Rozdział 29

240 19 17
                                    

- Musimy porozmawiać - zaczynam, kiedy Theo wchodzi do domu.

- Coś się stało? - Pyta. Poluźnia krawat i ściąga marynarkę, wieszając ją na krześle. - Wiesz, chciałbym coś zjeść i odpocząć, to był ciężki dzień...

- Ach, ciężki dzień, mówisz? - Prycham, a on unosi brwi. - Ciężkie dni to ja mam z twoją żoną!

- Mów ciszej - upomina mnie. Mam gdzieś to, że ta wariatka może mnie usłyszeć. - Dobrze, porozmawiajmy.

Uspakajam się, ale tylko trochę.

- To miejsce zmienia się w dom wariatów - zaczynam.

- Dlaczego?

- Dlaczego? Twoja żona nosi atrapę brzucha ciążowego, a ty uważasz to za normalne?

Theo ściąga usta i przez dłuższą chwilę nie odpowiada. Nad czymś się zastanawia, a ja zaczynam nabierać podejrzeń, że spodziewał się czegoś takiego.

- Będę z tobą zupełnie szczery - zaczyna.

- Chyba jak zawsze, prawda? - Zauważam ironicznie.

- Moja żona jakiś czas temu... poroniła. Od tamtej pory coś stało się z jej psychiką. Żałuję, że nie zareagowałem w porę, ale teraz jest już za późno. Dlatego nie mogę jej zostawić, choć wiem, że chciałabyś, żeby jej tu nie było.

- Ojej, nie wiedziałam - odpowiadam. Biedna Melody... musiała bardzo przeżyć stratę dziecka.

- Tak, bardzo się to na niej odbiło - mówi Theo. Ups, powiedziałam to na głos. Kobiety w ciąży potrafią być roztargnione. - Jest jej lepiej, kiedy może pomagać ci w przygotowaniach, kiedy się tobą zajmuje... Nie wiem, może ma wrażenie, że sama jest w ciąży. Niewątpliwie chciałaby w niej być... Więc... Czy mogłabyś przymknąć oko na te... dziwne rzeczy, które zobaczysz? Melody jest nieszkodliwa, po prostu nadal cierpi.

Staram się myśleć racjonalnie, ale chyba nie potrafię. Teraz, kiedy w końcu poczułam instynkt macierzyński, potrafię wyobrazić sobie cierpienie Melody i zaczynam rozumieć, dlaczego Theo narazie nie chce jej zostawić. Ma dobre serce i wie, że ona by sobie bez niego nie poradziła. Zaczynam go szanować jeszcze bardziej.

Nawet jeśli to dziwne, to może powinnam w końcu zaakceptować obecność Melody? Nie robi mi niczego złego... niech bierze udział w tej ciąży, skoro to pomaga jej psychice. Choć tyle jestem w stanie dla niej zrobić... W końcu jestem kobietą, która odbiera jej męża... Jestem jej coś winna.

- Dobrze, zrobię to - mówię, a twarz Theo rozjaśnia uśmiech.

- Dziękuję, Shai. Jesteś wspaniała.

- Dla mnie to nic wielkiego, a dla niej to ważne.

Podchodzę do niego bliżej i wtulam się w jego muskularne ramiona. Czasami brakuje mi takiej bliskości z nim... to daje poczucie bezpieczeństwa, które jest ważne w moim stanie. Mimo, że chciałabym, żeby całą uwagę poświęcał mi i dziecku, to wiem, że ma też inne zobowiązania. I tak nie mogę narzekać.

Przyciągam go do siebie i zaczynam całować. Theo odpowiada na pocałunek równie zapalczywie, a jego ręce spoczywają na moim brzuchu. Znowu ogarnia mnie dziwne uczucie i zastanawiam się, czy to dzidziuś się rusza. Nagle czuję to wyraźniej... Theo chyba też, bo przestaje mnie całować i patrzy na mnie zaskoczony.

- Poruszył się? - Pyta.

- Chyba tak - odpowiadam podekscytowana. Uśmiecham się jak głupia, a moich oczach pojawiają się łzy. Theo kuca i odsłania mój brzuch, po czym całuje go z czułością.

- Cześć maluchu, tu twój tata - pierwszy raz Theo zaczyna mówić do brzucha. Nie mogę nic na to poradzić... wzruszam się.

Kątem oka jednak widzę, że całej sytuacji przygląda się Melody, która... też wydaje się wzruszona.

- Mogę? - Pyta, podchodząc bliżej. Nie czeka na odpowiedź i sama dotyka mojego brzucha. Robi to samo co Theo, a ja walczę z sobą, żeby się nie odsunąć.

Nie jest to przyjemne, ale... przecież obiecałam.

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz