Rozdział 23

469 27 1
                                    

-Zamknijcie wreszcie mordy, bo mi zaraz łeb rozjebie!- krzyknęłam już nieco zdenerwowana.

-Kac morderca nie ma serca.- odpowiedział Adam.

-Zaraz ja nie będę miała serca, zamknę Cię gołego na balkonie i będę to wszystko nagrywać.

-Nie bulwersuj się tak.- powiedział Stuu.

-Jesteście nienormalni!

Szybko skierowałam się w stronę sypialni i wyskoczyłam pod ciepłą kołderkę. Wzięłam telefon do rąk i postanowiłam sprawdzić social media. Po przejrzeniu internetów zdecydowałam wynurzyć się z mojej nory i wrócić do chłopaków.

-Ej, ja nie pamiętam, żebym tak dużo pił...- powiedział Krex.

-Stary, tak się najebałeś, że chciałeś iść do Kevina, żeby nie siedział sam w domu!- odpowiedziała Justyna.

-Nic sobie nie przypominam...

-No jak możesz coś pamiętać skoro zalałeś się w trzy dupy?!- krzyknął Naruciak.

-Jak was słucham to nabieram niechęci do dzieci... Adaś, możesz podać mi tabletki na ból głowy?- zapytałam.

-Boli Cię?

-Nie kurwa, swędzi. Podasz mi je wreszcie?- zapytałam.

- Okres masz?- zapytał Adaś podając mi pudełko z tabletkami.

-Powinnam dostać jutro...

-No to Adam masz przejebane!- powiedział Krex.- Kobiety przed okresem są gorsze niż piosenki Sexmasterki!

-Łukasz chce już chyba wracać do domu, prawda?- powiedziałam mierząc wzrokiem chłopaka, a on tylko podniósł ręce w geście obronnym.

-One zawsze są takie same przed, podczas i po okresie...- dodał ciszej.

-Nie jestem głucha!- rzuciłam w niego tym co miałam pod ręką, czyli szklanką z wodą.

-Za co to było?!- krzyknął Łukasz masując bolące miejsce.

-Ty już wiesz za co...

Odłożyłam pudełko tabletek na miejsce i skierowałam się w stronę łazienki. Po około trzydziestu minutach wyszłam z wanny i owinęłam się w szlafrok. Chciałam się przebrać w czyste ciuchy, ale zapomniałam ich wziąć z sypialni. Znakomicie! Szybko wybiegłam z łazienki (oczywiście wciąż w szlafroku) na drugi koniec korytarza gdzie znajdował się mój cel. Niestety wszystko nie poszło po mojej myśli, ponieważ już po chwili mój tyłek zderzył się z ziemią. Modliłam się tylko, żeby nie był to żaden z chłopaków. Podniosłam wzrok do góry i ujrzałam Wiktorię. Chwała Bogu!

- Nie pytaj.- powiedziałam do dziewczyny wstając z ziemi.

Tym razem bez żadnych przeszkód doszłam do pokoju. Wybrałam ciuchy z szafy, czyli czarne spodnie, białą koszulkę z kieszonką na piersi i długi, cieplutki, różowy sweter. Ponownie poszłam do łazienki, aby się przebrać. Włosy związałam w wysokiego kucyka i zrobiłam lekki makijaż, który składał się z korektora, pudru, tuszu do rzęs i mojej ulubionej wiśniowej pomadki. Gdy byłam już gotowa wyszłam z łazienki i poszłam do salonu gdzie wszyscy powinni siedzieć. No właśnie... Powinni, ale nikogo tam nie ma! Jedynie został Adam.

-Adam...- szturchnęłam chłopaka w ramię przy okazji ściągając mu książkę z twarzy. Spojrzałam na okładkę, aby przeczytać tytuł. Juliusz Słowacki "Balladyna"... Serio, Adam? Serio? Odłożyłam książkę na stolik i ponownie szturchnęłam chłopaka.- Obudź się!- Dalej nic... Jak ja mam go obudzić?! Wzięłam telefon do ręki i włączyłam ulubioną piosenkę Adaśa. Po chwili zaczęłam ją cicho śpiewać.- Ja pierdziule... Pizza stygnie.

Medalion| NaruciakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz