Rozdział 35

210 19 30
                                    

Podróż przebiega tak jak to sobie zaplanował - bez zwracania niczyjej uwagi, tak jakby ta sytuacja nie miała miejsca.

To miejsce zawsze przypomina mu jedną z najszczęśliwszych chwil w jego życiu - narodziny Amberly. Wspomnienia nie zdążyły się jeszcze zatrzeć w jego głowie.

To samo miejsce, ten sam dom, on i Melody, oraz dziewczyna która da im największe szczęście.

Mimo, że ta sytuacja jest bliźniaczo podobna, jest w niej coś innego. Theo naprawdę polubił Shailene. Z poprzednią dziewczyną nie czuł tego samego, więc jest trochę zagubiony w swoich uczuciach, po raz pierwszy w życiu. Zawsze wiedział czego chcę, twardo stąpał po ziemi, ale z Shailene... coś się zmieniło.

Jednak musi myśleć przede wszystkim o Melody. To ona tutaj najbardziej cierpi i musi jej to wynagrodzić.

Kiedy są na miejscu, ochroniarz bierze nadal nieprzytomną Shailene na ręce, Melody idzie z przodu z Amberly, a Theo na końcu z lekarzem. Ten pochód musi wyglądać nieco dziwnie, ale na szczęście dom stoi na odludziu, przy brzegu Oceanu Spokojnego. To piękne miejsce... nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Lubi zgiełk wielkich miast, nie wytrzymałby w tym miejscu ma dłuższą metę, ale miło jest spędzić tu trochę czasu.

Drzwi otwiera im ich Meksykańska służąca, która dba o dom, kiedy ich nie ma. To starsza kobieta, której Theo pomógł wyjść z nędzy, kiedy zmarł jej mąż, a dzieci uciekły do Stanów szukać lepszego życia. Oczywiście, bez zielonej karty, nie mogą podjąć legalnej pracy. Jeśli sprzyja im szczęście, nie zostają złapani i mieszkają tam, zatrudniając się na czarno. Dla nich sukcesem jest już pokonanie granicy, ale później zmierzają się z ponurą rzeczywistością... Za wieloma ciągnie się nielegalne życie.

Maria Lucia wiele mu zawdzięcza, bo jest dobrym człowiekiem.

- Maria Lucia, miło cię znowu widzieć - odzywa się Melody, po hiszpańsku. Starsza pani nie zna angielskiego, ale oni dobrze znają jej język. Ten układ im odpowiada. - Mam nadzieję, że wszystko jest już przygotowane?

- Wszystko jest gotowe, pani Taptiklis - odpowiada służąca. Przygląda się nieprzytomnej Shailene, po czym jej wzrok kieruje się na ciążowy brzuszek. Następnie zerka na zaokrąglony brzuch Melody, który nie jest prawdziwy. Maria Lucia patrzy na Theo przestraszona.

- Wszystko jest w porządku, nasza podopieczna jest chora, ale została przebadana przez lekarza - Theo wskazuje na mężczyznę obok. - Nie ma się czym martwić.

Maria Lucia kiwa głową i uśmiecha się do Amberly.

- Śliczna dziewczynka - mówi. Pewnie pamięta dzień, w którym się urodziła. Jej pomoc była nieoceniona.

Ochroniarz patrzy na Theo pytająco, a on kiwa głową. Zanosi Shailene do pokoju, który kiedyś należał do Kimberly.

- Doktorze, proszę mieć oko na Shailene i poinformować mnie, kiedy już się obudzi - mówi Theo do lekarza, a on kiwa głową i wychodzi. - Maria Lucia, proszę panią o przygotowanie dla nas jakiegoś posiłku, a my tym czasem odświeżymy się po podróży - wydaje kolejną instrukcję, co bardzo lubi robić. Wydaje mu się wtedy, że wszystko jest na swoim miejscu, uporządkowane. Nienawidzi bałaganu i chaosu.

•••

Godzinę później siadają przy stole w ogrodzie. Pogoda jest zupełnie inna niż w Nowym Jorku - tam wczesna wiosna nie jest taka ciepła, tutaj jest gorąco, ale nie przeszkadza mu to. Pozbył się garnituru na rzecz koszulki i plażowych spodenek, a to nie zdarza się często.

- Wszystko jest takie pyszne - mówi Melody. - Maria Lucia jest najlepszą kucharką.

- Tatusiu, chodźmy tam - Amberly wskazuje na plażę.

- Jak zjemy to na pewno cię tam zabiorę, skarbie - odpowiada Theo. Zastanawia się jak to będzie z drugim dzieckiem... Będzie musiał podzielić swoją miłość, ale nigdy nie miał z tym problemu. Kocha wszystkie kobiety.

Kiedy kończą jeść, podchodzi ochroniarz.

- Obudziła się - mówi tylko. Theo zerka na Melody, po czym bez słowa wstaje od stołu i kieruje się do pokoju Shailene.

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz