Perspektywa Theo
Niemal umarłem z przerażenia, kiedy Lu nagle poleciał na podłogę. Jestem dumny ze swoich odruchów. Zanim cokolwiek do mnie dotarło, chłopak już spadł bezpiecznie w moje ramiona.
- Co się... - zaczynał Cooper, ale natychmiast umilkł, w zetknięciu z moim spojrzeniem, morderczym jak nigdy.
- Zabiorę go do pielęgniarki. - to nie była grzeczna propozycja, jakimi zazwyczaj odzywałem się do nauczycieli w swojej uprzejmej uczynności. To było stwierdzenie, zimne i pewne. Matematyk miał bardzo zaskoczoną minę, gdy, prawie bez wysiłku, podniosłem rozpalonego chłopaka. Luca głośno oddychał, co coraz bardziej mnie niepokoiło. Kosmyki brązowych włosów oblepiały jego spocone czoło, a całe drobne ciałko dygotało. Był gorący, rozpalony i blady jak kreda, którą upuścił. Taki bezbronny, taki uparty.
Na korytarzach było cicho, w końcu lekcja dopiero co się rozpoczęła. W tym pełnym skupienia milczeniu doskonale słyszałem szczękanie zębów chłopaka na moich rękach.
Oby pielęgniarka dzisiaj nie postanowiła zagadać się znowu z jakąś babcią sklepową.
Zapukałem do drzwi gabinetu piguły. Dźwięk ten, prócz wywołania szmeru butów w pomieszczeniu, rozbudził bruneta, który zaczął się wiercić, i tym samym wtulać się we mnie mocniej.
- Gdzie... - wyszeptał ochryple, na co uciszyłem go spojrzeniem. Głupek nie dość że wcześniej mnie nie posłuchał, teraz zdziera sobie bardziej gardło.
- U pielęgniarki. Siedź cicho, i mnie nie denerwuj. - syknąłem. Byłem zirytowany i zniecierpliwiony. Głupia baba chyba do drzwi nie może trafić, albo tak jej się łapy od parkinsona trzęsą, że klamki ni chuja nie uchwyci.
- Cholera... - warknąłem, po czym mocniej przywaliłem z pięści w drzwi.
- T-ty mnie nie denerwuj... nie prosiłem... o pomoc. - odpowiedział mi drżącą, oczywiście po raz kolejny olewając moje polecenie. Zapas mojej tolerancji względem jego infantylnej głupoty wyczerpał się nagle. Już od dawna był po trochu nadszarpywany.
Nieświadomie zaciskałem zęby i pięści. Te pierwsze zaczynały zgrzytać, te drugie gniotły, raczej boleśnie, ramię i udo Lucki. Brunet syknął. Zamek w drzwi przed nami nareszcie zazgrzytał, a w wejściu ukazała się wychudła higienistka w okularach. Śmierdziała tytoniem, bardzo intensywnie. Warknąłem na nią nieopanowanie. Jeśli pieprzone próchno nie otwierało nam dlatego, że dowalała swoim płucom papierochami, to spuszczę w kiblu cały jej zapas szlugów, a jej "wódki na czarną godzinę" użyję jako podpałki pod piękne ognisko, w którym spłonie jej cały dobytek, mieszczący się w tej jej ohydnej torbie.
Krążą plotki że zrobiła ją ze skóry swoich wrogów.
- Ma gorączkę. - powiedziałem, bezpardonowo wciskając się do pomieszczenia. Bruneta położyłem na leżance. Wzdrygnął się, gdy tylko rozdzieliłem nasze ciała.
Piguła westchnęła, podeszła do oszklonej szafki, z której wyciągnęła termometr, naprawdę wiekowy, chyba jeszcze rtęciowy. Podeszła do chłopaka.
- Włóż pod pachę. - rozkazała, tonem tak obojętnym i cierpiętniczym, jakby zesłano ją tu za karę, i jakbyśmy byli częścią jej tortury, do której już przywykła.
Lu nie zareagował. Zwijał się w kłębek, i dalej drżał. Nie mogłem na to patrzeć. Praktycznie siłą odsunąłem starowinę, i odebrałem jej termometr.
Serce nawalało mi jak szalone, ale tylko przez chwilę. Bez dalszego wahania wsunąłem dłonie pod bluzkę chłopaka. Mruknął coś nieprzytomnie, lecz ja kontynuowałem. Nie mogłem się powstrzymać... zamiast sunąć ręką wprost do celu, zatoczyłem kilka kręgów na jego klatce piersiowej i bokach. Policzyłem żebra, musnąłem obojczyk. Delektowałem się dotykiem nienaturalnie rozżarzonej skóry.
CZYTASZ
Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)
RomanceMieć siostrę cierpiącą na yaoizm to ciężka sprawa, zwłaszcza jeśli za cel obrała sobie znalezienie ci chłopaka. Wszystkie chwyty dozwolone. Jak to się skończy? Czy biedny Luca wytrzyma to psychicznie, i nie da się zgejizować? Wątpię. *milczenie...