Rozdział 18

2.1K 118 1
                                    

"I'm so lonely, broken angel, I'm so lonely, listen to my heart. One and only, broken angel. Come and save me, before I fall apart. Man dooset daram, bee cheshme man gerye nade. To, har jaa ke bashi kenaretam. To, to nemidooni, ke joonami, bargard pisham."

/Jestem taka samotna,jestem rozbitym aniołem, jestem taka samotna, słucham mojego serca. Jedynym,rozbitym aniołem. Chodź i uratuj mnie, zanim się załamię. Kocham Cię, nie pozwól mi płakać. Gdziekolwiek jesteś, jestem obok Ciebie. Ty nie wiesz, że jesteś moim życiem, wróć!/

***

Dostarczona przez kogoś w nocy szata wisiała na wieszaku czekając, aż Hermiona ją włoży. Zebranie miało odbyć się za 10 minut, ale ona dalej siedziała na łóżku w koszuli Toma. Rosnący z każdą chwilą strach ją paraliżował. Czuła się taka samotna. Dwie minuty przed wyznaczonym czasem zrzuciła z siebie koszulę i założyła szatę. Była na nią za duża. Widać, że szyta na mężczyznę. Wyszła i powoli skierowała się w stronę oświetlonego korytarza. Ogromne, półkoliste, drewniane drzwi były zamknięte. Z trudem je otworzyła i wślizgnęła się do sali.

- Spóźniłaś się – usłyszała zimny głos. Nie odezwała się. –Podejdź.

Drżąc na całym ciele szła powoli patrząc cały czas na Czarnego Pana. W pewnej chwili poczuła przejmujący ból w stopie i odruchowo się zatrzymała. Podłoga dookoła zebranych śmierciożerców była wysypana drobnymi kawałkami szkła. Oni, mając na sobie buty z grubymi podeszwami, nie zwracali na to uwagi.

- Podejdź do nas. Wezwałem cię – jego głos ociekał nienawiścią. Zacisnęła pięści i powoli, stawiając ostrożnie kroki, podeszła do kręgu śmierciożerców. Rozstąpili się, by mogła wejść do środka. Nie było tam szkła więc pospiesznie tam weszła. Krew spływała z jej poranionych stóp.Wiedziała, że ma w nich mnóstwo odłamków. Sama sobie nie wierzyła, że pozwalała im na takie traktowanie. Ale jakie miała szanse w porównaniu z kilkunastoma rosłymi mężczyznami w dodatku uzbrojonymi w różdżki?

- Dlaczego się spóźniłaś? – Czarny Pan również wszedł do środka.

- Zgubiłam się. – odpowiedziała cicho.

- Mogłaś wyjść wcześniej, dotarłabyś na czas.

- Nie chciało mi się. – uniosła dumnie głowę, ale zaraz tego pożałowała. Czarny Pan zamachnął się i uderzył ją w twarz. Zachwiała się.

- Może to nauczy cię być zawsze na moje wezwanie.

- Nie jestem jedną z twoich podwładnych.

- Dopóki jesteś w moim domu, musisz mnie słuchać.

- Nie jestem tu z wyboru, gdybyś nie zauważył. Chcę się stąd wydostać jak najszybciej.

Po sali przetoczył się śmiech.

- Stąd nie ma ucieczki, głupia szlamo. – uśmiechnął się Lord Voldemort. – Draco!

Z szeregu wystąpił wysoki, zamaskowany mężczyzna. W otoczeniu innych, bardziej rosłych, wydawał się wątły, jednak Hermiona wiedziała, że to tylko złudzenie. W rzeczywistości Draco był bardzo groźnym przeciwnikiem. Draco skłonił się przed swoim panem i podszedł do Hermiony. Wiedziała już na czym ma polegać rehabilitacja mężczyzny i nie zamierzała mu tego utrudniać. Ona i tak już niedługo odejdzie, a nie chce być przyczyną śmierci kolejnej osoby. Draco zamachnął się jak jego pan i wymierzył Hermionie siarczysty policzek. Tym razem upadła. Cios był o wiele silniejszy. Mężczyźni rozstąpili się widząc, że kobieta pada. Odłamki szkła wbiły się w jej ręce, ale mimo to wstała. Podeszła blisko do swojego oprawcy i cicho wyszeptała:

- Zabij mnie...

Zobaczyła smutek i cierpienie w jego oczach. Wiedziała, że tego nie zrobi mimo, że tak bardzo chciała. Pragnęła zobaczyć Rona, Harry'ego. Była pewna, że na nią czekają. Chciała wtulić się w opiekuńcze, silne ramiona męża i zapomnieć o przejmującym bólu. Draco złapał ją za włosy zmuszając do uklęknięcia przed nim. To było takie upokarzające.

- Rudolfie... – kolejny mężczyzna wystąpił z szeregu. Był najwyższy ze wszystkich i wydawał się też najsilniejszy. Szata ciasno opinała jego klatkę piersiową i barki. Ktoś wyczarował magiczne liny wiążące ciasno ręce Hermiony z tyłu. Mężczyzna opuścił spodnie i gwałtownie przyciągnął twarz kobiety do swoich lędźwi. Nie mogła nic zrobić. Musiała być posłuszna. Po wszystkim poczuła mocne kopnięcie w brzuch. Przewróciła się. Więzy puściły, ale nie miała siły się ruszyć. Wiedziała jedno. Musi zebrać w sobie resztki sił i uciec stąd zanim kolejny mężczyzna ją wykorzysta. Wstała i chwiejnym krokiem podeszła do drzwi żegnana rubasznym śmiechem spoglądających na nią mężczyzn. Kolejne odłamki szkła znalazły się w jej stopach. Ból w klatce piersiowa sugerował pęknięte lub złamane żebra. Z trudem otworzyła drzwi i wyszła z sali. Nie zważając na okropny ból przebiegła kilka metrów dzielące ją od bezpiecznego w jej mniemaniu pokoju. Zatrzasnęła drzwi chociaż wiedziała, że tych, których się boi, nie powstrzymają żadne drzwi. Powoli, drżąc na całym ciele podeszła do ogromnego łóżka i usiadła. Nawet to sprawiało jej ból. Stopy, ręce, brzuch, twarz... I honor. Zaciskała zęby, ale dłużej już nie potrafiła. Strumień gorących łez popłynął z jej oczu. Zsunęła się z łóżka na podłogę. Usłyszała, że ktoś wszedł. Nie musiała podnosić wzroku,by dowiedzieć się kto. Wyczuła charakterystyczny zapach jego perfum. Wstała i powoli zrobiła kilka kroków w jego kierunku.

- Dlaczego nie pozwoliłeś im mnie zabić?

- Nie do nich to należy.

- Kiedy więc to zrobisz?

- Dowiesz się w swoim czasie.

- Sprawiasz mi ból.

- Wiem o tym.

Nie wytrzymała dłużej. Wspomnienie Toma Riddla jako czułego mężczyzny coś w niej złamało. Mimowolnie upadła na kolana i skuliła się zanosząc płaczem.

- Pomóż mi... Pozwól mi umrzeć. Oszczędź dalszych upokorzeń. Nie mogę...

Przyłożył dłoń do jej policzka i uniósł twarz.

- Jesteś zbyt silna. Nie można cię złamać.

- Potrzebuję pomocy... – kolejne łzy wypływały z jej pięknych oczu. Patrzył na nią w milczeniu. Nie wiedział co w niej go do tego skłoniło,nie potrafił tego w żaden sposób wytłumaczyć, ale odczuł potrzebę pomocy jej. Chciał ulżyć jej w cierpieniu. Przez chwilę przestała być dla niego tylko nędzną, nic nie wartą szlamą. Była kobietą, a on był mężczyzną. Mężczyzna powinien opiekować się kobietami. To właśnie sprawia, że jest tym, kim jest. Uderzenie kobiety raz na zawsze sprawia, że przestajesz być mężczyzną, a on to zrobił. Może chciał w ten sposób wynagrodzić jej wszystkie krzywdy? Pomógł jej dojść do łazienki. Powoli,delikatnie wyjmował odłamki szkła jeden po drugim i każdą ranę leczył. Nie patrzył przy tym na nią. Widział tylko jej łzy kapiące rytmicznie na posadzkę. Była samotna.Znał to uczucie. Przez chwilę władzę nad nim objęła ta mała, starannie zabijana przez niego samego w ciągu kolejnych lat i makabrycznych eksperymentów cząstka człowieka. Pozwolił jej zapanować nad sobą na krótki czas.

Jesteś moim przeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz