Rozdział 36

225 23 4
                                    

Kiedy otwieram oczy, jestem zdezorientowana. Zupełnie nie rozpoznaję pokoju, w którym się znajduję. Poznaję za to lekarza, który nachyla się nade mną i mnie bada.

- Co się stało? - Pytam.

- Pan Taptiklis wszystko pani wyjaśni.

Kontynuuje badanie, a ja powoli przypominam sobie co się stało. Lekarz wychodzi z pokoju, a ja zaczynam gorączkowo myśleć o tym, czy w tym dziwnym miejscu jest też Melody.

Do pokoju wchodzi sam Theo, a ja podnoszę się gwałtownie, czego od razu żałuję, bo czuję ostre ukłucie bólu w głowie.

- Theo - wyciągam ku niemu ręce. Mężczyzna daje mi się do siebie przytulić. - Gdzie ja jestem? Czy ona też tutaj jest? To jej wina, ona...

- Shai, spokojnie - Theo przygląda mi się ze zmarszczonym czołem. - Po kolei. Dobrze się czujesz?

- Tak, ale chcę wiedzieć co się dzieje!

- Spokojnie. Jesteś w Meksyku, tak jak planowaliśmy. Musieliśmy przenieść się od razu, bo sytuacja stała się dosyć niebezpieczna, nie było na co czekać.

- Ale Heather... Zoë... nie pożegnałam się z nimi...

- Naprawdę ci na tym zależało? Daj spokój, teraz jesteś kimś innym i tego nie przeskoczycie, zawsze będą ci zazdrościć i będzie między wami zgrzyt. Lepiej znajdź sobie nowe koleżanki.

- Heather jest moją siostrą, a nie koleżanką - przypominam mu.

- Teraz najważniejszy jest dla ciebie spokój...

- Ach tak? Powiedz to swojej żonie, która jest wariatką!

- Shai, nie mów tak...

- Kiedy to prawda! Pobiła mnie! To ona mogła zaszkodzić dziecku!

- Ale nie zaszkodziła, nie uderzyła cię w brzuch...

- Ale łaskawa - parskam nieprzyjemnym śmiechem. - Czyli może mnie bić, tak? Byleby nie w brzuch, bo dziecko?

- Tego nie powiedziałem - Theo wzdycha i wygląda na zmęczonego. Nie chcę tego, ale serce mi mięknie.

- Mam nadzieję, że jej tu nie ma.

- Musiałem zabrać ją tutaj. Ją i Amberly - dodaje, a ja kręcę głową z niedowierzaniem. - Nie musisz się bać, teraz tu jestem i nie pozwolę na to, żeby stała się wam krzywda.

Coraz mniej w to wierzę.

•••

Dopiero następnego dnia czuję się na siłach, żeby wstać z łóżka. Mój pokój nie jest duży, ściany są turkusowe, mam wygodne, dwuosobowe łóżko, toaletkę, a w rogu stoi duży, szary fotel. Mam swoją łazienkę, w której jest duża wanna, idealna, żeby się zrelaksować. Mam też niewielką garderobę, w której, o dziwo, znajdują się moje rzeczy. Ktoś musiał mnie spakować i przywieźć je tutaj.

Na środku ściany znajdują się szklane drzwi, przez które można wyjść na duży taras. Idę tam i moim oczom ukazuje się spokojny ocean. Choć jest jeszcze wcześnie rano, słońce już grzeje i czuję przyjemne ciepło. Przypomina mi się Kalifornia i tamtejszy klimat, który nawet lubiłam. Dopiero po przyjeździe do Nowego Jorku przekonałam się czym jest prawdziwy chłód. W Kalifornii przeważnie było bardzo ciepło.

Próbuję wyobrazić sobie, że jestem tutaj tylko z Theo. Przypominam sobie Paryż, Londyn... Choć Theo dużo pracował, nie wisiał nad nami cień tej stukniętej wariatki. A teraz... Jestem w pięknym miejscu, ale nie mogę tego w pełni doświadczyć. Wiem, że Melody jest zdolna do wszystkiego i muszę mieć się na baczności. Już nigdy więcej nie dam się jej tak upokorzyć, tym razem się obronię.

Kładę rękę na swoim brzuszku i czuję delikatne ruchy mojej córeczki. Przez ostatnie godziny była wyjątkowo spokojna.

- Będzie dobrze, Holly. Kiedy urodzisz, wszystko się ułoży. Zobaczysz.

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz