Rozdział 39

229 19 51
                                    

Dziewiąty miesiąc mija mi na niecierpliwym oczekiwaniu chwili, w której w końcu poczuję skurcze. Nie jest to najprzyjemniejszy okres w czasie ciąży, bo już coraz trudniej jest mi się poruszać. Mój brzuch przypomina wielką plażową piłkę, która jednak waży tyle co naprawdę dorodny arbuz.

Powoli tracę nadzieję, że kiedyś będzie normalnie. Choć Theo cały czas zapewnia mnie, że gdy urodzi się mała, wszystko się zmieni... nie wiem jednak, czy powinnam mu wierzyć. Co, z dnia na dzień wyrzuci ze swojego życia Melody? Nigdy nie będzie mógł tego zrobić, bo łączy ich dziecko, coś czego nie można obejść.

Zauważam też, że coraz częściej rozmawia cicho ze swoją żoną, tak żebym tego nie usłyszała. Wszelkie próby podsłuchania ich kończą się klapą, bo ochroniarz czuwa nad ich prywatnością. Szkoda, że nie robi tego samego, jak Melody wchodzi z butami w naszą prywatność. Życie w trojkącie nie jest łatwe.

Chciałabym porozmawiać ze swoją siostrą, albo Zoë... Żałuję, że posłuchałam Theo i zerwałam z nimi kontakt, bo brakuje mi kogoś takiego, z kim mogłabym porozmawiać o swoich problemach. Byłam głupia, bo wydawało mi się, że spotykając się z Theo, złapałam pana Boga za nogi. Bo jak komuś takiemu jak on mogłam się spodobać? Może chodziło tylko o moje ciało...

Spacery po plaży i wsłuchiwanie się w szum oceanu działają na mnie kojąco, tam mogę się uspokoić i wyciszyć, dlatego z tego nie rezygnuję, nawet jeśli doskwiera mi ciężar brzucha i wysoka temperatura.

Kiedy pewnego dnia wracam do domu, słyszę podniesiony głos Theo, jednak nie ma w nim zdenerwowania, raczej ekscytacja. Kiedy chcę podejść bliżej, drogę zagradza mi ochroniarz. No tak, a jakże mogłoby być inaczej.

- Pan Taptiklis jest zajęty - mówi jak zwykle, swoim spokojnym głosem, bez jakichkolwiek emocji. Szkołą ich z tego, żeby porzucić serce na czas pracy?

- Nic nowego - odpowiadam, naburmuszona. - Jak ty się w ogóle nazywasz?

Ochroniarz waha się przez chwilę.

- Paul.

Pierwszy raz przyglądam mu się wnikliwie. Jest bardzo wysoki, musi mieć z dwa metry, a przy tym jest zbudowany tak, że inni mężczyźni mogliby mu tego zazdrościć. Ma ciemne włosy i orzechowe oczy, których oprawę stanowią grube brwi. Wygląda jak Meksykanin - któregoś razu mieliśmy w klubie imprezę zamkniętą z jakąś grupą z Meksyku, stąd moje przypuszczenia.

- Długo już pracujesz dla Theo? - Zadaję kolejne pytania, a Paul znowu się waha. Pewnie nie powinien w ogóle ze mną rozmawiać. Odnoszę wrażenie, że chyba jestem jakaś trędowata, że Theo wszystkim tego zabrania.

- Kilka lat - odpowiada wymijająco. Jego wzrok pada na mój brzuch. Jestem ciekawa, co on o tym wszystkim myśli. Ma mnie za zdzirę, która uwiodła cudzego męża i niedługo urodzi mu bękarta? Ale chyba musiał wiedzieć, że nie miałam o tym pojęcia. Myślałam, że Theo jest zwykłym biznesmenem, który... no właśnie. Który co? Zakochał się w tancerce erotycznej, która uprawiała seks za pieniądze? Byłam głupia. Nadal jestem, bo wierzę, że to wszystko dobrze się skończy. Dla kogoś na pewno skończy się dobrze... A druga strona odejdzie ze złamanym sercem. Nie chciałabym nią być.

Nagle czuję ból, nie mogę złapać powietrza. Opieram się o ścianę.

- Coś się stało? - Pyta przestraszony Paul.

- To chyba skurcz - mówię przez zaciśnięte zęby.

- Zaczęło się? - Paul wydaje się spanikowany. Chyba nigdy wcześniej nie był przy porodzie. - Panie Taptiklis!

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz