~ 13 ~

10 1 0
                                    

POV. Ana

Dlaczego to się stało... To moja wina, wiem, ale dlaczego to musiało mnie tak prześladować... Siedziałam w pokoju od zakończenia festiwalu. To już będzie... Echh... Nawet nie wiem, który dzień. Przez ten czas wychodziłam tylko do łazienki. Nie rozsuwałam zasłonek, nie zapalałam światła, z nikim nie rozmawiałam, nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam.

Już nie dawałam rady nawet płakać, byłam kompletnie pusta. Było po trzeciej, słońce jeszcze nie wzeszło, a babcia jeszcze spała; wszyscy spali. I ja, gdy ze zmęczenia usypiałam, po chwili budziłam się z koszmarami.

Nie mogę trwać wiecznie w takim letargu, muszę wstać.

Po pół godzinie zeszłam na dół, byłam wtedy jeszcze w ubraniach z festiwalu i wzięłam prysznic. Zgarnęłam z kuchni jakąś bułkę, nawet nie miałam ochoty na kawę. Poszłam do siebie, by po chwili wrócić i wyjść na taras.

Poranek był chłodny jak na sierpień. Tak, przynajmniej wiem jaki miesiąc jest. Usiadłam na schodkach z mokrymi włosami i patrzyłam, jak ogród pływa w lekkiej mgle.

W ręku mam małą paczuszkę, już rozpieczętowaną i w niej zapalniczkę. Nie robiłam tego, odkąd wyjechałam do babci.

Gdy pierwszy raz przyłapałam go na naszym wspólnym balkonie mówił żebym nigdy tego nie robiła, bo "to złe". Miałam wtedy trzynaście lat. A teraz, gdy go nie ma, ja to robię. Ponownie łzy nabrały mi się do oczu.

Włożyłam papierosa do ust i zapaliłam zapalniczkę. Kilka sekund później z moich ust wyleciał szarobłękitny dym, podobny do mgły przede mną.

Nagle usłyszałam trzask i jakby odgłos kroków – ktoś wszedł do ogrodu.

– Tomek? Co ty tu robisz? – Zdziwiona patrzyłam na stojącego przede mną chłopaka ubranego w spodenki, bluzę i klapki w kwiatki.

– Co ja tu robię? Lepiej powiedz mi, dlaczego cię nie było tyle czasu? Co się stało po festiwalu? – Widziałam, że jest zdenerwowany, może nawet zmartwiony. Spojrzał na moją rękę, w której trzymałam tlącego się papierosa. – I pogrzało cię? Wyrzuć to świństwo. – Chciał zabrać mi papierosa, ale się uchyliłam.

– Spokojnie, dopiero jak skończę. – Spojrzał na mnie z wyrzutem, westchnął i usiadł obok.

– Dobrze, ale to już rekwiruję. – Wziął z podłogi paczkę papierosów. – Powiesz mi co się dzieje? – zapytał już o wiele łagodniejszym tonem i jakby z troską w oczach.

– Jeśli chodzi o to na festiwalu to... po prostu nie byłam sobą. Przepraszam cię.

– W porządku, ale wytłumacz mi, dlaczego to miało miejsce?

– Cóż...– Muszę mu cokolwiek wyjaśnić. – Kiedyś miałam bardzo ważną osobę w moim życiu. – Łzy po raz kolejny napłynęły mi do oczu, ale je starłam. – Najważniejszą, ale ją straciłam. Tak nagle... Wtedy na koncercie coś sobie przypomniałam i... po prostu nie dałam rady, nie wytrzymałam. – Schowałam twarz w dłonie, żeby znowu się nie rozpłakać, a wtedy on wyjął mi papierosa spomiędzy palców.

– Ej, już jest dobrze, spokojnie. – Czułam, jak mnie obejmuje, lekko, nieporadnie, bo byłam skulona, ale dał radę.

Wtedy poczułam jego ciepło. Było to trochę dziwne, jednak przyjemne. Przesunął się trochę, a ja oparłam się o jego tors.

* * *

Obudziłam się odrętwiała w niewygodnej pozycji. Spróbowałam się lekko unieść, ale coś mi przeszkadzało. I uświadomiłam sobie, że usnęłam oparta o Tomka. Spojrzałam na niego; był oparty o balustradę z głową przechyloną do tyłu.

– Tomek. – Nic. – Tomek, obudź się. – Zaczęłam nim potrząsać, jak mogłam. – Tomek! Wstawaj! – Zaczął się marszczyć i powoli budzić.

– Hymm... Co się stało? Po co te krzyki? – Otworzył oczy i przez pierwsze kilka sekund nie wiedział, co się dzieje. – Ana?

– Tak, ja. Usunęliśmy na tarasie. – Zaczął się rozglądać.

– A no, faktycznie.

– Mógłbyś już wziąć rękę? Chcę wstać. – Zrobił wielkie oczy i wyglądał na zdezorientowanego. Zdjął swoją rękę z mojego ramienia i trochę się zaczerwienił – urocze.

– Skąd wziął się koc? – zapytał, patrząc na to, co spoczywa mu na plecach.

– Może to babcia nas przykryła? – Spojrzałam do wnętrza domu, ale nikogo nie było. – Oddasz mi to co zabrałeś?

– Nie, kategorycznie odmawiam. Nie dostaniesz tych fajek z powrotem. – Prychnęłam i weszłam do domu.

Im bliżej kuchni tym bardziej było czuć zapach tostów. Stanęłam w progu pomieszczenia i zobaczyłam babcię. Wyjmowała ostatnią porcję kanapek z tostera.

Na stole leżały trzy puste talerze, trzy herbaty z cytryną, jeszcze parujące i jeden talerzyk z pokrojonymi pomidorami.

– Och, kochanie, w końcu wyszłaś z pokoju. Jak się spało? – Położyła duży, ostatni talerz z górą tostów na środku stołu i z uśmiechem spojrzała na mnie.

– Yy... Dobrze... Znaczy nie. – Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zatkało mnie. – Babciu to ty przyniosłaś koc na taras?

– Oczywiście, bo śpiącego nawet gazetą trzeba przykryć. – Ponownie się uśmiechnęła i do mnie podeszła. – Cieszę się, że wróciłaś. – Przytuliła mnie. – Idź po Tomka, pewnie też jest głodny.

– Yhm.

Miałam już iść, ale zdążyłam się zaledwie odwrócić i zostałam złapana za ramiona, odwrócona z powrotem i wprowadzona ponownie do kuchni.

– O! Jak miło, że pomyślała pani i o mnie. – Czarnowłosy usiadł na jednym z krzeseł i zaczął nakładać sobie jedzenie.

Zastanawiało mnie teraz jedno: jak to się stało, że Tomek o czwartej rano znalazł się w moim ogrodzie? 

Met AgainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz