Rozdział 23

1.9K 97 7
                                    

„Ona i on, niebo i grom, losów ciągła zmienność. Ona i on, morze i ląd, jedność i odmienność. Miłość sama przyjdzie nieproszona. Wtedy każde szybko, bardzo szybko się przekona. (...)Ona i on, miejsce i czas, ich historia cała. Ona i on, Wenus i Mars, dwa krążące ciała. Miłość ich odnajdzie, choć nie szuka. Do każdego serca, chcesz czy nie chcesz, wnet zapuka. (...)Ludziom na złość, piekłu wbrew bieguny dwa łączą się."

***

- Co chciałabyś zrobić zanim...?

- Zanim umrę? – śmieszyło ją to, że najpotężniejszy czarodziej na świecie nie odważył się wypowiedzieć na głos tego o czym myśli i do czego jest przyzwyczajony.

- Tak.

- Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, ale jest kilka takich rzeczy...

- Powiedz mi.

- Czy to ważne? I tak nie uda mi się tego zrobić.

- Powiedz.

- Chciałabym odwiedzić kilka ważnych dla mnie miejsc. Cmentarz, Hogwart i... dom rodziców.

- I tak cię nie poznają.

- Co z tego. Chcę ich zobaczyć. To dla mnie ważne... – w jej oczach stanęły łzy. Nic nie powiedział. On nie znał uczucia chęci zobaczenia rodziców. Zabił ich najwcześniej jak mógł. Zabił za zniszczenia, jakich dokonali na jego psychice. Zabił za porzucenie. Zabił za pochodzenie. Cały czas to pamiętał. Jego ojciec był bardzo do niego podobny. To tak, jakby zabijał sam siebie. Lubił to. Zabijanie mugoli od zawsze sprawiało mu swego rodzaju przyjemność. Traktował ich jak zarazę zagrażającą bezpieczeństwu społeczeństwa czarodziejów. A zarazę trzeba zwalczać. Nie wyobrażał sobie wyjawienia zwykłym ludziom prawdy o świecie czarodziejów. To byłoby straszne dla wszystkich magicznych osób. Dla niego jako aktualnego imperatora. I jedynego, jak zakładał. Horkruksy zapewniały mu nieśmiertelność, a co za tym idzie, wieczne panowanie nad społeczeństwem czarodziejów. Uśmiechnął się do swoich myśli. Widział siebie stojącego na czele zastępów śmierciożerców, którzy zgodnie idą, by zadać mugolom śmierć. Nagle jego obraz został zasnuty ciemną mgłą, gdy zdał sobie sprawę, że jednej z postaci w pierwszym rzędzie nie będzie. Dni jakie pozostały Hermionie uciekały w zastraszającym tempie. On sam nie wiedział kiedy stała się dla niego kimś bliższym niż postronna osoba czy więzień. Stała się kimś jak kochanka? Może. Utrzymywali ze sobą bardzo bliskie stosunki, ale ciągle był pewien, że nic do niej nie czuje. Jednak, gdy wieczorami leżał w łóżku, gdy patrzył w ciemny baldachim, zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo będzie mu jej brakowało. Gładził jej blond włosy, gdy spała wtulona w niego w czasie tych nielicznych nocy. Chciał ją chronić. A potem wychodził rano, gdy tylko się budziła widząc, jaki zawód jej sprawia. Ani razu nie został z nią rano, nie zjedli wspólnie śniadania, nie spytał jaki miała sen. Z pozoru obojętny, w głębi zaczynał się zmieniać, chociaż sam nie mógł w to uwierzyć. Jedna wrażliwa kobieta zrobiła z nim to, co wielu ludzi próbowało zrobić przez lata. Nie, dalej nie odczuwał litości ani miłości, ale potrafił się nią zaopiekować. Potrafił walczyć o coś dobrego, na czym mu zależy. Jednak po raz pierwszy jego walka była z góry skazana na przegraną. Wiedział, że Hermiona umrze, a on nie może nic z tym zrobić. Nie ma wyjścia, musi pogodzić się z tym co jest nieuniknione.

Nawet nie pomyślał, że rozwiązanie, którego tak usilnie szuka jest bliżej niż mu się wydaje.

***

Hermiona siedziała wpatrzona w zamyślonego Toma. Był dla niej osobą niezwykle fascynującą. Nie spotkała innego mężczyzny, który byłby równie skomplikowany. Siedział wygodnie rozparty w fotelu patrząc na nią, z dłonią opartą na brodzie. Jak zwykle ubrany na czarno. Jak zwykle zamyślony. Ona siedziała na parapecie z ugiętymi nogami, patrząc na niego. Ubrana w białą, krótką sukienkę. Nie odzywali się. Spojrzenia mówiły wszystko. Była w nich fascynacja, niepewność i gotowość poświęcenia. Byli dla siebie atrakcyjni nie tylko fizycznie. Ich umysły doskonale się dopełniały. Hogwart nie miał równie mądrych uczniów jak Hermiona Granger i Tom Riddle wiecznie przesiadujący w bibliotece. W gruncie rzeczy byli do siebie bardzo podobni. Zasadnicza różnica polegała na tym, że gdy stanęli przed wyborem, ich drogi przestały być podobne. Praworządna Hermiona wybrała pomoc przyjaciołom i wierność dyrektorowi. Wybrała dobro, bo była dobra. Tom postawił na zdobycie władzy. Chciał, by wszyscy się go bali, by ludzie odczuwali strach przed samym jego nazwiskiem. Wybrał zło, ale nie był zły. Stał się zły, bo tego chciał. Jemu udało się osiągnąć swój cel, jej nie.

Patrzyli na siebie bez cienia uśmiechu, zamyśleni. Obydwoje zastanawiali się nad tym, co będzie później. Co się stanie, gdy już nie będzie miał do kogo przychodzić?

Zeszła z parapetu nie spuszczając wzroku z Toma. Powoli podeszła i stanęła przed nim. Nie poruszył się. Po chwili uniósł głowę, by spojrzeć w jej oczy. Kierowana jakimś niezrozumiałym odruchem przyłożyła dłoń do jego policzka. Jakie było zdziwienie Hermiony, gdy Tom delikatnie przycisnął jej rękę do swojej twarzy. Wstał i w milczeniu położył jej ręce na talii, a później przyciągnął do siebie. Nie mogli dłużej zaprzeczać – rodziło się między nimi uczucie.

Jesteś moim przeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz