„(...)Czemu ból tu znalazł dom? Czy ten lepszy świat jest tylko w snach? Powiedz czy jest raj, powiedz czy jest. I czy zwykłe dzieci mogą tam wejść? Powiedz czy jest raj, powiedz, że tak..."
***
- Moim najgorszym koszmarem? – w jej głosie zabrzmiała nuta kpiny. – Raczej wątpię. Nie boję się śmierci.
- Może JA nie jestem twoją śmiercią... – głos przybysza był równie tajemniczy jak on sam.
- Czego więc mam się bać? Co jest gorszego od śmierci?
- Tortury? Ból? Upokorzenie?
- Być może. Zrób więc to, co masz zrobić i skończmy to przedstawienie jak najszybciej.
- O nie, Hermiono. Bawię się świetnie i mam zamiar to ciągnąć długo.
Powoli zaczął do niej podchodzić. Podejrzewała, co się teraz stanie, ale nie dała po sobie poznać, że się boi.
- Owdowienie ci służy, Weasley. Przy mężu nie byłaś taką laleczką.
- Nie masz prawa tak do mnie mówić.
- Sam ustanawiam sobie prawa.
- Wątpię. Zakładam, że jest ktoś nad tobą. Nie działasz samodzielnie.
- Co każe ci tak myśleć?
- Sam byś mnie nie znalazł. Dobrze się kryłam, jak pewnie zauważyć.
- Nie dość dobrze. No, no... – mruknął do siebie kładąc rękę na brzuchu Hermiony i przesuwając ją wyżej. Odsunęła się gwałtownie.
- Dość. Wynoście się – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Nie tak ostro, skarbie – roześmiał się mężczyzna. Skinął na swoich towarzyszy, którzy wstali w tym samym momencie i podeszli do nich. Serce Hermiony biło coraz szybciej. Stała przyparta do ściany przez trzech rosłych mężczyzn.Poczuła rękę jednego z nich na udzie i zareagowała instynktownie. Z całej siły uderzyła swojego rozmówcę w twarz. Zabolało nie tylko ją. Zanim straciła przytomność odnotowała jeszcze grymas bólu na twarzy napastnika i uniesioną wysoko w powietrze rękę.
***
Obudził ją pulsujący ból lewego policzka. Delikatnie przyłożyła dłoń do twarzy. Wyczuła, że miejsce, którego dotyka jest gorące i lekko opuchnięte. No tak, uderzył ją. Dlatego straciła przytomność. Podpierając się o kamienną ścianę powoli wstała. Poczuła ostry ból między nogami. Przy okazji zauważyła, że nie ma na sobie bielizny. Cienki materiał sukienki poplamiony był na czerwono. Uniosła ją odrobinę. Na wewnętrznej stronie ud miała skrzepniętą krew. Zgwałcili ją, gdy była nieprzytomna. Jeszcze nigdy nie poczuła się tak upokorzona. Jak mogli to zrobić? Gniew wzrastał w niej z każdą chwilą. Była sama w ciemnej, zimnej, kamiennej celi. Nie wiedziała gdzie. Nie wiedziała kto ją tutaj zabrał. Nie wiedziała jak ma uciec. Wiedziała tylko jedno: chcą ją złamać. Nie uda im się. Będzie twarda.
Otworzyły się drzwi. Weszła niewiele wyższa od niej kobieta ubrana w czarne szaty. Rozpoznała ją bez trudu. Narcyza Malfoy. Zmierzyła ją spojrzeniem i rzuciła coś, co wyglądało jak kupa brudnych szmat. Poniekąd pierwsze wrażenie nie było mylne. Zwitek materiału okazał się starym,wystrzępionym, brudnym, śmierdzącym kocem. Hermiona rzuciła go na ziemię z pogardą.
- Nie wybrzydzaj. Na razie nic lepszego nie dostaniesz. –Hermiona ze zdziwieniem zauważyła, że w głosie kobiety nie było ani krzty pogardy. Ba, można by nawet powiedzieć, że pobrzmiewało w nim współczucie.
- Gdzie jestem?
- Nie mogę ci nic powiedzieć.
- Czy ON tutaj jest?
- Tak.
- Chcę się z nim zobaczyć.
- Cierpliwości. Niedługo sam cię wezwie.
- Kiedy?
- Nie wiem. Przyniosłam ci jeszcze coś do jedzenia. – spod szat wyciągnęła niewielki pakunek i podała go Hermionie, która wzięła go z pewnym wahaniem. Taka życzliwość ze strony któregokolwiek z Malfoyów była niemal cudem.
- Dziękuję. – postanowiła być uprzejma. Wyglądało na to, że jedyną osobą, która wobec niej będzie zachowywała się tutaj względnie przyjaźnie jest i będzie kobieta, która jej nienawidzi. Z wzajemnością.
- Muszę iść. Ktoś chyba jeszcze dziś do ciebie przyjdzie –dodała ze smutkiem w głosie i bez dalszych wyjaśnień wycofała się z celi.
Hermiona usiadła pod ścianą. Zimny kamień wychładzał jej ciało. Podczołgała się do koca i starannie nim owinęła. Poczuła się odrobinę lepiej. Z paczki wyciągnęła kawałek chleba. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo była głodna. Łapczywie jadła suchy chleb. Drzwi celi otworzyły się po raz kolejny. Tym razem wszedł mężczyzna. Wydawało jej się, że skądś go zna. Rzeczywiście,gdy nikłe światło pochodni padło na niego zauważyła wystające spod kaptura czarne, tłuste włosy. Snape.
- Wstawaj! – rzucił ostrym tonem. Nie zareagowała. –Powiedziałem, wstań! – wycelował w nią różdżką i poczuła jak jakaś niewidzialna siła zmusza jej kręgosłup do ruchów.
- Czego chcesz?
- Nie tak ostro, Weasley. Chyba nie chcesz, by spotkał cię taki los jak męża.
- Nic ci do tego, Snape. Pewnie sam go zamordowałeś.
- Zgadłaś. Jeszcze żadne morderstwo nie sprawiło mi takiej przyjemności jak to.
- Brzydzę się tobą.
- Nie ty pierwsza, nie ostatnia. Ale chyba musisz zmienić trochę zdanie o mnie... – uśmiechnął się złośliwie i złapał ją za nadgarstki przyciskając gwałtownie do ściany i całując.
***
Kolejny ból. Kolejne upokorzenie. Obudziła się z twarzą Rona przed oczami. Zapamiętała swój sen. Śnili się jej mąż i Harry. Szeptali: „Odwagi,maleńka. Już niedługo. Za kilka dni cię stamtąd zabierzemy..."
CZYTASZ
Jesteś moim przeznaczeniem
RomanceHermiona Granger po śmierci męża stara się wyjść z problemów finansowych. Niespodziewanie na jej drodze pojawia się tajemniczy mężczyzna, który nie jest tym, za kogo się podaje. Do pracy nie roszczę żadnych praw autorskich, ratuję ją tylko przed usu...