Rozdział 28

231 18 10
                                    

Piąty miesiąc.

Mój brzuszek jest już widoczny. Myślę, że czuję też delikatne ruchy dziecka, ale mogę się mylić - na tym etapie jeszcze nie jestem pewna.

Coś się we mnie zmieniło. Wcześniej jakoś nie mogłam wciąż uwierzyć, że jestem w ciąży, że rozwija się we mnie moje dziecko, ale z każdym dniem, kiedy widzę te wszystkie zmiany, zaczynam to akceptować. Poczułam też, że... już je kocham. Kiedy sobie to uzmysłowiłam, w końcu zaczęłam cieszyć się z tego, że będę mamą.

Nadal jednak moja sytuacja nie jest za ciekawa. Tak jak obiecałam, staram się ufać Theo, ale to, co się dzieje, zaczyna ocierać się o absurd.

Mieszkamy wszyscy razem, jak jakaś powalona rodzina. Żona, dziecko, mąż i jego kochanka, która jest w ciąży. Nadal nie rozgryzłam Melody i z każdym dniem myślę, że musi mieć po prostu jakieś zaburzenia psychiczne, bo żadna normalna osoba nie zgodziłaby się na taki układ. A ona bierze czynny udział w przygotowaniach do przyjścia tego dziecka na świat. Powoli kompletuję wyprawkę (oczywiście nadal nie wychodząc z domu, bo na zewnątrz może czyhać niebezpieczeństwo, które zagrozi dziecku), a Melody mi w tym pomaga. Co chwilę przychodzi kurier z kolejnymi paczkami, w których są rzeczy dla maleństwa, bo kompletnie zatraciłam się w kupowaniu.

- Puk, puk, puk! - Woła radośnie Melody, wchodząc do mojego pokoju. - Pora na kolejną porcję witamin!

Mam ochotę przewrócić oczami. Dostałam nawet wytyczne, co powinnam jeść i pić, o której godzinie i w jakich ilościach. Wszystko musi być wykonane zgodnie z planem. Myślę, że urodzę najzdrowsze dziecko pod słońcem.

Na początku mocno sprzeciwiałam się tym koktajlom witaminowymi, bo najzwyczajniej w świecie były obrzydliwe. I co z tego, że były bardzo zdrowe, skoro i tak po wypiciu ich, zwracałam je z prędkością światła? Mój żołądek ma swoją dumę i nie przyjmuje czegoś takiego.

Theo i Melody w końcu uznali, że muszą zmienić recepturę na smaczniejszą, więc jednak coś osiągnęłam.

- Naprawdę nie masz nic innego do roboty? - Pytam, unosząc brew. Biorę jednak słoiczek i zaczynam pić. Czuję truskawki, które zdecydowanie są moim ciążowym przysmakiem. - Mogłabyś robić milion innych rzeczy, a ty siedzisz ze mną całymi dniami i mnie pilnujesz.

- Chcę dobrze dla dziecka - odpowiada.

Dla mojego dziecka. Dlaczego ona w ogóle się nim przejmuje? Nie powinna go nienawidzić? Przecież jest owocem zdrady jej męża.

- Pij. I może prześpij się trochę - dodaje, po czym wstaje. Jej ręce, które wcześniej były oparte o brzuch, teraz odsłaniają szokującą dla mnie rzecz. Melody ma wystający brzuszek, którego rozmiar jest zbliżony do mojego.

- Co to jest? - Pytam, patrząc na nią zaskoczona.

- Co?

- Twój brzuch. Dlaczego wygląda tak jakbyś była w ciąży? Jesteś w ciąży? - Zasypuję ją pytaniami.

Brunetka wydaje się być niewzruszona.

- Nie jestem w ciąży - oświadcza. - Po prostu... chcę to przeżywać razem z tobą. Ciąża to cud.

- Dlatego nosisz sztuczny brzuch? To nienormalne - stwierdzam. - Przestań go nosić, czuję się dziwnie.

- Wybacz, ale będę go nosić. Dzięki temu czuję, że też w tym uczestniczę.

- To ja jestem w ciąży, a nie ty!

Melody dotyka swojego brzucha z czułością i zaczyna go masować. Robi mi się niedobrze.

- Nie denerwuj się, to szkodzi dziecku. Też nie mogę się denerwować. Najlepiej... zachowajmy spokój. Wszyscy - dodaje, po czym wychodzi z pokoju.

Wydaje mi się, że zaczynam wariować.

CDN.

LIAR [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz