Rozdział 24

1.8K 99 0
                                    

Gdy patrzę w Twoje oczy każdej nocy, krzyczeć mi się chce. Bo patrząc w Twoje oczy którejś nocy wiem, że stracę Cię..."

***

Dochodziła druga w nocy. Tom Riddle nie mógł zasnąć mimo, że wieczór spędził w dość wyczerpujący sposób. Cicho otworzył drzwi do pokoju Hermiony i bezszelestnie wszedł do środka. Spojrzał na śpiącą kobietę. Wydawało mu się, że ma jakiś zły sen. Co jakiś czas gwałtownie kręciła głową. Delikatnie dotknął jej dłoni. Nie przeszkadzało mu to, że kilka godzin temu dotykał innej kobiety. Tak odmiennej od Hermiony. Wtedy o niej nie myślał. Chciał oderwać się od szarej codzienności. Obserwował śpiącą Hermionę, cały czas myśląc o tym, że zostało im tylko kilka tygodni. Widział to. Z każdym kolejnym dniem była słabsza. Spała coraz dłużej, codzienne czynności zaczynały ją męczyć. To dlatego dzisiejszej nocy zdecydował się iść do znajomej kawiarni, by spotkać tam jakąś kobietę. Poczuł, że na jego dłoni zaciskają się palce Hermiony.

- Jesteś... – usłyszał z ciemności.

- Jestem. Oczywiście, że jestem.

- Już wróciłeś? – nie udało jej się ukryć nuty żalu w głosie.

- Niby skąd?

- Nie udawaj, nie jesteśmy dziećmi. Czuję kobiece perfumy.

- Ja...

- Nieważne. – przerwała mu. Rozmowa o tym sprawiała jej wyraźny ból. – Nie rozmawiajmy o tym. Która godzina?

- Prawie druga.

- Denerwuje mnie, że tyle czasu tracę na sen, ale nie mogę inaczej. – wstała z łóżka. – Każdy kolejny dzień mnie wyczerpuje. Tyle chciałabym zrobić, ale nie mam na to siły. Chciałabym zakończyć to wszystko jak najszybciej.

- Nie rozumiem...

- W mugolskim świecie nazywa się to eutanazją.

- Nie zrobiłabyś tego.

- Dlaczego? Każdego dnia odczuwam ból. Oczywiście, nie tak silny jak wtedy, gdy miałam ataki, ale również dość mocny. Boli cały czas, każdy ruch. Nie dziw się, że chciałabym to skończyć.

Nie odezwał się. Nie chciał się przyznać do tego, że nie chce, by odeszła. Nie przed nią. Znajdzie sposób, by jej pomóc. Musi istnieć lekarstwo!

- Jesteś zmęczona. Śpij... – wyszeptał.

- Nie chcę.

- Musisz. Powinnaś dużo odpoczywać. Zostanę z tobą.

- Dlaczego?

- Nie pytaj o to, po prostu śpij.

Położył się obok niej. Nic nie mówił, prawie jej nie dotykał. Chciał tylko z nią zostać. Wsłuchał się w jej cichy oddech. Nietrudno było zauważyć, że ponownie zasnęła. Mimo to nie wyszedł. Planował spędzić tak noc. Niedługo potem i jego zmorzył sen.

***

Ktoś gwałtownie zaczął pukać do drzwi gabinetu Lorda Voldemorta. Czarny Pan, który zajęty był przeglądaniem papierów znajdujących się na jego biurku, machnięciem dłoni otworzył drzwi, by wpuścić intruza. Do pokoju wszedł zdyszany Lucjusz Malfoy. Najwyraźniej miał do oznajmienia coś bardzo ważnego.

- Czego chcesz? – warknął Voldemort nie zwracając uwagi na głębokie pokłony Malfoya.

- Zaistniała pewna sytuacja, nie do końca wiemy, co mamy zrobić...

Dopiero teraz Czarny Pan uniósł głowę. W jego oczach było widać żądzę mordu. Malfoy mimowolnie napiął wszystkie mięśnie.

- Mów szybko o co chodzi.

- Na dole czeka osoba, która nie chce stąd wyjść, bez rozmowy z tobą, panie.

- Kto to?

- Nie wiemy, jakaś kobieta.

Lord Voldemort zmarszczył brwi, ale bez słowa podążył za Lucjuszem. Rzeczywiście, w holu, w otoczeniu 7 śmierciożerców stała niska, szczupła kobieta z niebieskim tobołkiem na rękach. Była wyraźnie spięta tym, że wszyscy tak intensywnie się jej przyglądali. Lord Voldemort podszedł do niej i włożył ręce do kieszeni spodni w oczekiwaniu na tłumaczenia.

- Witaj, Tomie Riddlu. – odezwała się kobieta.

- Kim jesteś?

- Kim? Nie poznajesz mnie?

- Nie.

- Przyjrzyj się.

- Nie mam ochoty na żadne gierki, kobieto. Mów kim jesteś i czego chcesz.

Głośna rozmowa obudziła Hermionę. Zaciekawiona zeszła na dół dołączając do grona gapiów.

- Jestem Emily. Emily Taylor. Jestem matką twojego dziecka, Tomie Riddlu.

W ciszy jaka zapadła po tych słowach dało się słyszeć przyspieszone bicie serca Hermiony. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się to w Czarnego Pana, to w tajemniczą Emily Taylor. Oczekiwali na to, co powie Lord Voldemort.

- Jak mnie znalazłaś? – odezwał się w końcu. Jego głos był spokojny.

- Och, to nie było trudne. Znałam twoje nazwisko, a ludzie bez problemu potrafili wskazać, gdzie znajduje się tajemniczy dwór rodziny Riddle.

- To nie jest moje dziecko, kobieto. To niemożliwe.

- To JEST twoje dziecko, Riddle. – kobieta była coraz bardziej zła. – Żadne inne nie zachowywałoby się tak, jak to. Prawie wcale nie płacze. Gdy czegoś chce, po prostu wyciąga rączkę i przywołuje to do siebie. Jesteś czarodziejem, Tom, a twoje dziecko najwyraźniej odziedziczyło po tobie te paranormalne zdolności. Zresztą twój syn, Nicholas Riddle, jest do ciebie bardzo podobny.

- Czego ode mnie oczekujesz? Nie mam zamiaru cię przygarnąć.

- Nie chcę tego. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

Kobieta odwróciła się, podała dziecko zdezorientowanej Narcyzie i szybko wyszła. Lord Voldemort bez namysłu wyciągnął różdżkę i wymierzył w plecy odchodzącej szybko kobiety.

- Avada kedavra!

Zielony promień szybko osiągnął swój cel. Kobieta upadła. Czarny Pan kolejny raz wycelował. Tym razem w zawiniątko spoczywające na rękach Narcyzy. Dziecko, jak gdyby przeczuwało, że coś się dzieje, rozpłakało się.

- Avada... – zaczął Riddle, ale przerwał, gdy do przerażonej Narcyzy podeszła Hermiona i zabrała jej dziecko.

- Nie zabijesz go. – powiedziała zdecydowana.

- Niby dlaczego?

- To twoje dziecko. Nie możesz go zabić. Ono nic nie zrobiło.

- Nie chcę go.

- Rodziców się nie wybiera. Nie musisz go chcieć, ale nie zabijaj go.

- Co zatem mam z nim zrobić? – Lord Voldemort był coraz bardziej zniecierpliwiony. – Jak ty sobie to wszystko wyobrażasz?

- Pozwól mi się nim zająć... – popatrzyła mu prosto w oczy. Miała przeczucie, że jej nie odmówi. Rzeczywiście, Lord Voldemort zacisnął zęby i szybkim krokiem ruszył w stronę swojego gabinetu. Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie. Spojrzała w dół. Trzymany przez nią chłopiec miał załzawione oczka. Ich czysta zieleń oszałamiała. Zaróżowione policzki i pełne usta nadawały mu wygląd małego aniołka. Czarne, kręcone włosy opadały na czoło. Chłopiec miał nie więcej niż 3 miesiące. Patrząc w niebieskie oczy Hermiony i upewniając się, że już nic mu nie grozi, ziewnął i zamknął oczka.

Jesteś moim przeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz