27.

410 32 15
                                    

- Przepraszam kochanie, że nie mogłam przyjechać, już się dobrze czujesz, prawda?

- Ta, nic mi nie jest. - Westchnąłem.

- To dobrze, w weekend idziemy na kolacje z tą panią, z którą pracuję i jej córką, ubierz się jakoś ładnie, przyjade po ciebie o 17, a teraz muszę już kończyć, trzymaj się, buziaki.

- Ale... - Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo już się rozłączyła i tyle w temacie. Nawet nie zapyta, czy nie mam żadnych planów, bo po co.

Od pobytu w szpitalu, Chanyeol nie odstępował mnie na krok. Pilnował, żebym jadł normalne posiłki, dużo pił i się wysypiał... Co za tym idzie, tygodniowa przerwa od seksu.

Niby da się przeżyć, ale uwierzcie mi, ciężko jest się powstrzymywać, mając takiego faceta obok siebie.

HunHany też się zaniepokoili, ale z tego co wiem, to Chanyeol ich o wszystkim informował na bieżąco. Życzyli mi zdrówka i dali odpocząć, mówiąc, że szkołą mam się nie przejmować, kochani...

- Kur... - Z nerwów aż rzuciłem telefonem o kanapę.

- Co się stało? - Zapytał uszaty, wchodząc do pokoju z gorącą herbatą.

- Czy ona wreszcie przestanie się wtrącać w moje życie? - Warknąłem.

- Uspokój się, chodzi o twoją matkę, tak? - Usiadł obok leżącego urządzenia.

- No, a o kogo innego... - I tu zaczęła się moja gestykulacja. - Wyobraź sobie, że ubzdurała sobie coś, że pójdę z nią i tą jej nową koleżanką z pracy na kolacje, a wiesz co jest najlepsze? - Spojrzałem na niego, a ten w milczeniu mnie obserwował. - Będzie ta jej córka, z którą chce mnie zeswatać.

- Przecież to tylko kolacja, zawsze będziesz mógł wyrazić swoje zdanie, przecież nie zmuszą cię do czegoś, czego nie chcesz. - Wzruszył ramionami. - Zawsze możesz powiedzieć, że kogoś masz.

- Niby tak, ale to jest w ten weekend, w który miałem jechać z tobą do dziadków... - Powiedziałem nieco załamanym głosem.

Spojrzał na mnie znów w taki sposób, że nie umiałem wyczytać żadnych emocji. - Wiesz, do moich dziadków możemy też jechać za tydzień, a z mamą się bardzo rzadko widzisz. - Dostrzegłem smutek, w jego oczach.

- No, ale ty jesteś dla mnie ważniejszy. - Podszedłem do niego i usiadłem na jego kolanach.

- Raczej wrócisz do mnie, nie? - Uśmiechnął się.

- Głupie pytanie... - Spojrzałem na niego z ironicznym niedowierzaniem.

- To możesz na spokojnie jechać, zadzwonię zaraz do dziadków i powiem im, że z powodów zdrowotnych przyjedziemy za tydzień. - Cmoknął mnie w policzek i wstał, wyciągając telefon.

W międzyczasie, kiedy Chanyeol dzwonił, poszedłem do pokoju poszukać jakiegoś w miarę eleganckiego stroju.

Naprawdę nie miałem ochoty nigdzie iść, ale jak mus, to mus.

Wyciągnąłem granatowy garnitur, chwilę mu się przyjrzałem, żeby za chwilę schować go z powrotem do szafy.

- Czarny będzie lepszy... - Uśmiechnąłem się pod nosem i tym razem, wyciągnąłem odpowiedni strój. - Tamten za wesoły...

Zszedłem na dół, a Chanyeol już na mnie czekał w salonie i przeglądał coś w telefonie. Podszedłem po cichu od tyłu i mocno się do niego przytuliłem.

- O, a to za co? - Uśmiechnął się.

- A tak z miłości. - Cmoknąłem go w policzek i w tym samym momencie, nie wiem co się stało, ale chwycił mnie tak, że wylądowałem pod nim na kanapie i poczułem lekkie rumieńce.

Chwilę nade mną wisiał i patrzył głęboko w oczy, ze swoim zabójczym uśmiechem.

Nagle postanowił tak po prostu wstać. Aha.

- Lekarz mówił, że musisz odpoczywać. - Skrzyżował ręce na piersi.

- No weź... - Podniosłem się do siadu, chwyciłem leżące obok poduszki i jedną rzuciłem w niego, a drugą przytuliłem tak, że było widać tylko moje oczy, które wyrażały więcej niż tysiąc słów.

- Nie weźmiesz mnie na swój urok. - Parsknął i odrzucił rzucony przeze mnie przedmiot.

- Zobaczymy. - Uśmiechnąłem się pod nosem i wstałem, udając się do swojego pokoju.

Wyciągnąłem krótkie szare dresowe spodenki i wziąłem jego leżącą na krześle, czarną bluzę. Błyskawicznie się przebrałem i znów do niego zszedłem.

W tym samym czasie, zadzwonił mój telefon, który przypadkiem leżał obok Chanyeola.

Uszaty nie zamierzał mi go podawać, dlatego sam się pofatygowałem i odebrałem. Zauważyłem kątem oka, że spojrzał na mnie i uniosły mu się kąciki ust.

Dzwonił ktoś, kto znalazł Puszka. Przyznaję się bez bicia, że już zacząłem godzić się ze stratą, bo znaleźć zaginione zwierzę to chyba ciężko.

Podczas rozmowy mam w zwyczaju chodzić po pokoju. Po prostu nie umiem usiedzieć w miejscu. Jednak tym razem się poświęciłem i stanąłem oparty o blat w kuchni, wypinając lekko tyłek do Chanyeola.

Nie skupiłem się zbytnio na rozmówcy, tylko na reakcji uszatego.

- Tak, tak, to gdzie pan chciałby się spotkać? - Uśmiechnąłem się i zacząłem palcem rysować niewidzialne kółeczka na blacie. - Jasne... Oki... To do zobaczenia.

Odwróciłem się i widziałem to zmieszanie na jego twarzy. Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem wziąć łyk już chłodnej herbaty.

- Kto to? - Zapytał dosyć poważnym tonem ze skrzyżowanymi rękoma.

- A taki jeden pan, muszę na chwilę wyjść. - Nie spojrzałem się na niego, mimo, że bardzo kusił taki widok.

- Taki jeden pan? Nigdzie nie idziesz. - Warknął.

- No, nie wiem jak się nazywa. - Poważnie, musiało mi to umknąć, bo nie pamiętam, żeby się przedstawiał. - Nie możesz mi zabronić, a poza tym, spotykam się z nim w bardzo ważnej sprawie. - Wzruszyłem ramionami.

- A właśnie, że mogę. - Delikatnie, ale stanowczo pociągnął mnie tak, że znów wylądowałem pod nim na kanapie. - Nigdzie nie pójdziesz sam, jesteś chory, musisz odpoczywać, a tym bardziej nie puszczę cię nigdzie z obcym i koniec kropka.

W odpowiedzi zacząłem się śmiać, a ten na mnie popatrzył złowrogim spojrzeniem.

- To chodź ze mną. - Uśmiechnąłem się.

Kolejny raz to zmieszanie na twarzy. Bezcenny widok.

- Co, czekaj, o co chodzi.

- No, zadzwonił ktoś, kto znalazł Puszka. - Uśmiechnąłem się i zacząłem zjeżdżać ręką w dół jego koszulki. - Twoja reakcja była cudowna.

- No ha ha ha, bardzo śmieszne... Już myślałem, że umawiasz się z jakimś alfonsem czy coś... - Westchnął, równocześnie się uśmiechając i kręcąc głową. - A za ten strój powinieneś dostać karę, ale to kiedy indziej. - Pocałował mnie delikatnie w usta i znów zostawił, no cóż, chyba muszę wytrzymać ten tydzień.

Uszykowaliśmy się i poszliśmy w umówione miejsce na odbiór kotka. Wszystko poszło sprawnie i bez zbędnych nieporozumień mogliśmy wrócić na spokojnie do domu.

Podobno jakaś dziewczynka znalazła go, jak spał przy drzewie w jej ogródku, a że wyglądał na zadbanego, to z rodzicami szukała ogłoszeń o zaginięciu i tak trafili na mnie.

W dzisiejszych czasach ciężko trafić na dobrych ludzi. Nie spodziewałem się, że ktoś zwróci rasowego kota. Dziewczynko, niech Bóg ci to w dzieciach wynagrodzi.

Don't leave me || ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz