31. Ucieczka

85 7 0
                                    

Oczami Amy

  Trochę nam zajęło zanim wreszcie dostaliśmy się do statku i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Doknes i MWK pomagali w szybszym przedostaniu się na Wyspę Multiplayer. Dziwnie się czułam będąc już królową, a nie księżniczką, ale mam nadzieję, że szybko się przyzwyczaję. Jednak większą nadzieję miałam w tym, że Rox się obudził, bo tak byłoby mi o wiele lepiej ze wszystkim sobie poradzić.
  Na niebie powoli zaczęły pojawiać się gwiazdy. Podróż zajęła nam cały dzień! Niewiarygodne! Równocześnie kiepsko, że teraz nastaje noc, bo na Wyspie Multiplayer jest wtedy niebezpiecznie podczas wojny.
- Słuchajcie! - zawołałam. Hubert i Marcin przerwali swoją pracę i podeszli do mnie. - Zbliża się noc, więc dopłyniemy do Wielkiego Miasta i prześpimy się, żeby nie chodzić później nocą po wyspie. Ktoś jednak musi zostać na warcie. Jacyś chętni? - i tak właśnie nastała cisza. - Ktoś? Coś?
- Dobra ja mogę! - powiedziała Kina.
- Okej. Po dwóch godzinach obudź kogo chcesz, byle nie mnie, bo muszę sobie poukładać przed snem wszystkie sprawy, a to trochę mi zajmie.
- Spoko - odpowiedziała Kina i popatrzyła się kątem oka na Doknesa.
- No nie... - powiedział naburmuszony chłopak.
  Do Wielkiego Miasta było niedaleko, więc szybko każdy z nas mógł skierować się do swoich kajut, a Kina została na warcie. Z mojej miałam widok na Wielkie Miasto. Zastanawiało mnie, gdzie udali się ludzie, którzy tam mieszkali. Poukrywali się w piwnicach, czy w ogóle wynieśli się ze stolicy? Z takimi myślami zasnęłam...

Next day

  Kolejnego dnia rano zauważyłam Marcina śpiącego z szeroko otwartymi ustami. Zaczęłam, więc nim potrząsać, żeby się obudził.
- Co jest? - powiedział zaspany.
- Od kiedy stoisz na warcie? - spytałam.
- Chyba od trzeciej - odparł chłopak i ziewnął. - Chciałem się na chwilę zdrzemnąć... - dodał i spróbował wrócić do spania.
- Nie ma czasu teraz na spanie! Wstawaj! - zawołałam i podeszłam do steru.
- No dajesz stary! - Doknes ewidentnie próbował obudzić swojego przyjaciela.
- No idę, idę! Nie gorączkuj się tak Damian.
- Ja was nigdy nie nauczę, że mam na imię Doknes - westchnął blondyn.
  Gdzieś około szesnastej znaleźliśmy się pod naszymi domami. Gdy tylko weszłam do siebie zauważyłam Verteza, który dyskutował z Magdą. Jego mina wyrażała, że próbuje się czegoś dowiedzieć.
- Wróciliśmy! - zawołałam od progu.
- Kina! - Magda przerwała słuchanie Bartka i podbiegła do przyjaciółki przytulając ją. - Nawet nie wiesz, jak nudno tu było bez ciebie.
- Nie było mnie zaledwie jeden dzień, spokojnie.
- To się wyżaliłem. - westchnął Vertez.
- Coś się stało? - zapytałam.
- No właśnie nie wiem. Chciałem o coś spytać Lidię, ale przez przypadek ją wystraszyłem, bo zaszedłem ją od tyłu. Ta akurat bawiła się z nudów nożyczkami i papierem. Przez moje zajście obcięła sobie grzywkę i strasznie się zdenerwowała. Wiesz o co chodzi?
- Nie. Gdzie ona jest? - dopytywałam się.
- Tutaj jestem! - Lidia pokazała się na górze schodów. Nie miała swojej grzywki, ale zamiast tego miała opaskę na lewym oku. - Jednooka Lidia wita wszystkich! I to dosłownie... - dodała.
- Zrobiłaś sobie coś w oko? - spytałam zmartwiona.
- Nie nic sobie nie zrobiłam! Jak widzisz moje oko jest całe i zdrowe!
- Chodzi mi o twoje lewe oko - powiedziałam znudzona.
- Z tym też nic nie jest!
- To po co ci opaska?
- Po nic!
- Lidia, czy ty coś ukrywasz? - podnosiłam jedną brew do góry.
- Nie! - dziewczyna zrobiła sztuczny uśmiech. - Nic, a nic!
- Na pewno? - wiem, jestem strasznie dociekliwa.
- No dobra poddaję się - westchnęła. - Kiedyś muszę powiedzieć prawdę. Tylko się nie przestraszcie - moja przyjaciółka ściągnęła opaskę z oka. Tak jakby. Zamiast oka miała po prostu jakąś zaszytą ranę. - Jestem jednooka!
- Od kiedy?! - zapytałam zszokowana.
- Od zawsze - odpowiedziała Lidia. - Urodziłam się bez lewego oka. Mam tylko prawe. Grzywką zasłaniałam sobie to miejsce, żeby nikt nie wiedział.
- Przykro mi - powiedziałam. - Opowiesz mi później więcej, okej? Teraz muszę spytać, czy Rox się obudził.
- Jedno słowo! - zawołała Magda. - Nie.
  Westchnęłam. No trudno. Mam nadzieję, że za niedługo się obudzi.
- Szkoda. Muszę zrobić miksturę dla Sally - powiedziałam i zaczęłam rozkładać potrzebne rzeczy.
- A propo Star... - zaczął Vertez. - Dziś rano, jak tu zerknęliśmy siedziała spokojnie w bańce, ale odwrócona od nas tyłem. Podeszłam tak, żeby zobaczyć jej twarz, a ta siedziała obrażona. To normalne?
- Jeśli to Demon Butterfly to nie, ale jeśli Star to tak. Możliwe, że Sally zaczęła z nami kontaktować i coś usłyszała czego nie powinna.
- Teraz mi mówisz? - spytała nagle Lidia. - Star jesteś na mnie obrażona?!
  W tym momencie moja siostra pokazała sześć rąk z sześcioma środkowymi palcami.
- Jest mocno na ciebie obrażona. Masz przechlapane.
- Świetnie - powiedziała Lidia.
  Skończyłam rozmowę i zaczęłam robić lekarstwo dla Star. Wreszcie około północy skończyłam.
- Koniec! - zawołam, budząc towarzystwo leżące na schodach.
- Jej! - zawołała Magda.
  Podeszłam do Star mając nadzieję, że lekarstwo zadziała. Sally odwróciła się i wtedy wlałam miksturę do bańki. Ta od razu zamieniła się w parę. Gdy para odpadła pojawiła się nasza kochana Star.
- Co jest?! - zawołała zdziwiona. - Co ja robię w tej wielkiej fioletowej bańce?!
  Vertez wybuchł nieopanowanym śmiechem.
- No nie wierzę! Twoja reakcja jest najlepsza! Jeszcze ta mina!
- Zamknij się Vertez.
- Od kiedy ty taka nie miła jesteś?
- Lidii spytaj.
- Lidia? - spytał Vertez.
- Ja nie wiem, o co jej chodzi.
- Nie wcale. Amy możesz mnie stąd wypuścić? - to było już skierowane do mnie.
  Wypuściłam moją siostrę z fioletowego więzienia.
- Dzięki. Co narobiłam? - spytała.
- Nie mówiąc o tym, że chciałaś nas wszystkich zabić, ale ci się na szczęście nie udało! Jednak zraniłaś Roxa w biodro i nie wiadomo czy przeżyje. Może umrzeć, może się obudzić - powiedziała Magda wyprzedzając mnie. - Oh! I Amy jest teraz podobno królową, bo zdąrzyła nam opowiedzieć.
- Co? - powiedziała zdziwiona Star.
- Sally ja wiem, że to nie brzmi najlepiej, ale będzie dobrze - powiedziała.
- Nie. Nie będzie - zaczęła. - Będzie gorzej! Już jedną osobę zabiłam, którą kochałam! Nie chcę kolejnych morderstw!
- Sally to nie jest pewne, że Rox nie żyje.
- Jest! Ja teraz jestem jak maszyna do zabijania! Mogłam zostać w bańce! A teraz... Będzie lepiej, jak odejdę - po tych słowach Sally wybiegła z domu i skierowała się do dżungli.
- Sally stój! - zawołałam, ale ona już gdzieś znikła! - No nie...

★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★

Star wróciła! I... W sumie nie :v Tu jest 963 słowa! Mój nowy rekord! A tak w ogóle, będą jeszcze jutro i pojutrze rozdziały z czego w niedzielę end [w sensie koniec, nie ten Minecraftowy XD(tysiąc słów)]. Jak mi się uda (gdyż mam drogę krzyżową #bierzmowanie) będzie prolog trzeciej części w piątek. Pierwszy rozdział pojawi się trochę później i wyjaśnię wam to w niedzielę pod koniec drugiej części. To tyle, jak na razie, bo mam 15% baterii w telefonie, a mam zepsutą ładowarkę muszę sobie od kogoś pożyczyć, więc super. Widzimy się jutro w przedostatnim rozdziale, żegnam!

StarvingStar

Wciągnięci w Minecraft Wojna o tron ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz