Rozdział 13

2.1K 126 3
                                    

Musisz być twardy,nie możesz dać się złamać. Życie to gra, gdzie sędziego nie da się okłamać."

***

Nie wiedziała ile czasu spędziła w zimnej celi. Brak dostępu światła sprawiał, że nie rozróżniała dnia od nocy. Doby rozróżniała tylko w jeden sposób. Rano przychodziła do niej Narcyza z odrobiną jedzenia na następne24 godziny, wieczorem jakiś mężczyzna. Zmieniali się każdego dnia. Nie rozpoznała żadnego oprócz Snape'a chociaż postacie niektórych wyglądały znajomo. Nikt nie zdejmował przy niej maski. Czuła się już trochę lepiej. Ból pojawiał się coraz rzadziej. Przypomniała sobie straszny obraz samej siebie sprzed kilku dni i skrzywiła się. Po chwili otworzyła szeroko oczy w szoku. Kilka dni. Przynajmniej4. Podliczała w myślach kolejne dni. Przy szóstym z kolei rachunku musiała przyznać: jakkolwiek by nie liczyła, okres spóźniał się jej 3 dni. Niby nic,nie powinna panikować, ale w ostatnich dniach miała aż nadto ekstremalnych stosunków. Serce zabiło jej mocno. Przyłożyła rękę do brzucha, jakby starała się wyczuć czy nie ma tam dziecka. Był płaski jak zawsze. Nic się nie zmieniło. Miesiączka z pewnością przesunęła się z powodu stresu, niedożywienia, wychłodzenia czy innych czynników. Starała się uspokoić samą siebie, ale musiała też założyć, że nie wszystko pójdzie po jej myśli tak, jak by tego chciała. Osoby, z którymi ostatnio odbyła stosunek to Tom, którego prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy i śmierciożercy. Przed oczami stanęła jej twarz Snape'a. Przy najbliższej możliwej okazji musi poprosić Narcyzę o pomoc.

***

- Jesteście pewni, że to ona? – rozległ się zimny głos. Trzej mężczyźni stojący przed swoim panem zadrżeli.

- Tak, panie.

- Nareszcie. Przyprowadźcie ją do mnie jeszcze dziś. Zajęliście się nią odpowiednio?

- Oczywiście.

- Dobrze. Jeśli macie rację, nie ominie was nagroda. Jeśli jednak się mylicie... – uśmiechnął się złośliwie. Nie musiał kończyć. Doskonale wiedzieli,co się wtedy stanie.

***

- Wstawaj, Granger. Idziesz z nami. – to Snape.

- Już nie Granger.

- Mało mnie to obchodzi. – gwałtownie szarpnął dziewczynę stawiając na nogi.

Prowadził ją bosą przez labirynt ciemnych, kamiennych korytarzy. Dotarli do wysokich schodów. Długo wypowiadał skomplikowane formułki zanim ogromne, drewniane skrzydło otworzyło się odrobinę wpuszczając cienki strumień światła. To, co Hermiona zobaczyła przeraziło ją. Schody wykonane były z czaszek zwierząt i ludzi. Snape uśmiechnął się drwiąco pod maską. Kobieta szybko wyszła na korytarz. Drewniana podłoga dawała swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Mimo szkaradnych obrazów na ścianach, hol bardziej przypominał pomieszczenie należące do kompleksu mieszkalnego. Ciepłe podłoże sprawiło, że nie musiała iść na palcach. Im głębiej wchodzili, tym mniej było światła. Przypuszczała,że Czarny Pan nie jest istotą światłolubną. Zdziwił ją też wystrój domu. Pomimo wielu akcentów zaznaczających przynależność właściciela do domu Salazara Slytherina,można było się natknąć na obrazy czy rzeźby niezwiązane z tematyką magii. Dawało to złudne wrażenie, że Lord Voldemort przynależy do rasy ludzkiej. Tak, według mniemania Hermiony było to wrażenie złudne. Dla niej Czarny Pan był potworem, mordercą setek istnień. Zazwyczaj niewinnych.

Doszli do celu swojej wędrówki. Na końcu długiego korytarza znajdowały się ogromne, półkoliste, drewniane drzwi zamykane na klamki w kształcie wężów. Były na nich wyrzeźbione sceny związane ze śmierciożercami. Wolała tego nie oglądać. Skupiła się na klamkach wyrzeźbionych z... Poczuła gwałtowne mdłości. Klamki były rzeźbione z kości. Najwyraźniej ludzkich. Co za upiorny dom...

O dziwo pokój, do którego weszli wyglądał całkiem normalnie.Bordowy dywan, lśniący parkiet, ogromny kominek, kilka obrazów. Właśnie kominek przykuł jej wzrok. A raczej osoba, która przy tym kominku stała. Na pewno nie był gadem – to nie ulegało wątpliwości. Był człowiekiem. A raczej wyglądał jak człowiek, bo jego duchowe człowieczeństwo było wątpliwe. Co więcej, kogoś Hermionie przypominał. Nie potrafiła powiedzieć kogo, ale nie miała wątpliwości, że już kiedyś widziała tego mężczyznę. Miał charakterystyczną postawę. Oparty jedną dłonią o kominek drugą trzymał w kieszeni spodni. Patrzył w ogień, ale z jego postaci biła duma. Nawet taka poza wyglądała na wystudiowaną. Sama nie wiedziała dlaczego jego widok wzbudził w niej taki niepokój. Nie bała się. Nic gorszego ponad to, co już się zdarzyło, nie mogło się stać. Śmierć? Teraz sobie z niej kpiła. Wiedziała, że ma nad nią władzę. Gdyby chcieli jej śmierci,zabiliby od razu. Ale oni zwlekali. To kazało jej wierzyć, że teraz wszystko zależy od jej zachowania. Ale ona nie ma zamiaru paść mu do stóp i błagać o litość. Chcą ją złamać, ale to się nie uda. Wytrzyma do samego końca.

***

Nie był zbytnio zainteresowany przyprowadzoną do niego kobietą. Miał niemal pewność, że się pomylili. Musi ponowić nabory. Straci kolejne3 osoby. Czarodziejska Anglia była pod jego panowaniem, ale przecież w grę wchodzi cały świat. Uśmiechnął się do swoich myśli. Odwrócił się niechętnie do przybyłych i uśmiech zniknął z jego twarzy zastąpiony przez szok. Obok Severusa stała Alice. JEGO Alice.

- Kto to jest? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Jego wściekłość była nie do opisania. Snape to widział. Uklęknął w pokorze.

- Weasley, panie.

- Udowodnij!

Snape zamarł. Jeśli dziewczyna skłamie, skaże go na śmierć. Uświadomił sobie, że nie sprawdzili czy to naprawdę jest Hermiona Weasley. Poniekąd przyznała się do wszystkiego, ale czy to wystarczało?

- Nie ma potrzeby – odezwała się chłodnym głosem kobieta. –Jestem Hermiona. Możecie podać mi veritaserum.

- Nie. Nie będziemy go marnować. Jeśli się przyznajesz, to tylko ułatwi sprawę... – na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. – Wyjdź, Severusie.

Jesteś moim przeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz