~ 26 ~

4 1 0
                                    

Krople deszczu bębniące w kask.

Warkot silnika.

Patrzę przez ramię kierowcy na zegary – 2:46. Ale data... data jest dzisiejsza.

Wchodzimy w ostry zakręt, pochylając się w lewo.

Wszystko wydaje się takie samo, jak za każdym razem, ale czuję, że coś jest inaczej; coś jest nie tak.

Oślepiające światła reflektorów, szarpnięcie, wirujący świat i ból.

Znowu pulsujące niebieskie światła, znowu rozmazany obraz, który wyostrza się na tyle bym rozpoznała, że podbiegają do mnie ratownicy. Wiem, że zaraz ujrzę Nataniela i wiem, co zaraz do mnie powie. Czekam, ale to nie następuje.

Zamiast jego niebieskich oczu widzę zielone. Zamiast jasnych i cienkich widzę grube, ciemne brwi. Zamiast kilku piegów na policzkach i lekkiego zarostu widzę na jasnej skórze cienie pod oczami i szeroką, mocno zarysowaną szczękę. Zamiast lekko ryżawych włosów, zebranych w krótką kitkę z tyłu są te kruczoczarne w nieładzie, których nigdy nie można dobrze ułożyć.

Zamiast Nataniela stoi Tomek, przemoczony od deszczu w ubraniach, w których był ostatnio w szkole. Ma skrzyżowane ręce i patrzy na mnie zimnym i obojętnym wzrokiem.

Poruszył ustami, ale go nie usłyszałam.

– Zabiłaś mnie. Słyszysz, Ana?! Zabiłaś!

Zerwałam się z dywanu, jak za każdym razem zalana potem. Czułam chłodne łzy, które spływały mi po twarzy.

Wstałam i nie mogąc złapać równowagi, zrzuciłam lampkę z łóżka. Miałam mroczki przed oczami, a wszystko dookoła wirowało. Kolana się pode mną uginały. Chwiejąc się zbiegłam na dół i wyszłam z domu, nawet nie zakładając butów.

Na zewnątrz lało, jak z cebra, mocząc mnie niemal od razu. Ani wbijające się w stopy kamienie, ani błoto, ani chłód nie powstrzymały mnie przed dotarciem do domu obok. Dopadłam klamki szarpiąc ją jedną ręką, a drugą na zmianę dzwoniąc i waląc w drzwi.

Nie czułam nic oprócz strachu, który przejął nade mną kontrolę.

Po kilku minutach w korytarzu zapaliło się światło, a w drzwiach stanął zaspany Tomek.

Tomek.

Nic mu niebyło. Stał przede mną cały i zdrowy, bez ani jednego zadrapania czy siniaka. Żywy.

Rzuciłam się w jego stronę, prawie potykając się o próg. Objęłam go mocno, przywierając do niego całym ciałem i zaciskając ręce na jego koszulce. Płakałam. Łzy parzyły mnie w policzki, spływając po chłodnej twarzy.

Tomek był zaskoczony, nie wiedział kompletnie, co się dzieje. Próbował mnie od siebie odsunąć, ale mu nie pozwoliłam. Ścisnęłam go jeszcze mocniej. Mówił coś do mnie, ale nie miałam pojęcia, co. Nie zwracałam na to uwagi. Cieszyłam się, że jest; cały i zdrowy.

Gdy zrozumiał, że nie mam zamiaru się ruszyć, zamknął za mną drzwi. Objął mnie, opierając swoją głowę o moją. Jedną rękę trzymał z tyłu mojej głowy przyciskając do siebie, a drugą miał na moich plecach, kreśląc na nich kciukiem małe kółka.

Jaki on był ciepły. Był tak przyjemnie ciepły. Boże, on był ciepły! Nie był martwy!

Znowu zalałam się płaczem jeszcze większym niż wcześniej i ściskając tak, jakby miał mi zaraz zniknąć. A on nadal szeptał mi coś do ucha, próbując uspokoić.

Met AgainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz