Runda ósma, czyli plan, lub prawie plan kontrataku

396 45 9
                                    



Gwałtownie podniosłem głowę z pomiędzy ramion, i popatrzyłem na ucieszonego bruneta, który aktualnie tłumaczył coś z uśmiechem pozostałym.

-Ale jak to? Jaka impreza?- byłem zdezorientowany. Zbyt wiele wydarzeń i emocji robi mi w głowie jeden wielki rozpierdziel.

Chłopaki spojrzeli na mnie wesołością.

-Bo... uwaga, uwaga... moi starzy jadą na weekend do dziadków! Cała chata wolna! A to oznacza... Eee... grę... grę w karty.- dokończył ciszej, ze względu na przechodzącą obok nas nauczycielkę chemii. Skubana laborantka jest niezwykle uzdolniona, jeśli chodzi o rujnowanie jakichkolwiek przedsięwzięć mających na celu integrację, zwłaszcza tą koedukacyjną. Chyba nie zdaje sobie sprawy, że przez całowanie nie można zaciążyć, bo pary liżące się na korytarzu gani jakby co najmniej kręcili porno. Gdyby usłyszała słowo klucz, zapewne objęłaby nas kwarantanną, ze względu na nasze "niebezpieczne" hormony. Specjalistyczny kod awaryjny ustaliliśmy już dawno temu, kiedy tylko imprezy ewoluowały z kinder-party do poważnych posiadówek, z alkoholem i macaniem się po kontach. Tak więc "gra w karty" równa się wiadomo co. 

Kiedy w końcu babochłop w kitlu znalazł się na odległości względnie bezpiecznej, chłopak wznowił urwaną rozmowę, jednak nadal bacznie wodząc wzrokiem za oddalającą się kobietą, prawdopodobnie kobietą.

-W sobotę. Godzina jeszcze do ustalenia, tak samo jak maksymalna ilość osób.- zaśmiałem się zakrywając usta dłonią. Maksymalna liczba osób? Przecież i tak wiadomo że koniec końców przyjdzie cała szkoła. Tak się kończą imprezki organizowanie przez tego delikwenta. -No co?- popatrzył na mnie z wyrzutem, pewnie w reakcji na moje podśmiechujki.

-Nic, tylko dzisiaj wszyscy zaprzeczają swojej naturze. Trochę mnie już to męczy.- odpowiedziałem, ponownie zwieszając głowę, by ukryć rozbawienie. Mimo to poczułem charakterystyczny dreszcz na plecach, dający mi znać że ktoś się na mnie patrzy. Jak się okazało, to czterooki rzucał mi wymowne spojrzenie, jakby takie "powariowałeś?!". Nie rozumiałem o co chodzi, do czasu...

-Ale jak to "wszyscy"?- odezwał się rudzielec, lustrując mnie podejrzliwym wzrokiem. No nie, akurat w tym momencie musiała mu się inteligencja załączyć? Szlag by to...

-Nie ważne! Co tam o tej imprezie?!- wykrzesałem z siebie tyle udawanego entuzjazmu, ile mi pozostał. Obawiam się jednak, że zużyłem już mój dożywotni zapas aktorstwa. Na szczęście jak się okazało nie na darmo. Mike już ze szczerym entuzjazmem powrócił do meritum.

-No więc, ja wszystko organizuję, u mnie na chacie, to pewne. Alko kupuje mi kuzyn, nie będzie trzeba przepłacać za brak dowodu. Będzie fajne! Już dawno nic się nie działo... znaczy takiego dla wszystkich.- w tym momencie łypnął na mnie, chyba wydawało mu się że niezauważalnie. Otóż zauważalnie jak można się domyślić. -W piątek. 

-Fajny pomysł. Na pewno wpadnę, ale teraz już chyba...- dokładnie w miejscu tych trzech niewerbalnych kropek rozbrzmiał zachrypnięty dzwonek, oznajmiający nam jakże smutny czas, lekcję. Wchodząc do klasy nie wiedziałem nawet jakiego typu tortura to będzie. Znajomość planu nie jest moją mocną stroną...


*** 


Cudownie... godziną męki okazało się być... biologia! Ze sprawdzianem! Hurra... Nawet ze ściągą nie zdążyłem. Masakra. Pozostałe przerwy minęły mi dziwnie, znaczy niby normalnie, ale jednak dziwnie... Przed ostatnią lekcją gadaliśmy o "grze w karty", ale na przerwach cały czas czułem się obserwowany. Nie lubię tego uczucia. Zawsze wtedy automatycznie poprawiam wszystkie elementy wyglądu, a tym razem uwziąłem się na zwijanie bluzki i zabawę przydługimi włosami. 

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz