35.

396 26 14
                                    

Ze łzami w oczach wyszedłem z toalety, wróciłem do sali i ignorując wszystkich wokół, spakowałem się i wyszedłem.

Nikt za mną nie wyszedł.

Jeszcze bardziej czułem się jak gówno, w sumie nie wiem sam czego oczekiwałem. Że ktoś będzie się nade mną użalać? Że ktoś powie "będzie dobrze"?

Za chwilę rozległ się dźwięk dzwonka, kończący lekcje. Wiedziałem w jakiej sali Chanyeol jest, dlatego niezwłocznie tam poszedłem.

Stałem, cały we łzach, nie zwracając uwagi na ludzi wokół, nie słyszałem niczego innego, tylko w kółko powtarzające się słowa Kaia.

Chłopak początkowo widząc mnie, uśmiechnął się, ale zauważając moją rozpacz podszedł już ze zmartwioną miną, która dobijała jeszcze bardziej.

- Baek- - Odtrąciłem rękę, którą próbował mnie dotknąć.

- Czy to prawda? - Zapytałem, nawet nie spoglądając mu w oczy.

- Ale co? Co się stało? - Jego obecność, zapach, głos, wzrok, zmartwienie, sprawiały, że łzy zaczęły spływać jeszcze bardziej po moich policzkach.

Chwyciłem się jego koszulki i tym razem spojrzałem w jego oczy, przepełnione smutkiem i troską. - Czy ten cholerny zakład, to prawda? - Niemal dławiłem się łzami, ale w tamtej chwili nie miało to znaczenia.

- Baekhyun... - Westchnął i w tym samym momencie puściłem go, bezwładnie stając naprzeciw niego.

Poczułem pustkę, nadzieja, że to tylko kłamstwo zniknęła, jak pierwszy śnieg. - To nie tak... - Znów chciał mnie dotknąć, ale ponownie mu na to nie pozwoliłem.

- Czyli... To prawda? - Chciałem się jeszcze raz upewnić czy aby przypadkiem się nie przesłyszałem.

- Baek- - Przerwałem.

- Cholera jasna, prawda?! - Podniosłem ton, patrząc mu prosto w oczy. Moje wyrażały gniew, rozpacz, smutek i pustkę, zaś jego żal, poczucie winy i zmartwienie.

- Tak... - Odpowiedział nieco ciszej. - Ale- - Przerwałem mu gestem dłoni.

Jeszcze chwilę stałem w bezruchu, niemal nie słysząc nic, poza uderzeniami słonych łez o podłogę.

Spojrzałem na niego ostatni raz, odwróciłem się i początkowo bardzo powoli ruszyłem do wyjścia, ale czując wzrok wszystkich ludzi wokół, a szczególnie jego, zacząłem biec.

Jak nigdy, biegłem ile w piersiach tchu, żeby znaleźć się jak najdalej od tego miejsca, od niego, od tych ludzi, od świata. Miałem ochotę zniknąć.

Pod wpływem tylu emocji, kondycja nie miała najmniejszego znaczenia. Wszedłem do domu, początkowo usiadłem na korytarzu, chowając głowę w dłonie, wylewając kolejne łzy i bardzo ciężko oddychając.

Nie wytrzymując tego cholernego uczucia, wbiegłem do kuchni, wyrzucając talerze, szklanki, miski i wszystko co było szklane na podłogę, obserwując jak rozpadają się na drobne kawałeczki. Chciałem się na czymś wyżyć, wiedziałem, że i tak już nic nie ma sensu.

Zacząłem krzyczeć, tłukąc kolejne naczynia. Dlaczego? Dlaczego to tak musiało się skończyć? Dlaczego to życie jest takie chujowe? Dlaczego jestem taki naiwny?

Zadawałem sam sobie tyle pytań, ale żadna odpowiedź nie była wystarczająca.

Musiałem zrobić coś, co pozwoli mi myśleć o czymś innym, przypominało mi się o alkoholu przechowywanym w barku, przez moją matkę.

Wyciągnąłem jedną, dwie, trzy butelki, sam nie wiem czego. Nie fatygowałem się po szklankę czy jakiś kieliszek... Otworzyłem pierwszą i biorąc łyk, myślałem, że mi gardło wypali, jednak z każdym kolejnym łykiem pieczenie ustawało.

Don't leave me || ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz