-Rozdział 28-

141 8 1
                                    

Znowu koszmar, ten sam co poprzedniego dnia, ale zadziało się coś dziwnego. Kiedy wąż się na mnie rzucał zaczynał krzyczeć znajomym mi głosem ,,Vivian! Vivian! Wstawaj'' Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej, koło mnie stała babcia, już wyszykowana. Spytała się mnie co się stało.

-Koszmar- odpowiedziałam, a kiedy wyszła ubrałam się w krótkie spodenki, bluzkę i bluzę. Zeszłam na dół, czekały tam na mnie już kanapki, zjadłam je szybko i wyszłam z babcią. Było ziemno i jeszcze nie wstało słońce. Piekarnia była niedaleko więc szybko się tam dostaliśmy. Budynek w którym się znajdowała był duży i miał białe ściany, a nad drzwiami był namalowany napis ,,Grahamka'' a obok namalowany chleb, a po drugiej stronie pączek. Weszliśmy do środka, wszystko było kolorowe. Po dwóch stronach były powieszone koszyki, a przed drzwiami stała lada z kasą i jakaś maszyna.

-Wyjęłam ją wczoraj, postanowiłam że w lato będziemy produkować lody- uśmiechnęła się i zapoznała mnie z obsługą, a po chwili przyniosła pojemniki z lodami i włączyła maszynę. Dostałam też fartuszek z nazwą piekarni i z moim imieniem. Kiedy wszystko się upiekło pomogłam babci rozkładać bułki i inne wypieki do koszów.

-A kto się zajmie Hope?- spytałam po chwili

-Za półgodziny przyjdzie do niej moja koleżanka a później jeśli Hope będzie chciała przyprowadzi ją tutaj- pokiwałam głową i dokończyłam pracę. Przed drzwiami ustawiło się już kilka osób- Vivian otwórz drzwi i zmień plakietkę na ,,Otwarte''- krzyknęła ciocia z pomieszczenia z piecami. Zrobiłam to co kazała. Do środka weszło kilka kobiet i jeden mężczyzna.

-Dzień dobry- przywitałam się, ale nikt mi nie odpowiedział, wybrały sobie produkty i podeszły do lady

-Co się stało z panią Marthą?- spytał mężczyzna który był ostatni w kolejce

-Tu jestem panie Anders- przyszła babcia- A co z paniami White?

-Właśnie wyszły, były oburzone że pani nie ma- spakował  bułki do reklamówki- A co to za piękna dama?- spojrzał na mnie, babcia się zaśmiała

-To Vivian moja wnuczka- uśmiechnęłam się. O szóstej zaczął się ruch, kolejka była aż na zewnątrz, nie dziwiłam się. Wypieki babci były pyszne, nikt nie wiedział jak to robiła, nawet mnie nie wpuściła do pomieszczenia z piecami to była jej mała tajemnica. Po dwunastej zaczęły przychodzić dzieci żeby kupić sobie lody.

-Jeszcze cię nigdy tutaj nie widziałem- o zamrażarkę oparł się jakiś chłopak. Miał kruczoczarne włosy, był wyższy od mnie, miał zielone oczy i taki dziwny drut w wardze. Ubrany był w biały podkoszulek  i luźne jeansy.

-Może dlatego ze przyjechałam tu na wakacje- uśmiechnęłam się i podałam jakiejś dziesięciolatce czekoladowego loda z posypką.

-To może po tej swojej pracy, poszłabyś ze mną na spacer? Oprowadzę cię po mieście.- zgodziłam się-O i poproszę loda w rożku, miętowego- zrobiłam zamówienie, dałam mu, a on dał mi zapłatę- A w ogóle Marcus jestem

-Vivian

forget→draco malfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz