33.

361 31 2
                                    

Pomimo nakazu mojej matki, spędziłem kolejną noc z Chanyeolem, nie zważając na późniejsze konsekwencje. Jak trzeba będzie, to nawet ucieknę z domu, żeby tylko z nim być.

Okazało się, że i tak nie zamierzała prędko wrócić, bo dowiedziałem się od Suzy, że nasze matki, pojechały gdzieś na tydzień w delegację.

Tym lepiej dla mnie.

Do końca tygodnia był ze mną Chanyeol, nawet zabrał tu Tobena, który o dziwo dogaduje się z moim kotem. Nie chciał zostawiać go sąsiadce na tak długo.

Powoli zapominałem o sytuacji sprzed kliku dni. I mój świat nabierał więcej barw, w towarzystwie uszatego.

Z tego wszystkiego, zapomniałem, że w ten weekend jedziemy do jego dziadków. Do tego zacnego czasu nie zostało dużo, bo tak się złożyło, że był już koniec tygodnia.

Jedynej zmianie uległa godzina lotu, zdecydowaliśmy się lecieć wcześniej, żeby spędzić z jego rodziną więcej czasu.

Kiedy Chanyeol wrócił do domu po rzeczy, sam wziąłem się za pakowanie. Wziąłem tylko kilka niezbędnych rzeczy, a wyglądało jakbym jechał na co najmniej miesiąc.

W oczekiwaniu na uszatego, zaniosłem Puszka do sąsiadów. Niby tylko dwa dni, ale nie chce mu robić w tym czasie głodówki.

- Wszystko masz? - Zapytał już któryś raz, żeby się upewnić.

- Tak, a jeśli nie, to najwyżej pożyczę od ciebie. - Uśmiechnąłem się i udaliśmy się do czekającej już na nas taksówki, którą pojechaliśmy na lotnisko.

Chanyeol zajął się wszystkimi sprawami związanymi z podróżą, a ja siedziałem i chciałem mieć już to za sobą. Na szczęście obyło się bez opóźnień.

Wsiedliśmy do samolotu i początkowo było dobrze, do czasów turbulencji, kiedy myślałem, że zaraz umrzemy i w panice złapałem się Chanyeola, który tylko śmiał się z mojego zachowania.

Polecił mi, żebym spróbował zasnąć i nie wiem jak, ale udało mi się to i obudził mnie, kiedy byliśmy już w Busan. Jego dziadkowie mieli czekać na nas na lotnisku wraz z jego młodszą siostrą.

Tak też było, gdy odebraliśmy bagaże, przy umówionym wyjściu stała rodzina uszatego. Jego siostra, widząc go, wręcz rzuciła mu się na szyję.

Czułem się nieco skrępowany, gdy zbliżaliśmy się do jego dziadków, ale nie chciałem zrobić złego wrażenia, dlatego próbowałem nie dać tego po sobie poznać.

- Dzień dobry. Jak minęła podróż? - Zwrócił się starszy, do Chanyeola.

- Cześć dziadku, cześć babciu. - Przywitał się po kolei. - Spokojnie, nie było żadnych opóźnień na szczęście.

- To twój towarzysz? - Poczułem wzrok wszystkich na sobie. Chyba jednak wolałbym być niezauważony.

- Ah, tak... Babciu, dziadku oraz Yoora, to mój chłopak, Baekhyun. - Wyszczerzył się i oznajmił na spokojnie, jakby to była rzecz, o której mówi się na co dzień.

Aż zakrztusiłem się powietrzem. Nie spodziewałem się, że będzie taki bezpośredni.

- Oo, miło nam cię poznać Baekhyun. - Z uśmiechem przywitała mnie starsza kobieta.

- M-mnie również. - Ukłoniłem się i doznałem jeszcze większego szoku.

Po przywitaniu się, poszliśmy do samochodu, którym pojechaliśmy do ich domu.

Po drodze zachwycałem się wszystkim, bo to w końcu mój pierwszy raz w Busan.

Okolica robiła wrażenie, tak samo jak dom. Nie był nowoczesny, a bardziej tradycyjny, widać było, że nieco starej daty, ale to nadawało mu uroku.

W środku było przytulnie, dużo obrazów, roślin i ciekawych dekoracji, idealnie wpasowujących się do wnętrza.

Kazano nam się rozpakować i rozgościć. Poszliśmy do pokoju Chanyeola, po którym na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że był jego.

W centrum pokoju stało piękne, duże, czarne pianino, a na nim pełno zapisów nutowych, a zaraz obok, w kącie, gitara. Ściana, przy której znajdowało się łóżko, pokryta była tapetą w klucze wiolinowe.

Po prostu widać, że jest to pokój osoby kochającej muzykę.

- I jak ci się podoba? - Uśmiechnął się i rzucił na łóżko.

- Pięknie... - Dołączyłem do niego, kładąc się zaraz obok i obejmując go w pasie.

- Nie wyglądasz na zadowolonego.

- Nie, nie o to chodzi, podoba mi się, twoi dziadkowie są cudowni, siostra też, tylko bardziej żałuję, że ja nie mam takich kontaktów z rodziną. - Westchnąłem.

- Odkąd jesteśmy razem, to także twoja rodzina. - Uśmiechnął się, a ja poczułem rumieńce.

- Przecież nie jesteśmy połączeni w żaden taki sposób... Gdzie zaliczałbym się do rodziny...

Spojrzał mi w oczy i z uroczym uśmiechem odpowiedział. - Nieważne czy jesteś moim chłopakiem, czy mężem, sam fakt, że jesteś ze mną sprawia, że już do niej należysz. - Na końcu złożył na moich ustach pocałunek, pieczętujący jego słowa.

W tej jakże romantycznej chwili, do drzwi zapukała babcia uszatego i oznajmiła, że mamy zejść na obiad.

Uśmiechnęliśmy się do siebie i wykonaliśmy polecenie. Na stole widniało wiele dań i wszystko tak idealnie ułożone, jak na jakiejś wykwintnej uczcie.

Podczas jedzenia, głównym tematem było jak się poznaliśmy, następnie co w szkole, co u Tobena i ogólne takie.

Opowiedziałem nieco o sobie i swojej "rodzinie", której prawie w ogóle nie ma i pomimo tego dołującego faktu, czułem się swobodniej. Najwidoczniej udzieliło mi się ich rodzinne ciepło.

Po obiedzie obserwowałem, jak Chanyeol bawi się ze swoją siostrą. Widać, że świetnie się dogadują i bardzo kochają, aż zacząłem żałować, że nie mam rodzeństwa... Chociaż nie chciałbym, żeby przeżywało to co ja i zapewne byśmy nie dogadywali się tak pięknie.

W pewnym momencie, aż poczułem zazdrość, gdy Yoora siedziała mu na kolanach, a ten ją gilgotał i ogólnie się wygłupiali. Tak, zazdrość z powodu siostry, brawo ja, aż strzeliłem sobie wewnętrznego facepalma.

Po dobrze spędzonym czasie, podczas którego rozmawiałem z dziadkami chłopaka, oglądałem jego zdjęcia z dzieciństwa i słuchałem rodzinnych historii, nadszedł późny wieczór i zmęczenie dało o sobie znać.

Chanyeol zaniósł siostrę do łóżka i dołączył do mnie, do swojego pokoju.

Przebraliśmy się i położyliśmy, wtulając się do siebie. Kolejny dzień, kończący się w objęciach uszatego, w których czułem się najlepiej.

Don't leave me || ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz