Runda, zwana momentem kulminacyjnym

388 49 26
                                    

- Kurwa mać! Nienawidzę ich! Nienawidzę jej! - warczałem sam do siebie. Maszerowałem do szkoły, tupiąc w chodnik tak mocno, że czasem miałem wrażenie że albo moja kostka się skruszy, albo to chodnik się zapadnie. Wyżywałem się na nim po prostu.

- Nie mów tak, to twoja siostra. - to Theo. Wcześniej szliśmy ramię w ramię, lecz teraz jakoś go wyprzedziłem. Blondyn musiał biec, by mnie dogonić.

- To nie jest moja siostra! To pieprzone zwierzę, żywiące się moim nieszczęściem i rozchwianiem emocjonalnym! - wydarłem się, prosto w twarz chłopaka, która nawet nie drgnęła, co mnie nieco zdziwiło, i troszkę mi zaimponowało.

- Zawiąż buty. Wywalisz się. - zmienił zupełnie temat, celując w moje rozlatane sznurówki zimnym wzrokiem. Zignorowałem go. Oczywiście perspektywa wybicia sobie zębów na chodniku nie zaprzątała moich myśli, przepełnionych już wściekłością. Theo wyglądał na niezadowolonego. 

Omal na niego nie wpadłem, kiedy stanął prosto przede mną. Zanim zdążyłem się zdziwić, a potem staranować go, po stwierdzeniu, że na nim równie dobrze mogę się wyładować. Niespodziewanie Theo przykucnął. Z grobową miną, niewyrażającą żadnych emocji, zaczął ujarzmiać moje buty. Na środku ulicy. Na widoku. Zacisnąłem usta, nie wiedząc co, i dlaczego. Czułem się jak małe dziecko! Nie lubię tego uczucia! Bardzo! 

Moje synapsy w końcu odzyskiwały sprawność, a razem z nimi cała reszta, w tym palące policzki, i drażniące uczucie skrępowania.

- Weź... Theoś, zostaw to. - powiedziałem piskliwie, i będąc bardziej czerwonym niż bym chciał. Blondyn zadarł głowę, i popatrzył mi w oczy. W jego ładnych, złoto-błękitnych tęczówkach, wydawało się, tańczyły iskierki.

- Theoś? - powtórzył po mnie, a ja dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z nieświadomego zdrobnienia. Moje uszy zaczęły wręcz emanować ciepłem. Theo wstał. Moje sznurówki zostały zawiązane w eleganckie i solidne kokardy. Prychnąłem, głównie z zasady, po czym wznowiłem marsz, co jakiś czas spoglądając na chłopaka obok. Jego widok dodatkowo prowokował u mnie niewygodne myśli. 

Wreszcie, budynek szkoły, wcześniej widoczny na horyzoncie, lecz zamieniony za sprawą perspektywy w pudełko od zapałek, teraz urósł do swoich naturalnych rozmiarów. Przekroczyliśmy próg ośrodka edukacji około na dziesięć minut przed pierwszym dzwonkiem. Korytarze pełne były gwaru, porannych lamentów, obgryzania paznokci przed kartkówką na pierwszej lekcji, oraz ziewnięć, po równo uczniów, jak i nauczycieli, włóczących się z kubkami, rozcieńczonej do granic przystępności, kawy.

Pognałem do szafki, przy której szybko się rozkulbaczyłem. Theo trzymał moją torbę, gdy ściągałem jeszcze nie do końca wyschniętą kurtkę. Cały czas milczał. Wprawiało mnie to w dziwne, nieprzyjemne uczucie niezręczności. Nic nie powiedział od czasu gdy zdrobniłem jego imię.

Ale to był zupełny przypadek! Nie wiem czemu, dzisiaj średnio dobrze mi się myśli, a i patrzenie na chłopaka wywołuje u mnie teraz inne emocje, też nie mam pojęcia dlaczego... a, nie, zaraz, mam pojęcie, i to dobre. Przecież sam przed sobą przyznałem się do tego wczoraj, a raczej dzisiaj w nocy. Nadal nie mogę tego do końca przyswoić... no i muszę zachować to dla siebie. Nie ma nawet mowy, żeby Ava albo Zoe się o tym dowiedziała. Ani chłopaki. 

A on? Mam mu powiedzieć? W sumie, pewnie jakbym go poprosił by nikomu nie mówić o naszym związku, to nikomu by nie powiedział...

Zaraz... czy ja właśnie planuję mój związek z Theosiem!? Jajks, na prawdę mi odwala.

Spojrzałem na Theo, który mimo że chodził mi po głowie, wciąż stał przy szafce. Ja w rękach ściskałem jego plecak, jako uczciwą rekompensatę za wcześniejszą pomoc. Ściągnął kurtkę, ukazując ukrytą pod nią koszulę w kratę. Wyglądał w niej ładnie. Podobnie jak ledwo widoczny złoty zarost na jego brodzie, dodawała mu dojrzałego wyglądu, który jednak nie dominował, zrównoważony niedbałym kucykiem, miotającym się z tyły głowy.

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz