Rozdział 9

2.3K 124 0
                                    

Musisz zrozumieć, że spotka Cię kara: poczekam, aż zatęsknisz, wtedy powiem Ci 'spierdalaj'."

***

Zobaczyła, że na nią patrzy. Bezceremonialnie zrzucił z kolan siedzącą na nich dziewczynę i szybkim krokiem ruszył w jej stronę. Odwróciła się odchodząc w przeciwnym kierunku.

- Poczekaj! – zawołał za nią. Nie zareagowała więc przyspieszył kroku. Już prawie biegł. Dogonił ją, ale mimo to nie zatrzymała się. Złapał ją za rękę i szarpnął, zmuszając tym samym do odwrócenia się.

- Czego chcesz? – spytała chłodno nie patrząc mu w oczy.

- To ja powinienem o to spytać. Zakładam, że nie przyszłaś na plac zupełnie przypadkowo.

- Dlaczego? Lubię spacery. – odpowiedziała twardo.

- Przez ostatni czas bałaś się nawet wyjść z domu w celu koniecznym, a co dopiero, gdy w grę wchodził bezcelowy spacer.

- Może coś się zmieniło.

- Co? Czyżby Marc Johnson dał ci spokój? – na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Sam wiesz najlepiej. Prawda jest taka, że chciałam ci podziękować.

- Nie ma za co.

- No... to tyle. Żegnaj.

- Żegnaj? Tylko tyle? Po to mnie szukałaś?

- Chciałam ci podziękować. – powtórzyła.

- Gdyby chodziło tylko o to, podeszłabyś do mnie mimo tego,że była ze mną inna kobieta.

- Nie należę do natrętnych osób.

- Oh, zdążyłem to już zauważyć. Wydajesz się też niezwykle honorowa i dumna.

- Być może, ale czy to źle?

- Tego nie powiedziałem. Powiem więcej: podoba mi się to. Dlatego właśnie zostawiłem tamtą kobietę i poszedłem za tobą.

- Nie rozumiem... – wszystkie słowa, cięte riposty wyparowały jej z głowy.

- Znałem w swoim życiu wiele kobiet. Piękne i całkiem przeciętne. Ty bijesz wszystkie na głowę. Jesteś wyjątkowa. Nie znamy się długo, ale czuję, że jesteś kimś podobnym do mnie. Innym niż wszyscy. Jak ja.

Hermiona stała w milczeniu kilka minut. Nie chciała się przyznać, że te słowa wywołały u niej reakcje, które u osoby obojętnej nigdy by nie wystąpiły. Przyspieszone bicie serca, rumieńce. Tom obserwował ją w milczeniu.

- Pomogłem ci, bo uważałem to za słuszne. Marc Johnson już nigdy nie będzie cię niepokoił, Alice. Zrobiłem to wszystko dla ciebie... – powiedział miękko patrząc jej w oczy.

- Ja.. nie wiem co powiedzieć. – głos miała przytłumiony.

- Nie mów nic. Po prostu daj nam szansę, spotkaj się ze mną.Tym razem już beż żadnych nieoczekiwanych przeszkód.

- Sama nie wiem...

- Jedno spotkanie – w jego głosie zabrzmiała nuta pełna prośby.- A później odejdę, jeśli taka będzie twoja wola. Jedno spotkanie, Alice...- ujął jej dłoń w swoje, patrząc przy tym w oczy. Widział, że miękła.

- No dobrze. Jedno spotkanie, a później zobaczymy. Kiedy?

- Jak najszybciej. Jutro?

- Może być.

- Świetnie. Spotkajmy się w tym miejscu o 18.

- Dobrze. – odpowiedziała słabym głosem.

- Do widzenia, Alice.

- Do widzenia.

Odwróciła się i odeszła niepewnym krokiem. Nie wierzyła w swoje szczęście. Umówiła się na randkę z prawdopodobnie najprzystojniejszym mężczyzną na świecie. W dodatku zostawił dla niej inną, piękną kobietę. Świat nagle wydał jej się piękniejszy, a dotychczasowe obawy co do Toma zniknęły w mgnieniu oka.

***

Patrzył na odchodzącą kobietę ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Gdy zniknęła w pobliskiej uliczce obok placu odwrócił się i wrócił do czekającej na niego przy fontannie dziewczyny. Dziś ona, jutro Alice. Zagrał perfekcyjnie.Żadna z kobiet nie domyśliła się o co naprawdę mu chodzi. Siedząca na murku fontanny dziewczyna była tylko próbą do jutrzejszego przedstawienia. Idealnie. Nie będzie się nudził ani dziś, ani jutro. Alice Walker musi być jego. I będzie. Wiedział to już po dzisiejszej reakcji. Na jego twarzy po raz kolejny pojawiła się złośliwy uśmiech. „Jesteś taka przewidywalna, Alice..."

Jesteś moim przeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz