Mamy kolejny dzień. Obudziłam się po ósmej – idealnie. Zdążę się na spokojnie wyszykować przed wyjściem. Wstałam i zabrałam ze sobą ubrania do łazienki. Wzięłam prysznic, ukryłam cienie pod oczami, a później zjadłam pyszne śniadanko, składające się z kanapek z czekoladą i oczywiście filiżanki mocnej kawy. Ogarnęłam się jeszcze przed czasem, bo dopiero była 09:13. Włączyłam internet i przejrzałam Facebook'a, sprawiając czy Rafał był tak łaskawy i w końcu mi odpisał, ale się myliłam. Teraz to się poważnie zastanawiam czy mu czegoś nie zrobiłam, że tak mnie ignoruje. Ale poczekam, może się kiedyś odezwie.
Zaraz musiałam wychodzić, więc dobrze byłoby już wstać. Sprawdziwszy czy mam spakowane wszystkie potrzebne rzeczy, zarzuciłam plecak na ramiona i wyszłam z domu.
* * *
– Anastazja! Hejka! – Kamila prawie krzycząc na powitanie rzuciła mi się na szyję w przedpokoju.
Nieco się zdziwiłam, bo nie byłam przyzwyczajona, że ledwo znana mi osoba tak się ze mną wita. Ale odwzajemniłam uścisk i również się z nią przywitałam.
– Jestem bardzo podekscytowana naszym malowaniem. Cieszę się, że poprosiliście nas o pomoc.
– Nie ekscytuj się tak, Kam – zrugał ją jej brat. – Pamiętaj, że to nie jest takie łatwe i zajmie nam kilka dni.
– Przecież wiem. To, że jestem młodsza od ciebie nie upoważnia cię do tego, byś traktował mnie jak nadpobudliwą pięciolatkę!
– Dobra, weź się nie denerwuj – zwrócił się w stronę siostry, a później do nas. – Chodźcie do salonu i nie przejmujcie się rodziców nie ma w domu.
Przeszliśmy przez korytarz wyłożony boazerią do beżowego pomieszczenia.
Salon pełnił też funkcję jadalni. Był tu masywny ciemny stół z sześcioma krzesłami z białym obiciem. Siedziałam na skórzanej kanapie, obok której stał taki sam fotel. Na przeciwko kanapy stał telewizor na szafkach, a pomiędzy nimi stolik do kawy z różnymi gazetami. Całemu pomieszczeniu świeżości i lekkości dodawały kwiaty w różnych miejscach pokoju.
Omówiliśmy dokładniej, co i jak będziemy robili, co jest nam potrzebne i co musimy kupić, a co możemy sami znaleźć w naszych domach. Doszliśmy do wniosku, że możemy odpuścić sobie zakup wałków czy pędzli, a rusztowanie weźmiemy z garażu Matiego i Kam. Resztę musimy kupić.
– To teraz została tylko wizyta w sklepie i możemy zaczynać – podsumował wszystko Tomek.
– Ale moment! Jak my się dostaniemy do sklepu, a później dojdziemy z tymi wszystkimi rzeczami do mojego domu? – zapytałam, gdyż zorientowałam się, że zapomniałam o transporcie.
– Kochana, ja mam samochód – powiedział Mateusz wyciągając przed siebie kluczyki od wspomnianego pojazdu tak bym je widziała. – To idziemy, nie?
Poszliśmy do garażu, a chłopak o blond włosach znów się odezwał:
– Dziewczyny siadają z tyłu.
– Co? Czemu?
– Nie dyskutuj tylko wsiadaj, bo zostaniesz. Ciesz się, że już w foteliku siedzieć nie musisz.
Na twarzy dziewczyny zagościł grymas zdenerwowania i dało się usłyszeć, że mamrocze coś o traktowaniu jej jak dziecko.
Wsiedliśmy i wraz z odpaleniem silnika usłyszeliśmy piosenkę "Pastempomat" Dawida Podsiadło. Po chwili granatowa Honda wyjechała na ulice i kierowaliśmy się w stronę sklepu.
Z obserwowania mijających krajobrazów wyrwał mnie mój telefon, który zawibrował w kieszeni. Wzięłam urządzenie i przeczytałam wiadomość. Zmarszczyłam czoło i się zdziwiłam po tym, co przeczytałam.
CZYTASZ
Met Again
Short StoryChyba większość uczniów wyczekuje nadejścia wakacji i odpoczynku. Tak było i ze mną. Po traumatycznych wydarzeniach, które mnie spotkały i wywróciły mi życie do góry nogami, pragnęłam uciec do miejsca mojego dzieciństwa - do domu babci. Chciałam ode...