Rozdział 15

298 20 11
                                    

Nie zastanawiam się długo nad tym, co mam zrobić. Ubieram kurtkę i buty, po czym wybiegam z domu Theo, nawet nie informując go o tym, co się stało. Jest tak zajęty pracą, że najprawdopodobniej nawet nie zauważy mojej nieobecności.

Zamorduję Heather. Nie spodziewałam się, że okaże się taka bezmyślna. Co ona tu w ogóle robi? Jak trafiła do Nowego Jorku? I dlaczego właśnie tutaj? Milion pytań ciśnie mi się na usta i nie mogę się doczekać kiedy uzyskam wszystkie odpowiedzi.

Heather jest dwa lata młodsza ode mnie. Kiedy uciekłam, to na nią spadły wszystkie moje obowiązki.

Kiedyś wspominałam jej, że chciałabym uciec z tego piekielnego domu... najlepiej do Nowego Jorku. Musiała to zapamiętać. Powtórzyła dokładnie moje czyny i trafiła do tego samego miejsca. Czasami boję się, że każde dziecko mojej matki skończy tak samo. Synowie wyrosną na przestępców, a córki na prostytutki. Bo co innego może wyjść z patologicznej rodziny, gdzie dzieci nie otrzymują wykształcenia ani przykładnych wzorców?

Jadę metrem, czując coraz większą wściekłość. Nie wiem na kogo jestem zła... Na Heather? Trochę tak, ale nie powinnam jej się dziwić. Po prostu zrobiła to samo, co ja. Wyrwałam się z jednego piekła, żeby trafić do drugiego.

Wydaje mi się, że w metrze wszyscy się na mnie patrzą. Może niektórzy mężczyźni rozpoznają mnie z klubu. Może z niektórymi spałam i właśnie to wspominają. Staram się przybrać obojętny wyraz twarzy, chociaż nie jest mi łatwo. Targają mną różne emocje.

Wysiadam z metra i kieruję się na zewnątrz. Im bliżej klubu jestem, tym bardziej zaczynam się stresować. Zostawiłam swoją pracę nagle, nie tłumacząc się szefowi. Na pewno nie był zadowolony, więc nie wiem, czy powinnam się tam w ogóle pokazywać. Jednak muszę zaryzykować ze względu na Heather.

Wchodzę do środka tak jak zwykle. Ochroniarze przepuszczają mnie normalnie, jakbym w dalszym ciągu tu pracowała. Kieruję się do pokoju, w którym razem z Zoë przygotowywałam się do występów.

- Zoë - mówię, kiedy ją zauważam. - Gdzie Heather?

- Cześć Shai - słyszę cichy głos z lewej strony. Pojawia się moja przyrodnia siostra, ubrana w strój, który nosiłam jeszcze całkiem niedawno. Mam ochotę ją uściskać i jednocześnie skarcić za bezmyślność.

- Heather - wybieram jednak pierwszą opcję. Ściskam ją, po czym odsuwam się i patrzę na nią z wyrzutem. - Co ty tu robisz? I jak znalazłaś to miejsce?

- Uciekłam tak jak ty. Matce zupełnie odwaliło po twojej ucieczce, nie wytrzymywałam z nią psychicznie. Pamiętałam, że kiedyś mówiłaś o Nowym Jorku.

Tak jak myślałam...

- Dlaczego trafiłaś do tego samego miejsca, co ja? - To pytanie kieruję bardziej do Zoë niż do Heather.

- Przepraszam. Pojawiła się na dworcu nowa osoba, nie miałam pojęcia, że jest twoją siostrą. Przygarnęłam ją zanim zrobili to ćpuni.

Dokładnie pamiętam swoje początki tutaj. Byłam wdzięczna Zoë, że się mną zaopiekowała. Teraz dokładnie to samo zrobiła z moją siostrą...

- Gdzie mieszkasz? - Pytam, ale zanim uzyskuję odpowiedź, drzwi do pokoju otwierają się z hukiem. Staje w nich szef, który na mój widok uśmiecha się szyderczo.

- No proszę, któż to nas odwiedził. Witaj, Shailene. Chyba musimy porozmawiać - zerka na Zoë i Heather. - A wy na występ. Już.

Dziewczyny wychodzą, a ja przełykam głośno ślinę. Ta rozmowa na pewno nie będzie należała do najprzyjemniejszych... Staram się uspokoić.

Szef patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, po czym wymierza mi silne uderzenie w policzek. Łapię się za niego, wyobrażając sobie czerwony ślad, który musi teraz na nim wykwitać. Szef popycha mnie tak, że klękam przed nim, po czym rozpina swoje spodnie i siłą zmusza mnie, żebym wzięła do ust jego penisa. Krztuszę się, kiedy dotyka mojego gardła, ale on się tym nie przejmuje. Sam dyktuje warunki, trzymając moją głowę i porusza nią tak jak chce. Po kilku minutach popycha mnie na podłogę, po czym zrzuca ze mnie płaszcz. Zaczyna ściągać ze mnie sukienkę, rozdzierając materiał w kilku miejscach. Zrywa ze mnie rajstopy, które nadają się już tylko do wyrzucenia, to samo robi z majtkami. Zakłada prezerwatywę, po czym wchodzi we mnie brutalnie. Zakrywa mi usta swoją wielką łapą, żeby nikt mnie nie usłyszał.

Ile razy jeszcze będę musiała znosić takie upokorzenia? Ktoś mógłby powiedzieć, że nie powinnam narzekać. W końcu seks to moja praca... ale zazwyczaj sama decyduję o tym, że tego chcę. Nikt nie lubi być do tego zmuszany... jednak nie mam siły się sprzeciwić. Wiem, kim jest mój szef. On wie kim jestem ja... Gdyby mnie zabił, nikt by się po mnie nie zgłosił. Nikt nie przejąłby się, że zaginęła Shailene Woodley... bo nikt by jej nie szukał.

Szef wychodzi ze mnie, po czym ściąga prezerwatywę i dochodzi, a jego sperma trafia na moją twarz i włosy. Ledwo powstrzymuję odruch wymiotny.

- To była nauczka za brak profesjonalnego podejścia do pracy, dziwko - rzuca jeszcze pogardliwie szef, po czym wychodzi.

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz