5.

737 49 11
                                    

Kolejna nieprzespana noc. Tym razem z własnej głupoty. Niby nie powiedziałem niczego złego, ale jednak... Szlak, Baekhyun to było złe, niewłaściwe i nie na miejscu.

Nie miałem ochoty iść dzisiaj do szkoły, chciałem zostać cały dzień w łóżku, oglądać dramy i użalać się nad sobą. Początek roku, a ja już mam dość.

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Podczas oglądania EXO Next Door, musiałem usnąć, bo nie pamiętam jak ona znalazła się w ich domu, a na dodatek, jak zaczynałem, to było jasno, a już jest ciemno jak w du...

Zrezygnowałem z oglądania i poszedłem coś zjeść. Jak zawsze wziąłem swój telefon, który okazał się być rozładowany. No tak, ładowarka.

Po drodze do kuchni, wstąpiłem do pokoju mamy, ona ma pełno tego typu pierdół. To przykre uczucie, kiedy twój rodzic miał więcej telefonów od ciebie, ah.

Jakoś nigdy nie narzekałem na swojego iPhona, ogólnie dobrze się sprawuje. Ostatni raz telefon zmieniałem chyba na początku gimnazjum. Jedynym minusem jest bateria. Jak ja mam się kontaktować z przyjaciółmi na kakao, skoro mój ukochany błaga o naładowanie.

Czasem jestem zbyt leniwy, żeby wstać i z biurka sięgnąć laptopa, jeszcze gorzej, jak zostawię go na dole. Wtedy to już kompletnie nawet nie myślę o zejściu po niego.

Znalazłem brakujący kabelek do szczęścia i poszedłem w końcu coś zjeść, bo myślałem, że zaraz zjem samego siebie i tego kota co błagalnie miauczał o jedzenie.

Naprawdę... Nawet głupiej karmy dla kota nie ma. Jest zimno, ciemno, a ja muszę się ubrać i iść kawał do sklepu? Serio, za jakie grzechy?

Zrezygnowany poszedłem się ubrać, wziąłem słuchawki, zamknąłem drzwi i wyszedłem na to zimno. Czego się nie robi dla kota.

Do najbliższego sklepu mam z pół godziny drogi, gdybym nie miał słuchawek, to chyba bym umarł.

Zaraz.

Przecież mam rozładowany telefon. Wyciągnąłem urządzenie i przypominało mi się, że dopiero co byłem po nową ładowarkę. No pięknie, może będę sobie coś nucić po drodze, nie wiem, nie umiem iść w ciszy, ale kot musi coś zjeść, a to dość wybredne bydle, eh.

Droga mi się niemiłosiernie dłużyła. Kiedy dochodziłem do sklepu, zauważyłem grupkę chłopaków, wyglądających na takich, co mogliby pobić każdego, za to, że oddycha.

Założyłem słuchawki z nadzieją, że nie zwrócą na mnie uwagi, przecież nie miałem na sobie nic, co mogłoby ich jakoś zainteresować. No, może poza różowym portfelem w kształcie misia. Nie moja wina, że tak uroczo wyglądał na półce w sklepie, że musiałem go mieć.

Schowałem wtyczkę od słuchawek do kieszeni i pewnym krokiem próbowałem ich ominąć, ale jak to ja, zawsze muszę mieć pecha i nie mogłem spokojnie przejść.

Potknąłem się i to chyba o własne nogi, a mój kochany portfel wyleciał mi z kieszeni, akurat w tym momencie, co byłem obok nich, no lepiej być nie może.

Podnosząc swój skarb z betonu, kątem oka zauważyłem, że zmierzają w moim kierunku, coś tam mówiąc między sobą. No fajnie.

Podniosłem się i w tym samym momencie stanęło przede mną czterech wysokich kolesi, z ohydnymi mordami, uwierzcie mi, dobrze, że było ciemno.

Dobra, żarty się skończyły. Udawałem, że dalej ich nie słyszę, bo mam słuchawki. Nie muszą znać prawdy, myślałem, że mi odpuszczą czy coś, ale przecież nie może być tak pięknie.

Jeden z nich podszedł do mnie i mocnym szarpnięciem wyrwał mi je z uszu. Ała. Okey, już się pośmialiśmy, spoko, ale mogę iść? Nie odezwałem się ani słowem. Nie bez powodu nazywają mnie ciotą.

- No co tam koleszko? - Odezwał się jeden z nich, jakby szef, nie wiem, głos miał równie okropny co wygląd. - Zabrakło języka w gębie? - Zbliżył się, na co odruchowo się cofnąłem. Nie lubię bliższych kontaktów z ludźmi, a tym bardziej jeśli chodzi o twarz.

Na moją reakcje tylko wybuchnęli śmiechem, a ja stałem zdegustowany i zastanawiałem się, czy mogę już iść. Zrobiłem krok, próbując ich wyminąć, ale w tej samej chwili przestali się śmiać i jeden z nich chwycił mnie za ramię, uścisk miał mocny, to trzeba przyznać.

- A ty gdzie księżniczko?

- D-do sklepu... - No i na co żeś się odzywał, jeszcze zabrzmiałem jak jakaś mała dziewczynka, super.

- Puścimy cię, jeśli poczęstujesz nas swoją gotówką. - Uśmiechnął się, o ile tak to można nazwać i dalej mnie trzymając, wyciągnął drugą rękę w kierunku mojego portfela.

- Mhm, ile chcecie? - No co miałem innego zrobić, ja, sam, jeden, drobny, wolałem poddać się bez walki.

- O, w końcu gadasz z sensem. Wszystko co masz.

- Mam tylko 5 tys. won. - Naprawdę tylko tyle miałem, nie wspominając o karcie, którą zamierzałem zapłacić. W taki sposób łatwiej jest mojej matce zapewnić mi pieniądze.

- Chociaż coś, no dalej, na co czekasz, wyciągaj pieniążki. - Czułem jak mocniej zaciska swoją dłoń na moim ramieniu.

Już miałem sięgać do portfela, gdy jakiś wysoki ktoś, podszedł i zabrał jego rękę, dzięki czemu poczułem ulgę i będąc w szoku, widząc, że moim bohaterem, okazał się sam Chanyeol, nie zwróciłem uwagi na to, co do nich powiedział, ale musiał mieć niezłą gadkę, bo odeszli bez słowa.

- Nic ci nie jest? - Zapytał, na co powróciłem do świata żywych.

- Ta, dziękuje, ale zaraz, co ty tu robisz? Śledzisz mnie? - Czasem mógłbym pomyśleć, zanim coś powiem.

- Nie, mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż śledzenie kogoś, kto się mnie brzydzi. - W tym momencie przypomniała mi się sytuacja z poprzedniego dnia. Miałem ochotę zapaść się pod ziemie. Moja mina musiała być komiczna, bo ten zaczął się śmiać i dodał. - Mieszkam tu za rogiem, a te palanty to moi sąsiedzi, którzy wyłudzają pieniądze od słabszych.

- Ah. - Nie wiedziałem co powiedzieć, bo dalej było mi cholernie głupio. - M-może pójdziemy do mnie? Tak w ramach podziękowania i przeprosin... - Na końcu nieco zgasłem i chyba nie dotarło do mnie co właśnie powiedziałem.

Don't leave me || ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz