Rozdział 31

232 21 19
                                    

- Zastanawiałam się nad imieniem... - zaczyna Melody, stawiając przede mną mój witaminowy koktajl.

Nad imieniem? Chyba nie myśli, że to ona nazwie moje dziecko? Jestem w stanie wiele znieść, wszystkie jej dziwne zachowania, ale nie pozwolę na to.

- Wiem jak chcę nazwać swoje dziecko - burczę pod nosem.

Też o tym ostatnio myślałam... Dla chłopca wybrałam imię Theodore Junior. A jeśli urodzi się dziewczynka... zawsze chciałam nazwać córkę Holly. I tak też zrobię.

- No tak - odpowiada, jednak uśmiecha się tak irytująco, że mam ochotę chlusnąć jej swoim koktajlem w twarz.

- Cześć dziewczyny - wita się Theo, wchodząc do kuchni. Jest już kompletnie ubrany, choć jest wcześnie rano. Podchodzi do mnie w pierwszej kolejności, ale zamiast przywitać się ze mną, pochyla się nad brzuchem. - Cześć mały.

- Skąd wiesz, że mały? To może być ona - przekomarzam się z nim, mając gdzieś że obok stoi jego żona i nas słyszy. Może i na ogół nie jestem taka wredna, ale wkurzyła mnie tą sprawą z imieniem. Coś we mnie pęka... Wcześniej było mi jej zwyczajnie żal, ale teraz ten żal wypierany jest przez nienawiść. To przez nią nie mogę w spokoju cieszyć się z Theo ciążą i przygotowaniami do pojawienia się na świecie naszego dziecka.

- No właśnie, zupełnie zapomniałem ci powiedzieć. Dzisiaj przyjdzie tutaj ginekolog, żeby cię zbadać i zobaczyć, czy wszystko w porządku z dzieckiem. Mam nadzieję, że dziś poznamy płeć.

- Lekarz przyjedzie tutaj? - Pytam, rozczarowana. Od tak dawna nie byłam na zewnątrz... miałam nadzieję, że chociaż wyjdę chociaż na badanie.

- Nie chciałem cię martwić, ale ostatnio... - Theo rzuca szybkie spojrzenie Melody. - Ostatnio dostałem pogróżki, podejrzewamy konkurencję. Moi ludzie już nad tym pracują, ale wolałbym, żebyście zostały tutaj. Możliwe nawet, że przeniesiemy się na kilka miesięcy do Anglii.

- Nie chcę wyjeżdżać z Ameryki - protestuję.

- Ja też nie, ale ważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo.

Kiedyś oddałabym wszystko, żeby móc mieszkać w innym państwie, ale teraz wolę zostać na miejscu. Nowy Jork nie jest już dla mnie obcym miejscem, stał się domem. Nie chcę stąd wyjeżdżać. Dzięki Theo miałam okazję być w Anglii i wcale mi się tam nie podobało.

- A nie możemy wyjechać do Paryża? Tam bardziej mi się podobało.

Theo znowu zerka na Melody, która wzrusza ramionami.

- Mam lepszy pomysł - odzywa się brunetka. - Może polecimy do Meksyku? Mamy tam przecież apartament.

Meksyk? Cholera, to brzmi tak jakoś... nie za dobrze.

- A może to się wszystko wyjaśni i nie będziemy musieli wyjeżdżać? - Mówię z nadzieją.

- Musimy być gotowi na każdą ewentualność - odpowiada Theo.

•••

Przed południem przychodzi lekarz, inny niż ten, u którego byłam pierwszy raz. Jest to facet w podeszłym wieku, którego oczy są zimne i nie wygląda na miłego.

Badanie nie jest komfortowe, ale wszystko udaje mi się znieść w miarę dobrze. Theo i Melody stoją niedaleko, patrząc na ekran, gdzie widać malutkie dzieciątko. Chciałabym móc już teraz je uściskać, ale muszę wytrzymać jeszcze wiele tygodni zanim to nastąpi. Mam nadzieję, że do tego czasu nie zwariuję.

Ginekolog rozmawia z Theo i tłumaczy mu, że wszystko jest w porządku. W ogóle nie zwraca się do mnie, jakby mnie tam nie było...

- Czy możemy poznać płeć dziecka? - Pyta Theo.

- Tak, oczywiście. To dziewczynka, proszę spojrzeć tutaj... - zaczyna coś tłumaczyć Theo, ale ja przestaję słuchać. Przymykam oczy i uśmiecham się szeroko.

Dziewczynka...

Holly.

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz