Runda trzynasta, czyli nowa perspektywa...

336 43 9
                                    


Obudziło mnie zimno. Bardzo intensywne, i przeszywające do kości. Otworzyłem oczy.  

W nocy skopałem tą wstrętną kołdrę na ziemię. O matulu... to co mi się śniło... masakra.

We śnie... eh, wstyd się przyznać, ale całowałem się z Theo. Ten sen oczywiście kwalifikuje się do koszmarów, ale, znowu wstyd się przed samym sobą przyznać, nie z tego powodu. Sam wyśniony pocałunek był przyjemny. Miły, i rozgrzewający. Atmosfera nabierała kolorów i gęstości, lecz wtem z kąta oślepił mnie flesz aparatu. Ava robiła nam zdjęcia, a ja nie mogłem się ruszyć. Śmiała się jak demon, stojąc na tęczowym tle, a potem wylądowałem w środku akcji jakiegoś yaoica, i te wielkie ręce, każda z twarzą Theo...

Jezusie Chrystusie, i wszyscy filozofowie, ten sen był najgorszy. 

Wczorajsza noc uderzyła we mnie jak taran. Czułem jak się rumienię, jak nagle oczy zaczynają mnie piec, od zbierających się w kącikach łez, których za nic nie chciałem wypuścić. 

Jak ja tak skończyłem... To nie powinno mieć miejsca! Kurwa! 

Złapałem się za włosy, których o mało nie powyrywałem ze złości i desperacji szarpiąc je, bez zmiłowania. Kiedy wyciągnąłem palce spośród kosmyków, tak jak podejrzewałem, zostało na nich kilka włosów.

Muszę stąd uciec. Z tego domu, od niego. Muszę wszystko przemyśleć.

Albo po prostu o tym zapomnieć, nie myśleć.

Założyłem niewygodną piżamę, i po cichu wyszedłem z pokoju, w poszukiwaniu moich ubrań, i jakiegoś zegarka. To drugie znalazłem już po chwili, bo jeden wisiał na ścianie w korytarzyku. Wskazywał siódmą. Westchnąłem, przypominając sobie gdzie zostawiłem swoje ubrania. Cicho nacisnąłem klamkę drzwi pokoju Theo. Ku mojemu zadowoleniu, nawet nie skrzypnęła. Chłopak chrapał. Nie jakoś głośno, właściwie było to trochę zabawne, i urocze, ale nie zasłuchiwałem się. Szybko rzuciłem okiem na górkę pod pościelą na jego łóżku. Spał raczej głęboko, nie ruszał się. Zgarnąłem wiszące na biurkowym krześle ubrania, po czym pognałem do łazienki. Przebrałem się praktycznie w kilka chwil. Po niecałej minucie, zbiegałem już po schodach, stawiając cały swój ciężar na palcach, by przypadkiem nie nadepnąć na skrzypiącą deskę. 

Byłem już na dole, ściągałem właśnie kurtkę z wieszaka, kiedy zza moich pleców rozległ się przyjazny głos starszej kobiety, cioci Kai. Stała w tym samym miejscu, w którym spotkałem ją pierwszy raz. W rękach trzymała niebieską, plastikową miskę, i mieszała jej zawartość trzepaczką.

- Już wychodzisz? Jest strasznie wcześnie. - zawiesiłem się na chwilę, lecz zaraz przybrałem uprzejmy wyraz twarzy.

- Tak, muszę... umm... do szkoły. Do szkoły. Muszę. Teraz. - moja elokwencja wołała o pomstę do nieba, jednak kobieta patrzyła na mnie bez jakiegokolwiek rozbawienia, tylko z życzliwością. 

Plusy gadania z starszymi. 

- Nie poczekasz na naleśniki? - zapytała z zmartwieniem, przez co trudno mi było odmówić, ale grzecznie pokręciłem głową.

- Nie chcę sprawiać kłopotu... - mruknąłem, z nadzieją że to zadziała. 

- Co ty opowiadasz. To żaden kłopot! Chodź, zaraz będą gotowe. - wróciła do kuchni, nie czekając na moją odpowiedź.

Chociaż i tak pewnie nie miałbym jaj odmówić miłej pani, no i naleśnikom.

Z westchnieniem ściągnąłem prawie założone buty, i podreptałem nieśmiało do kuchni, w której rozchodził się już apetyczny zapach smażenia. 

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz