Rozdział 42

244 23 21
                                    

Zanim odpowiadam, czuję, że nagle po moich nogach zaczyna spływać ciecz, jest jej mnóstwo. Natychmiast robię się czerwona, co za żenująca sytuacja...

Chlust nie uszedł uwadze Theo, który wcale nie patrzy na mnie z obrzydzeniem, nie. On patrzy na mnie z zachwytem. Chwyta mnie za brzuch.

- Zaczęło się - odzywa się podekscytowany. - Wody ci odeszły.

Czyli te delikatne skurcze, które czułam naprawdę zwiastowały poród...

Theo wybiega z pokoju. Słyszę, że coś woła, a ja stoję w miejscu, nadal skołowana. Wypadałoby posprzątać, ale nie jestem w stanie ruszyć się z miejsca.

•••

Ten poród zdecydowanie nie powinien tak wyglądać. Leżę naga między rozszerzonymi nogami Melody, która leży w bieliźnie i udaje, że rodzi. Przez to jak absurdalnie to wygląda, nie jestem w stanie się na niczym skupić, nawet na tych cholernych oddechach.

- Chcę zmienić pozycję - oświadczam. - Tak mi niewygodnie... Nie mogę...

- Nikt nie będzie zmieniał pozycji - odpowiada Theo. - Masz przed sobą zadanie do wykonania, wydajesz na świat nowe życie. To jest najważniejsze, a nie twoja wygoda.

- Taki jesteś mądry? - Cedzę przez zaciśnięte zęby. Wilgotne włosy kleją mi się do czoła, zresztą cała jestem spocona jak szczur. - To sam sobie urodź dziecko! Nie masz pojęcia o czym mówisz! - Krzywię się, kiedy czuję kolejny skurcz. Występują tak często, że nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Wiem jedynie, że cholernie mnie wszystko boli i mam już dosyć.

- Jestem mężczyzną, Bóg ofiarował mi inne zadanie. To ja stworzyłem to dziecko, a ty jedynie musiałaś je przechować przez dziewięć miesięcy.

- Nazywasz mnie inkubatorem?! - Sama nie wierzę w to, co słyszę.

- Bierz przykład z Melody, nie narzeka, że jej niewygodnie, że ją boli...

- Bo nie jest, kurwa, w ciąży i nie rodzi!

- Uspokój się w końcu, bo gwarantuję ci, że jeszcze chwila i pożałujesz.

- Grozisz mi?

- Ostrzegam - Theo kończy dyskusję. Mam ochotę się na niego rzucić, ale ból jest zbyt silny. Zaciskam zęby, ale kiedy dopada mnie taki ból, że nie mogę wytrzymać, wrzeszczę ile sił w płucach. A więc to są skurcze parte? Nie mogę ich kontrolować, czuję się tak jakby ktoś inny przejął kontrolę nad moim ciałem. Lekarz każe mi przeć, więc robię to według jego instrukcji. Wcale nie pomaga mi to, że Melody dyszy mi w kark, udając, że rodzi. Jest mi gorąco, piecze mnie, a nacisk główki Holly jest tak silny, że czuję, że zaraz pęknę. Kątem oka zauważam, że Theo trzyma Melody za rękę i krzyczy do niej, że jest silna i że już niedaleko do końca. I tak łzy spływają mi po policzkach z wysiłku, a teraz dołączyły do nich po prostu nowe.

- Mamy główkę!

Kiedy pojawia się kolejny skurcz, zaczynam znowu przeć. Czuję w sobie przypływ nowej siły, tak bardzo chcę już zobaczyć swoją córeczkę, chcę ją przytulić. Tylko to wynagrodzi mi cały ten straszny ból, który teraz czuję.

Kolejny skurcz i wszystko idzie jak z płatka - kiedy słyszę płacz Holly, wzruszam się i zaczynam mocno płakać.

- Dajcie mi ją... powinna zostać położona na mnie... - odzywam się, ale nikt mnie nie słucha. Melody wstaje, odpychając mnie i to jej lekarz podaje moją córeczkę. Nawet nie wiem kiedy zdążył odciąć pępowinę.

- Ciii... mamusia jest przy tobie - grucha Melody. Theo ją przytula i z zachwytem wpatruje się w Holly.

- Ja jestem jej mamą! Dajcie mi ją! - Krzyczę, ale oni mnie nie słuchają. Wychodzą z pomieszczenia. - Oddajcie mi Holly! THEO!

Chcę wstać, nie zważając na ból, ale lekarz zatrzymuje mnie stanowczo.

- Musisz urodzić łożysko - stwierdza chłodnym tonem.

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz