Rozdział 11

2.2K 128 4
                                    

„Łatwo się sparzyć, los jest nie do przewidzenia, choć zabawa zapałkami zwiększa szanse poparzenia."

***

Przeciągnęła się leniwie i spojrzała na zegarek. Była 9.23.Obok łóżka leżał bukiet czerwonych róż i kartka papieru złożona na pół. Powąchała kwiaty i rozłożyła list.

Droga Alice!

Mam nadzieję, że nie obudziłem Cię wychodząc. Słodko spałaś. Spotkajmy się o 12 w tym samym miejscu co wczoraj. Będę czekał.

Tom.

Na wspomnienie wczorajszego wieczoru na twarzy Hermiony pojawił się szeroki uśmiech. Zamknęła oczy przywołując w pamięci dotyk jego delikatnych dłoni na piersiach, pośladkach, brzuchu. To, co kilka lat temu wywołałoby rumieniec na jej twarzy, dziś dawało energię na kolejny dzień. Wstała z łóżka z uśmiechem i błyszczącymi oczami. Odgarnęła z twarzy długie blond włosy i popatrzyła w lustro. W lśniącej tafli odbijał się stojący w rogu stół,na którym leżała zmięta karteczka. Kobieta prawie o niej zapomniała. Podeszła i rozwinęła ją ponownie wpatrując się w wykaligrafowane Szukają cię jakby w poszukiwaniu odpowiedzi. Kto to wysłał? Kto wie,gdzie ona jest? I najważniejsze: kto nad nią czuwa. Od śmierci Rona nie miała z nikim kontaktu. No, z nikim oprócz Toma, ale to nie może być on. Nie jest czarodziejem, nie wie kim są śmierciożercy. Nie wie, że spotykając się z nią grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Serce zabiło jej mocniej.

- Egoistka! – zganiła sama siebie. Jak mogła go tak narażać?Czy chciała być odpowiedzialna za śmierć kolejnej osoby? Odpowiedź na to pytanie była bardzo prosta i nasuwała się sama: nie. Jednak odpowiedź na następne zadanie, które sobie zadała już nie była taka oczywista. Czy zrezygnuje dobrowolnie ze spotkań z nim? Po tych wszystkich rozmowach? Po tym, co wydarzyło się w nocy? Poświęcić swoje dobro dla jego dobra czy egoistycznie zaznawać szczęścia skazując młodego mężczyznę na śmierć? W pierwszym przypadku ukazałaby swoje altruistyczne oblicze, w drugim – egoistyczne. To i to było złe. Co więc zrobić? Zaryzykować i pozwolić wydarzeniom się dziać? Skończyć wszystko już teraz zostawiając sobie miłe wspomnienia i ponownie popaść w otępienie czekając na śmierć? Usiadła na łóżku biorąc do ręki róże.

- Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?! – krzyknęła ze złością. Nie oczekiwała odpowiedzi na to pytanie, bo i kto miałby jej udzielić.Była sama. Sama zawsze w trudnych chwilach. Przymknęła oczy skupiając się na wyobrażeniu sobie konsekwencji obydwóch decyzji. W pierwszym przypadku będzie samotnie oczekiwać na śmierć, nie zazna już więcej szczęścia, ocali niewinnego.W drugiej sytuacji wyśle na śmierć Toma, siebie, będzie żyła w poczuciu winy dotąd, dokąd śmierciożercy nie znajdą i jej. Tak czy tak – umrze. Teraz musi podjąć decyzję czy zginie sama czy z niewinnym, niczego nieświadomym mężczyzną.Teraz łatwo podjęła decyzję: musi umrzeć sama. Pociągając za sobą jak najmniej ofiar. Dziś powie mu, że nie mogą się dłużej spotykać. Nie spodziewała się tego, że pożegnanie nadejdzie tak szybko. W zamyśleniu podeszła do komody i otworzyła szufladę, do której nie zaglądała od bardzo dawna. Pod stosem papierów, skrawków materiału, zdjęć leżał przedmiot, którego potrzebę dotknięcia odczuła w tej chwili tak mocno jak nigdy dotąd. Jej magiczna różdżka. Powoli, z pewnym wahaniem wzięła ją do ręki. Poczuła uderzenie gorąca tak, jak za pierwszym razem. Przygryzła wargę wpatrując się w różdżkę. Chciała powtórzyć kilka zaklęć, ale zaraz przypomniała sobie, że to od tego zaczęły się jej problemy więc szybko ją odłożyła przykrywając tak, jak wcześniej. Potrząsnęła głową w rozdrażnieniu i podeszła do szafy. Założyła długą do kolan ołówkową spódnicę z podwyższonym stanem, czarną koszulę i szpilki. Wyszła wcześniej. Bezczynne siedzenie w domu jeszcze nigdy nikomu nie pomogło.

***

O 12 pojawił się znikąd. Rozpoznała go z daleka. Mimo, że na jego widok serce gwałtownie przyspieszyło, zwolniła krok. Wiedziała, że nie może odwlekać tego w nieskończoność, ale nie chciała psuć tego, co było lub mogło być między nimi. Zniszczył jej zamiary podchodząc szybkim krokiem. Chciał chwycić jej dłoń, ale odsunęła się. Strach przed spojrzeniem w jego oczy niemal paraliżował.

- Posłuchaj, Tom... – powiedziała zamiast przywitania. Nawet na odległość wyczuła, że mężczyzna mimowolnie się spiął. – Nie możemy już dalej się spotykać.

- Dlaczego? – był spokojny.

- To jest dla ciebie zbyt niebezpieczne.

Roześmiał się.

- Gdybyś tylko wiedziała kim ja jestem...

- Może mi to powiesz? – była zdezorientowana.

- Nie. Nie mam zwyczaju przed nikim się tłumaczyć. Skoro tak chcesz – twój wybór. Nie mam zamiaru przepraszać cię skoro nic nie zrobiłem ani tym bardziej błagać byś została. Nie ty, to inna.

Nie mogła w to uwierzyć. Tak bardzo wzdrygała się przed zakończeniem tej znajomości, a on przyjął to zwyczajnie. Ba, można by nawet powiedzieć, że ulżyło mu. Przez moment wydawało się, że jej serce zamieniło się w lód. Być może nawet tak było.

- Zatem żegnaj. – powiedziała tylko i odwróciła się tyłem. Powoli zaczęła odchodzić w nadziei, że ją zatrzyma, ale nic takiego się nie stało. Gdy po kilku metrach się odwróciła, nie zobaczyła nikogo. Starała się stłumić rozprzestrzeniający się po jej duszy smutek. Obiecała sobie, że nie będzie płakać i od wielu lat dotrzymywała tego postanowienia. Wracając do domu mijała wszystkie te miejsca, w których byli razem. Szybko pokonała schody prowadzące do mieszkania i ze złością wrzuciła leżące na łóżku kwiaty do kosza. Wydawało jej się, że coś w mieszkaniu się zmieniło, ale nie wiedziała co. Nie zastanawiając się nad tym głębiej sięgnęła do szafy, by przebrać się w coś wygodniejszego. Znalazła tam luźną, białą sukienkę przed kolana na ramiączkach. W mieszkaniu było ciepło. Szpilki zmieniła na wygodne balerinki. Odwróciła się i jej wzrok przykuł wieszak, na którym zazwyczaj wisiał jej płaszcz. Tym razem był on przykryty innym, długim i ciężkim. Już wiedziała co się zmieniło. Tego płaszcza nie powinno tutaj być. Z boku wisiała srebrna klamra w kształcie węża. Szmaragdowe oczy błyszczały magnetyzująco.

- Kto tu jest? – powiedziała cicho Hermiona starając się opanować drżenie głosu. Nikt się nie odezwał. Powoli podążyła przed siebie. Coś kazało jej wejść do kuchni. Rzeczywiście, to tam znajdował się właściciel płaszcza. Wysoki mężczyzny odwrócony przodem do okna. Przy stole siedziało dwóch innych ludzi. Twarze mieli skryte pod kapturami. Przybrali identyczne pozycje. Ręce położyli płasko na blacie, a głowy pochylili wpatrując się w dłonie. Wyglądali jak swoje lustrzane odbicia.

- Witam, pani Walker. – odezwał się mężczyzna stojący pod oknem. – Czy może raczej powinienem powiedzieć pani Weasley. – odwrócił się, a Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze blednąc. Śmierciożercy. No tak, mogła się tego domyślić po samym stroju. Twarz mężczyzny od czoła po prawy policzek zasłaniała srebrna maska sprawiając, że jego twarz była trudna do rozpoznania. Widziała,że na ustach mężczyzny rósł powoli szeroki uśmiech. Przypuszczała, że pozostali mają podobnie zasłonięte twarze.

- Kim jesteś? – spytała Hermiona drżącym głosem.

- Twoim najgorszym koszmarem...

Jesteś moim przeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz