Rozdział 34

250 19 5
                                    

Theo wraca wściekły do domu, po tym jak musiał skrócić pobyt w Meksyku. Domyślał się, że Melody i Shailene mogą się pokłócić i zostawianie ich samych było złym pomysłem.

Powinien się teraz skupić na dobru dziecka, a nie szukać przygód. Na chwilę o tym zapomniał i jakie są tego skutki? Musiał wysłać zaufanego lekarza, żeby zajął się sprawą, ale to on będzie musiał ugasić pożar?

A może i nie?

Zaczyna mieć już dosyć tego udawania, chociaż kłamstwo nigdy nie sprawiało mu trudności, ma to we krwi.

Kiedy wchodzi do domu, od razu zauważa przejętą Melody, która chodzi zdenerwowana po salonie.

- No w końcu! - Mówi, gdy go zauważa. - Dłużej się nie dało?

- Byłem w Meksyku, podróż tutaj nie zajmuje pięciu minut - syczy Theo. - Co tu się w ogóle stało?

- Pokłóciłyśmy się... To nie była moja wina, przysięgam. Ona jest po prostu nie do zniesienia, kiedy wyjechałeś, uznała że może pokazać swoją prawdziwą twarz. Ubliżała mi, myślała że jak jest w ciąży, to wszystko jej wolno, ale ja też mam uczucia i...

- To pewnie przez hormony.

- Dlaczego ją usprawiedliwisz? - Wścieka się Melody.

- Nie usprawiedliwiam. To ty ją pobiłaś, a nie ona ciebie.

- Śmiała się ze mnie... że poroniłam... Jak można się śmiać z czyjegoś nieszczęścia?

- Przykro mi, że musiałaś to znosić - Theo przytula żonę do siebie i całuje ją w czoło. - Przepraszam, że wyjechałem, po prostu chciałem wszystko załatwić, żebyśmy mogli przeprowadzić jak najszybciej. Tam będziemy mieć spokój, to zupełne odludzie, żadnych świadków. Możemy liczyć na prywatność, wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Melody rozpromienia się, co cieszy Theo. Lubi widzieć ją szczęśliwą, przynajmniej nie ma z nią wtedy problemów.

- Już niedługo wszystko się zmieni - stwierdza kobieta. - Powiedz, że będzie dobrze.

- Będzie dobrze - mówi Theo. - Nie przewiduję innej możliwości - całuje Melody, ale przerywa im lekarz, który wychodzi z pokoju Shailene.

- Podałem jej leki nasenne, bezpieczne w jej stanie. Jak długo ma się nie wybudzać? Nie możemy przesadzać, lepiej dmuchać na zimne.

- W zasadzie wystarczy nam kilka godzin - Theo patrzy na zegarek. - Czy mógłby pan polecieć razem z nami? Chciałbym mieć pewność, że wszystko będzie dobrze, kiedy się obudzi. Potem wróci pan moim odrzutowcem. Oczywiście, dobrze panu za to zapłacę.

- Dobrze, polecę z państwem.

Ludzie automatycznie się zgadzają, gdy usłyszą, że za to, co zrobią, dostaną duże pieniądze. Theo nie wierzy w to, że pieniądze szczęścia nie dają. Gdyby tak było, ludzie tak usilnie nie próbowaliby ich zdobyć. Pieniądze rządzą światem i Theo jest z siebie dumny, że ma ich tak wiele. Praktycznie nie musi pracować do końca życia, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia... To oczywiste, że chce mieć ich jeszcze więcej. Jest ambitny i po trupach dojdzie do celu. Dzięki nim nawiązał tyle przydatnych znajomości, że nie musi się o nic martwić, bo od każdego może wymagać przysługi. Nie ma co ukrywać, jest dobrze ustawiony.

- Spakuj siebie i Amberly, ja spakuję siebie i Shailene. Musimy się pospieszyć - mówi Theo do żony, a ta kiwa głową. Rozumie, że muszą działać szybko, to jedna z niewielu okazji, która im się przytrafia. Lepiej żeby Shailene dotarła do celu nieprzytomna, później będzie łatwiej.

Wszystko idzie jak z płatka...

To jest aż za łatwe.

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz