Niech się dzieje co ma dziać! Czyli wszystkie karty na stół

374 54 16
                                    


Perspektywa Lucki

-Co ty tutaj robisz?- to jest dopiero sztuka. Odmierzyć tyle jadu by zabolało, ale nie zabiło. Co z tego że mój foch trwał przez to w sumie tylko kilka godzin. Z przyjemnością patrzyłem na zmieszanego chłopaka. 

Znaczy, nie z przyjemnością na niego, tylko na jego twarz. Znaczy wyraz twarzy! Pfu pfu z przyjemnością na niego...

-Szukałem cię...- na szczęście Theo przerwał moje wewnętrzne tłumaczenie się. Stał już stabilnie na nogach, i otrzepywał się z niewidzialnego pyłu. Na jego koszulce widniały dwa mokro-brudne ślady po łapach.

-Niby w jakim celu?- nie odpowiedział mi. Spuścił tylko wzrok, którym wcześniej próbował znaleźć moje spojrzenie. W oczekiwaniu na wyjaśnienia głaskałem wciąż niespokojną Nirvanę. Psy to jednak znają się na ludziach. Suczka odkąd pojawił się intruz, usilnie próbuje zwrócić na siebie uwagę. Ociera się niespokojnie o wnętrze mojej dłoni, co jakiś czas piszcząc cichutko, i wciąż łypiąc na blondyna. 

,,Spokojnie malutka, ja też go nie lubię"

Wysyłanie telepatycznej wiadomości przerwał jednak Theo. Z jego strony to milczenie mogło być rzeczywiście niezręczne. 

-To tu zawsze się chowasz... piękne miejsce. Nikt o nim nie wie, prawda?- rzekł delikatnie, jakby bał się że może spłoszyć jakieś dzikie zwierzę. Widziałem jak chłonął wzrokiem każde drzewo, kwiat i krzew. Nie powiem, zachwyt w jego niezwykłych oczach był dla mnie czymś na kształt pochwały. To miejsce jest moją dumą. Wytrwale o nie dbałem, ale że nikt o niem nie wiedział, trochę brakowało mi możliwości pochwaleniem się tym rajem, który po części stworzyłem. Jednak pokazanie go komukolwiek wiązałoby się z ryzykiem utraty jedynego azylu. 

-Nikt o nim nie wiedział...- odparłem, również prawie szeptem. Nawet nie próbowałem ukrywać smutku i żalu w moim głosie. 

-No tak. Zakładam że nie jestem na liście osób którym byś to pokazał. Nie martw się, nikomu nie powiem. Obiecuję.

-Nie jesteś też na liście osób którym ufam, więc twoje ,,obiecuję", jest niewiele warte.- mam wrażenie jakbym praktycznie usłyszał kliknięcie przełącznika, który zgasił ostatki ogników w jego oczach. Chyba uderzyłem w jego czuły punkt. Powinna mnie zalać satysfakcja, prawda? A jednak, na ten widok, jednocześnie matowiejących i szklących się niebiesko-złotych oczu, poczułem w gardle malutką kulę, której nijak nie mogłem się pozbyć. Może nie jestem takim sadystą, jak zakładałem. 

-Rozumiem. To ja już może pójdę.- starał się ukryć targające nim emocje, jednak lekkie drżenie jego głosu, bardzo go zdradzało.

 Zrobiło mi się go żal. Pierwszy raz przyszło mi do głowy, że może on rzeczywiście coś czuje, a nie jest tylko wspólnikiem mojej siostry. 

Chłopak obrócił się na pięcie, i z rękami w kieszeniach spodni, skierował się do ścieżki. Ja, wciąż odrobinę otępiony nową świadomością, stałem, zastanawiając się, jak w tej sytuacji zareagować. Jakby nie było, przyznał dzisiaj że uważa mnie za geja. Znaczy tak to zrozumiałem. Powiedział że się ,,boję, że Ava może mieć rację". Czy to się zalicza? Chyba nie, bo większa część mnie chce dogonić zdołowanego chłopaka, przeprosić i zaproponować zostanie znajomymi. Dać szansę, a nie obwiniać. Może to głupie, ale sprzeciwianie się samemu sobie wydaje mi się znacznie głupsze. 

W nagłym przypływie zdecydowania, zapiąłem Nirvanę na sycz, i biegiem ruszyłem śladem Theo. Nie odszedł daleko, depresyjna aura jest dobrze wyczuwalna.

Tak jak myślałem, po jakiejś minucie biegu z wspomaganiem przez ciągnącego mnie psa, spragnionego porządnego przyśpieszenia, dogoniłem blondyna. Szedł ze spuszczoną głową, i z tego co słyszałem, gadał do siebie. No popatrz, coś nas łączy. Idąc tak, i będąc zajętym rozmową ze swoim wewnętrznym czymś, nie zauważył nawet że się do niego zbliżam. Kiedy chciałem już się odezwać, Nirvana postanowiła że przejmie stery, i z głośnym szczekiem, wyrwała do przodu, ciągnąc mnie za sobą. Zagrodziła drogę Theo, który w zaskoczeniu cofnął się gwałtownie, i wpadł na mnie z impetem. Runąłem jak długi na ubitą ziemię, a po moim ciele rozszedł się promień bólu, mający źródło w kości ogonowej. Chwilę po moim bolesnym spotkaniu z gruntem, dodatkowo runął na mnie, prawie dwa razy większy, mięśniak. Bardzo nieprzyjemne, uczucie bycia zgniatanym. Wszystko odbyło się przy akompaniamencie mojego głośnego krzyku, szczekania zdezorientowanego psa, mojego kłośnego rzucania kurwami, oraz na końcu, wielokrotnego przepraszania, i zapewniania że to niechcący przez Theo. 

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz