~ 12 ~

6 1 0
                                    

POV. Tomek

Biegłem przez wszystkie uliczki w poszukiwaniu Any. Pytałem Kamilę, dlaczego Anastazja odeszła od nas i powiedziała, że poszła tylko zadzwonić, ale jej nieobecność trwała zbyt długo. Koncert dobiegł końca i zaraz mieli puszczać fajerwerki, a jej nigdzie nie widać.

Obszedłem już dwa razy plac wokół sceny, ale tam jej nie było. Biegłem dalej, sprawdzając każdą ulicę i wykrzykując imię przyjaciółki - nikt nie reagował. Rozglądałem się po każdej uliczce, skręciłem w kolejną i zobaczyłem dziewczynę siedzącą na krawężniku. Nie byłem pewny czy to ona, bo jest daleko i ciemno. Podbiegam bliżej i zobaczyłem, że to jednak Ana. Tylko dlaczego nie zareagowała?

- Hej! Ana, dlaczego do nas nie wróciłaś? - Stanąłem kilka kroków przed nią. - Przebiegłem ze cztery kilometry, szukając ciebie. - Żadnej odpowiedzi.

Usiadłem obok, a mój oddech zaczął powoli się wyrównywać. Patrzyła na kostkę pod stopami nieobecnym wzrokiem i miętoliła między palcami brązową, plecioną bransoletkę. Odkąd tu jest zawsze ma ją na ręku.

- Hej, Ana - wyciągnąłem rękę ku niej - wszystko w porz...

- Ja nie chciałam! - wykrzyczała i złapała się za głowę. - Ja naprawdę nie chciałam. Przepraszam... - Cała drżała. - To moja wina. Przepraszam, przepraszam - Ana zaczęła szeptać coś sobie pod nosem, bujając się to w przód, to w tył.

- Ale przecież nic się nie stało, Ana. To nic strasznego. - Położyłem na jej ramionach swoją rękę, była cała spięta i nadal drżała. - Wystarczyło żebyś powiedziała, że nie będzie cię dłużej, albo że idziesz do domu.

Mówiłem do niej, ale ona jakby w ogóle mnie nie słyszała, jakby była nieobecna. Co ja miałem zrobić w takiej sytuacji? Pierwszy raz widziałem, żeby ktoś tak panikował z powodu odłączenia się od grupy, chociaż... może to z innego powodu tak się zachowuje. Nie "może" a "na pewno".
Siedziałem z nią i uspokajałem, póki nie wróciła do w miarę normalnego stanu; przestała mamrotać pod nosem i trochę się rozluźniła, ale oczy nadal błyszczały w świetle lamp od łez.

- Powiesz mi, co się stało? - czerwonowłosa jakby się wzdrygnęła i ponownie się spięła.

- N-nie. Nie teraz. Nie mogę. - Pokręciła głową i spojrzała na ziemię. Znowu to coś o czym nie mogę wiedzieć. - Ja już pójdę do domu. - Nagle wstała i już chciała odejść, ale złapałem ją za ramię.

- Poczekaj. Teraz samej nigdzie cię nie puszczę.

- Ale festiwal...

- Nie ważne. W takim stanie nie będziesz sama chodziła po mieście. Idę z tobą. - W odpowiedzi tylko kiwnęła głową.

Oboje ruszyliśmy w kierunku domu. A za nami niebo rozświetlane było przez fajerwerki.

Przez całą drogę Ana milczała, śledząc swoje stopy wzrokiem, a bransoletki nie przestała szarpać. Próbowałem jakoś z nią rozmawiać, ale albo wzruszała ramionami, albo mruknęła coś niezrozumiałego, albo mnie po prostu ignorowała.
Gdy byliśmy już na naszej ulicy Ana nagle zapytała, przystając:

- A reszta? Wiedzą, że poszliśmy? - Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- Tak, spokojnie. Napisałem im, że po wszystkich atrakcjach z dzisiaj źle się poczułaś i poszliśmy już do domu.

- A, dobrze. Dziękuję.

Po chwili stanęliśmy pod domem pani Adeli. Wszystkie okna były ciemne, dom wydawał się jeszcze spokojniejszy niż normalnie.

- Dobranoc.

Ana złapała za gałkę od furtki i już chciała przez nią przejść, ale ponownie ją zatrzymałem.

- Powiesz mi co się stało na koncercie? - Muszę wiedzieć, co jest nie tak.

- Ja... - odwróciła wzrok - nie mogę ci powiedzieć. Nie dam rady. Nie... Nie jestem jeszcze gotowa. - Siąknęła lekko nosem. - Dziękuję za dzisiaj, ale naprawdę muszę już iść. - Trzasnęła furtką i zniknęła za drzwiami budynku.

- Tak, dobranoc... - wyszeptałem i poszedłem do swojego domu.

* * *

Odkąd wszedłem do domu siedziałem oparty o biurko pod oknem. W pokoju naprzeciwko - w pokoju Any, jeszcze ani razu nie zapaliło się światło.
Martwiłem się o nią. Jej zachowanie, jej stan... na pewno nie była sobą. Co musiało się stać, że tak się załamała?

Może powinienem z nią jakoś inaczej rozmawiać? Jakoś inaczej się zachować? Sam już nie wiem... Mam nadzieję, że jutro uda mi się z nią normalnie porozmawiać i wyjaśniać całą sytuację.

* * *

- Ale jak to?! Ana czuje się aż tak źle, że nawet na moment nie mogę wejść? - Stałem na ganku domu pani Adeli, prawie kłócąc się z kobietą zagradzającą mi przejście.

- Przykro mi Tomek, ale Anastazja naprawdę nie jest w stanie się z nikim widzieć. Jak wyzdrowieje to z pewnością da ci znać.

- Ciociu - tak czasami zwracałem się do niej od lat i dzięki temu na więcej mi pozwalała - widziałem, co działo się z Anastazją na festiwalu i muszę wiedzieć, dlaczego. Proszę, wpuść mnie.

- Przykro mi, Tomku, ale naprawdę nie mogę.

Nastała chwila ciszy, gdy niemal z rozpaczą patrzyłem na staruszkę, ale tym razem była nieugięta. W końcu odpowiedziałem z westchnieniem:

- Dobrze, do widzenia.

- Do widzenia.

Już trzeci dzień od festiwalu nikt nie miał z Aną kontaktu. Do dziewczyn się nie odzywała, do reszty chłopaków tak samo. Pisałem do niej na Facebook'u, ale nie jest dostępna, na sms'y też nie odpisuje, gdy dzwonię nie ma nawet sygnału, a w dodatku jej babcia mówi, że nie mogę jej odwiedzić, bo zbyt źle się czuje. Rzucałem w jej okno nawet kamykami, by zwrócić jej uwagę, ale też nic. Zasłonki w oknach są przez cały czas zasunięte i ciemne. Jakby jej w ogóle nie było, a to jest niemożliwe.

Nie wiedziałem, co się z nią tak naprawdę działo. Myślałem, że pani Adela nie mówiła mi prawdy. Wydawało mi się to dziwne, przez co bardziej się martwiłem.

Met AgainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz