Ocknąłem się, nie mogąc znieść tej niemiłosiernej czerwieni pod powiekami. Mówię o tej, którą każdy zna. Tej wrednej, jaskrawej barwie, która nawiedza nas, gdy zamykamy oczy, na które padają promienie słońca. Powoli otworzyłem oczy. Świetliste smugi podstępnie wkradały się pomiędzy zasłoniętymi żaluzjami. Obróciłem się na drugi bok, by zejść z pola rażenia, i dalej spać, jednak stanąłem wtedy twarzą w twarz z moją kochaną dziewczyną. Nieładnie byłoby nie zagadać, jeszcze by się obraziła, nie daj Azazelu. Przytuliłem się do niej.
- Dzień dobry, Akame. - nie odpowiedziała. Jak zwykle. I dobrze, bo gdyby jednak się odezwała, musiałbym chyba się zobaczyć z psychologiem. Tak, moja dziewczyna jest poduszką, ale nie byle jaką poduszką. Półtora metrową poduszką z nadrukowaną dziewczyną z Akame ga kill, wcześniej wspomnianą Akame. Mój największy skarb, jedyna osoba na której mogę w stu procentach polegać, i jedyna narazie pocieszająca mnie w samotności.
Przeciągnąłem się powoli i leniwie, po czym włączyłem w moim mózgu analizę faktów. Obudziłem się w sposób nakazany przez porządek świata, razem z wkurwiającym słoneczkiem. Nie z nienaturalnym wyciem mojego, jeszcze bardziej wkurwiającego, budzika.
O kurwa... zaspałem. Poderwałem się z łóżka, conajmniej z prędkością dźwięku. Pognałem do szafy i z impetem przesunąłem rozsuwane drzwi. Nawet nie patrząc sięgnąłem do części półki w której zazwyczaj leżały moje koszule zapinane na guziki. Ale właśnie... zazwyczaj. Bo teraz ich tam nie było. Tak jak moich ukochanych, luźnych jeansów. Pusta pustka, nawet kurzu nie uświadczysz. Podniosłem się na palcach by jedną dłonią przeszukać po omacku najwyższą półkę. Po chwili natrafiłem na miękki materiał. Jest dla mnie nadzieja. Zerknąłem na zegar ścienny, jednocześnie ściągając ocalałe, jak by się wydawało, cudem, ubranie. Prawie za dwadzieścia ósma. Mam mniej więcej piętnaście minut piechotą do szkoły. Biegiem, dla kogoś z moją kondycją, około dziesięć do dwunastu minut. Przerwałem na chwilę moje nieme obliczenia by spojrzeć na to co ściągnąłem z półki.Trzymałem, poskładany elegancko i starannie w kosteczkę, pastelowo-różowy sweterek. Z niedowierzaniem wgapiałem się w materiał. Złapałem ciuch za górne szwy, przez co z ten sie rozłożył, a na podłogę upadły czarne, jeansowe spodnie, które po dokładniejszych oględzinach okazały się być nienaturalnie wąskie, nawet jak na moje patyczkowate kończyny. Połączyłem wątki.
- AVA!!! TY CHUJU! CHYBA CIĘ POJEBAŁO! ODDAWAJ MOJE CIUCHY!!! - cisza. Odpowiedziało mi tylko ciche popiskiwanie przestraszonego psa. Zdenerwowany ruszyłem na schody. - Ava! - milczenie utwierdziło mnie w moich domysłach. No jasne, spryciula się ewakuowała. Oskalpuje mendę. Ruszyłem do pokoju mojej szczwanej siostrzyczki. Szarpnąłem klamkę. Nie chciał mi ulec, więc szarpnąłem mocniej, bezskutecznie. Zakluczone. Skontrolowałem czas. Za piętnaście minut powinienem być w szkole. Traciłem cenny czas. Ale przecież nie pójdę w tym czymś do szkoły, nie upadłem jeszcze tak nisko. Nie mam dzisiaj nic ważnego. No może nie licząc testu z angielskiego... i kartkówki z chemii. Fuck, muszę iść. Albo to ja mam pecha, albo moja siostra szpiega w naszych szeregach.
Zrezygnowany, zabrałem hańbiące szmatki do łazienki. Ekspresowo wykonałem obowiązkową poranną toaletę, po czym ubrałem się. Całość zajęła mi trzy minuty. Mimo że czas mnie gonił, przystanąłem na chwile przed dużym lustrem przy schodach. Wyglądałem jak dziesięcioletni transwestyta. Jakby sama twarz i mój nieszczęsny wzrost nie była problemem. Spodnie ciasno opinały mi pośladki i nogi, a za długie rękawy świnkowego sweterka zakrywały mi nadgarstki. Moje wyobrażenie stereotypowego geja, i to takiego na dole. Do tego wszystkiego nie zdążyłem założyć kolczyka ani sztangi, jedynych elementów mogących mnie uczynić teraz choć minimalnie mną. W tej sytuacji brakuje mi jeszcze przypinki ,,lubię w dupę" na piersi, by wszyscy mieli pewność i mogli bez wyrzutów, ale w tym przypadku również bez powodu, patrzeć na mnie krzywo.
Zajebie tą kanalię, zakopie żywcem po głowę i przejadę kosiarką, a krwawy kisiel ugotuje, zapakuje do puszki, i zawiozę w prezencie dla kotów cioteczki. Nirvany nie będę truł taką żmiją.
Z tą pocieszającą wizją krwawej masakry kosiarką, złapałem torbę, i, zamykając wcześniej opustoszały dom, ruszyłem do szkoły, pełen obaw co do dalszych wydarzeń, jakie ma mi przynieść dzisiejszy dzień.
I jak? Może być? Wiem że nie za dużo jest wyjaśnione (nie ma podanego imienia głównego bohatera uściślajac). Niestety, jestem skomplikowana osobą, i tak też muszę pisać. W moim poprzednim opowiadaniu, teraz usuniętym, ponoć tylko ja mogłam się połapać. Ogółem na to mam o dziwo jaki taki plan, więc mam nadzieję że wszystko będzie jasne, klarowne i zrozumiałe. Wszelkie rady, porady, mile widziane, dopiero zaczynam pisanie na watt, a każdy komentarz mega motywuje.
CZYTASZ
Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)
RomanceMieć siostrę cierpiącą na yaoizm to ciężka sprawa, zwłaszcza jeśli za cel obrała sobie znalezienie ci chłopaka. Wszystkie chwyty dozwolone. Jak to się skończy? Czy biedny Luca wytrzyma to psychicznie, i nie da się zgejizować? Wątpię. *milczenie...