliczał ich nawet 5. Miał spore ułatwienie. Bóg nie poskąpił mu urody. Duże, zielone oczy okolone długimi rzęsami rzucającymi cienie na policzki. Ciemne, prawie czarne włosy z grzywką elegancko opadającą na czoło. Szczupła,ale umięśniona budowa ciała i blada skóra, która tylko dodawała mu uroku. Jednym słowem: ideał mężczyzny. I tak właśnie myślała o nim zdecydowana większość kobiet. Dlatego nigdy nie miał problemów z poderwaniem interesującej go dziewczyny.Wiek nie robił mu żadnej różnicy. Wybierał kobiety, które przykuwały wzrok. W mieszkaniu,na którego balkonie właśnie stał spała jeszcze szesnastoletnia Amelia. Odrobinę zagubiona, ale ładna dziewczyna zainteresowała go sobą. Wystarczyło kilka dyskretnych, ale dostrzeżonych przez nią spojrzeń, parę uśmiechów i jedna rozmowa. Całość nie zajęła mu więcej niż godzinę. Nie spodziewał się żadnych trudności i nie mylił się. Po zaledwie sześćdziesięciu minutach dziewczyna była jego. Zaprosiła go do siebie, gdzie zrobili to, co mieli zrobić. Jak bardzo była nieostrożna! Zgodziła się na seks z obcym mężczyzną, którego znała zaledwie chwilę w przekonaniu, że przerodzi się to w dłuższą znajomość. Nadzieja matką głupich. Mężczyzna nawet teraz, w chwilę po stosunku nie zaprzątał sobie nią głowy. Czekał aż się obudzi, by pożegnać się na zawsze. Uśmiechnął się do siebie na tą myśl. Uwielbiał ten błysk rozczarowania w oczach kobiet, gdy mówił im, że to było ich pierwsze i ostatnie spotkanie. Kochał, gdy płakały przez niego i wyzywały od najgorszych. Można by nawet pomyśleć, że wyzwiska traktował jak komplementy. Dla niego po prostu każda zaliczona kobieta była tylko potwierdzeniem jego uroku osobistego. Odwrócił się i wszedł do mieszkania. Chłodne powietrze wywołało gęsią skórkę na prawie nagim ciele mężczyzny. Oparł się o ścianę naprzeciwko łóżka. Obserwował śpiącą Amelię. Złote loki rozsypały się jej wokół głowy tworząc aureolę upodabniającą ją do anioła. Zaczerwienione policzki świadczyły o niedawnym wysiłku. Mężczyzna rozejrzał się po pokoju. Na jednej z półek dostrzegł zdjęcie dziewczyny obejmowanej przez wysokiego szatyna. Od razu go rozpoznał. Blaise Zabini. Uśmiechnął się szeroko na myśl o tym, co zrobi chłopak, gdy się o tym dowie. A był pewny, że się dowie. Dziewczyna wyglądała na taką, która prędzej czy później przyzna się do błędu. Och, jak bardzo chciałby być przy tej chwili.Amelia poruszyła się gwałtownie i mocniej zacisnęła powieki, by po chwili je uchylić. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy zobaczyła przystojnego mężczyznę wpatrującego się w nią z przeciwnego końca pokoju. Więc to nie był sen. Tajemniczy, cudowny przyjaciel istniał naprawdę. Mężczyzna podszedł do fotela stojącego obok łóżka i zaczął przerzucać znajdujące się tam ubrania.

- Wychodzisz? – Amelia była zdezorientowana jego zachowaniem.

- Oczywiście, a czego się spodziewałaś? – jego głos brzmiał,jakby był zaskoczony.

- Cóż... Na pewno nie tego. – starała się nie brzmieć na rozczarowaną.

- Niedługo wrócą twoi rodzice. Chyba lepiej, żeby mnie tu nie zastali. – mówił tak, jakby tłumaczył coś niegrzecznemu dziecku.

- Ach, masz rację. – dziewczynie od razu poprawił się humor,gdy zorientowała się, że wychodzi ze względu na dyskrecję. – Lepiej powiemy im o nas kiedy indziej.

- Nie sądzę... – starał się mieć głos, jakby się wahał. Puściła jego odpowiedź mimo uszu.

- Zobaczymy się dziś?

- Raczej nie...

- Oh... W porządku. – tym razem nie udało jej się ukryć rozczarowania. – Więc kiedy?

- Nigdy.

- Nie rozumiem...

- Wkrótce zrozumiesz. To, co dla ciebie jest obietnicą związku, dla mnie jest tylko zabawą. Krótką, mało znaczącą grą.

- Wykorzystałeś mnie? – nie potrafiła być tak oburzona jakby chciała. Urok mężczyzn wciąż na nią działał.

- Tak jakby. W każdym razie żegnaj.

Dokończył ubieranie w milczeniu i skierował się do drzwi.

- Nienawidzę cię, Tomie Riddle... – wyszeptała Amelia przez łzy, ale on już tego nie słyszał. Znał to zdanie doskonale, wielokrotnie powtarzane przez poprzednie partnerki nie cieszyło go już tak jak wcześniej.

Wyszedł na ulicę zakładając jeszcze płaszcz. Doskonale znał swoje plany na ten wieczór. Kolejna kawiarnia, kolejna kobieta, kolejna noc...

Jesteś moim przeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz