Rozdział 3

429 31 10
                                    

Jeśli chce się być branym pod uwagę w tym interesie, trzeba o siebie zadbać. Ładne ciało i ubrania, które to podkreślą. Nic nie przychodzi od tak, trzeba w siebie inwestować, jeśli chce się zarabiać.

W moim rozpadającym się mieszkaniu nie było luksusowo. Sypiąca się rudera z właścicielem, żądał za to niezłej sumy pieniędzy. Za to w szafie miałam kilka markowych perełek, które poradziła mi kupić Zoë. Siedzi w tym już na tyle długo, że jestem skłonna posłuchać każdej jej rady.

Teraz, kiedy przygotowuję się do imprezy kongresmenów, powtarzam sobie wszystko, co mówiła. Wybieram jedną z najseksowniejszych, ale także klasycznych sukienek jakie mam. Czarna, opinająca miejsce, które powinny być wyeksponowane. Dekolt nie jest wulgarny, ale pobudza wyobraźnię.

Swoje ciemne włosy zostawiam rozpuszczone. Są długie i gęste, dokładnie takie, jak mojej matki. Chociaż coś dobrego mi od siebie dała.

Spośród wszystkich jej dzieci, tylko ja jestem do niej podobna. Reszta wrodziła się w swoich ojców, a że każde z nich ma innego, to jako przyrodnie rodzeństwo w ogóle nie jesteśmy do siebie podobni.

Zakładam sukienkę i pasujące do niej szpilki. Na zewnątrz jest strasznie zimno, ale na szczęście podjedzie po mnie Zoë, więc nie zamarznę, idąc na metro. Do torebki wkładam portfel, telefon i czerwoną, matową szminkę, żeby w razie czego móc poprawić makijaż ust.

Kiedy na zegarze wybija godzina dziesiąta, słyszę klakson. Zakładam czarny płaszcz, zabieram klucze z komody w przedpokoju i wychodzę z mieszkania.

Przed budynkiem stoi czarne Audi typu SUV, a za kierownicą siedzi Zoë. Wsiadam do środka.

- Hej. Nowy zakup? - Pytam, zapinając pasy.

- Szkoda mi pieniędzy na takie zbędne rzeczy, wolę zainwestować w wygląd - odpowiada rozbawiona. - Pożyczyłam go tylko na ten wieczór, żeby pokazać się z lepszej strony. Jeszcze by nas nie wpuścili, a wtedy byłoby słabo.

- No tak.

- Nie myślałaś, żeby w końcu przeprowadzić się z tego okropnego Bronxu w jakieś bardziej cywilizowane miejsce? - Zagaduje Zoë, kiedy wyjeżdżamy z tej patologicznej dzielnicy.

- Oczywiście, że tak, ale nie mam na to pieniędzy. Ledwo starcza mi na opłacania tego mieszkania, a co dopiero na takim Manhattanie.

- Wybrałaś sobie najdroższe miasto na świecie. Chociaż nie, chyba Londyn jest droższy.

Nawet nie wiem, gdzie ten Londyn się znajduje. W Ameryce? Nigdy nie miałam mapy w rękach. Odnotowuję sobie w myślach, żeby później sprawdzić to na mapie w aplikacji telefonu. Chyba słyszałam o nim w telewizji... tak mało wiem o świecie. Dzięki mamo, to wszystko twoja zasługa.

- Widziałam film, którego akcja rozgrywała się w Nowym Jorku - wyjaśniam. - Od razu się w nim zakochałam i obiecałam sobie, że pewnego dnia kiedyś tam zamieszkam.

- Taa, ale pewnie nie pokazywali w nim Bronxu. Czar prysł?

- Tylko w tym miejscu. Reszta jest taka, jak to sobie wyobrażałam. Trzeba spełniać swoje marzenia po kolei, prawda? Kiedyś będzie mnie stać na coś droższego.

- Jeszcze długa droga przed tobą, ale wszystko jest możliwe. Dzięki znajomościom z dzisiejszymi gośćmi imprezy, możemy polepszyć swój stan.

Czasami myślę sobie, że wcale nie zależy mi na bogactwie. Chciałabym po prostu poznać kogoś, kto byłby w stanie zapewnić mi godny byt. Troskliwy mężczyzna, który by się mną zaopiekował... Czy proszę o tak wiele? Chcę się przestać martwić o to, czy będę miała co jeść.

>>>

Auto zostawiamy na podziemnym parkingu, gdzie aż roi się od luksusowych marek samochodów. Zazdroszczę ludziom, którzy byli na tyle sprytni, żeby zapewnić sobie takie życie. Ich jedynym problemem jest pewnie strata kilku milionów na giełdzie, chociaż i tak się tym nie martwią. Mają ich tyle, że mogą ich tracić znacznie więcej.

Pokazujemy swoje zaproszenia, po czym wchodzimy do środka. Słychać delikatną muzykę jazzową, rozmowy i śmiechy mężczyzn. Wokół kręci się kilka takich dziewczyn jak ja i Zoë. Każda ma nadzieję na zarobek.

Kelner oferuje nam szampana, więc nie wypada odmówić. Rozglądam się po sali, starając wybrać sobie któregoś z mężczyzn, do którego podejdę. Mój wzrok zatrzymuje się przeważnie na starszych mężczyznach, nie wiem dlaczego tak bardzo w nich gustuję. Może wydaje mi się, że z racji wieku będą dojrzalsi i bardziej skłonni do poddania się mi?

- Witam - słyszę głęboki głos za sobą. Odwracam się powoli i widzę wysokiego bruneta, który na moje oko jest po trzydziestce. Jego ciemne oczy wydają się tajemnicze i zimne, ale to się zmienia, kiedy mężczyzna się uśmiecha. Ma równe zęby, tak białe jak z reklamy. Zmarszczki w kącikach oczu dodają mu uroku, a pełne usta aż się proszą, żeby je pocałować. Jest bardzo męski i seksowny, kilkudniowy zarost tylko to potęguje.

Kojarzę go. Chyba był na moim występie w klubie kilka dni temu.

- Cześć - odpowiadam i posyłam mu jeden z moich najlepszych uśmiechów. - Czy my się nie znamy?

- Kiedy ostatni raz cię widziałem, twoje ciało było znacznie mniej zakryte - zbliża się do mojego ucha i szepcze. - Jestem Theodore. Dla przyjaciół Theo.

- Jestem twoją przyjaciółką? - Pytam niewinnie.

- To się niedługo okaże - odpowiada z tajemniczym uśmiechem. - Jak podoba ci się impreza?

- Dopiero przyszłam, ale wydaje się być ciekawie...

- Daj spokój, wszyscy wiemy, że jest nudno. Rozkręci się dopiero, kiedy wszyscy wleją w siebie więcej alkoholu.

- Jesteś bardzo szczery - zauważam.

- Tak, sam się sobie dziwię. Mam kłamstwo we krwi, ale jak my wszyscy.

- Jesteś kongresmenem? - Pytam, przypominając sobie, czyja to impreza. - Pracujesz dla rządu?

- Moja firma sponsoruje jednego z nich.

- A więc biznesmen.

- Jeden z najlepszych - puszcza mi oczko. Czyli jest bogaty... bajecznie bogaty. Zastanawiam się jak mam zacząć, żeby zaproponować mu swoje usługi. Nigdy nie mam z tym problemów, ale on wydaje mi się inny niż wszyscy. - A co ty tutaj robisz...

- Shailene - wpadam mu na słowo.

- Ładnie. Jeszcze nigdy nie spotkałem osoby o takim imieniu.

- Moja matka miała wenę twórczą po porodzie - wzruszam ramionami i przypominam sobie jego pytanie. - Dostałam zaproszenie od swojej przyjaciółki i postanowiłam z niego skorzystać.

- Bardzo dobrze zrobiłaś, Shailene. Czy twoje imię ma jakieś zdrobnienie?

- Dla przyjaciół Shai.

- Jestem twoim przyjacielem, Shai... lene?

- To się niedługo okaże - powtarzam za nim.

- Ile to według ciebie trwa „niedługo"? - Pyta, zakładając kosmyk moich włosów za ucho. Kiedy jego dłoń ociera się o moją skórę, przez moje ciało przebiega przyjemny dreszcz. Reakcja mówi sama za siebie... pragnę go.

- Na pewno nie więcej niż godzinę - podejmuję grę, którą zaczął.

- A ile kosztuje stanie się twoim przyjacielem? - Kontynuuje.

- Nie ma na to cennika. Zależy jak bardzo będziesz zadowolony z przyjaźni.

- Poczekaj chwilę, Shai, załatwię coś i wtedy się zaprzyjaźnimy... - mówi i odchodzi do jakiegoś mężczyzny. Przez chwilę z nim rozmawia, po czym żegna się i wraca do mnie. - Idziemy, przyjaciółko?

- Idziemy - ochoczo podaję mu rękę, po czym wychodzimy z imprezy.

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz