Runda trzecia, chyba?

436 49 23
                                    

Wróciłem do domu najszybciej jak mogłem, i możliwie się nie oglądając. Ava siedziała w salonie. Niezauważenie prześlizgnąłem się do mojego pokoju. Nie mam siły na awanturę. Jutro zbesztam je obie, a jeśli będzie to możliwe, cały zespół swatów. Po cichu zamknąłem się w mojej oazie, i bezsilnie opadłem na łóżko. Teraz pora przeanalizować fakty. No więc: dziewczyny wymagają pomocy psychiatry, Theo na sto dwadzieścia procent jest gejem, i prawdopodobnie ma na mnie chrapkę, ten jeden dzień wyleczył mnie z tej nieszczęśliwej miłości do Zoe (autentycznie, jestem dumną personą i nie przepadam za ludźmi którzy nie pamiętają mnie, mimo kilku dobrych lat sąsiadowania w ławkach). Z jednej strony to dobrze, mogę o niej zapomnieć. Tylko trochę mi przykro, zawsze pocieszałem się myślą o niej w gorszych chwilach. Teraz muszę sobie znaleźć inne światełko w tunelu. Od jutra zacznę od nowa. Na świecie jest jeszcze na pewno kilka dziewczyn, skłonnych zwrócić na mnie uwagę.

Z tą myślą przymknąłem oczy, i zasnąłem.

***

Następnego dnia, w szkole, unikałem wszystkich osób uwikłanych we wczorajszą akcję. Zespołowi od gejizacji mówimy stanowcze nie. Po dogłębnych przemyśleniach, stwierdziłem że besztanie, i kłócenie się nie zadziała. W końcu, nigdy nie działa, to dlaczego miałoby za tym razem. Opcja unikania problemu wydała się w tym przypadku bardziej kusząca.

Ukryłem się pod klasą w której nikt nie miał mieć lekcji, chowałem twarz za książką, i starałem się jak najbardziej zlać z ścianami korytarza. Paranoik ze mnie, wiem, ale naprawdę nie mam ochoty słuchać wyjaśnień Theo. I tak w nie nie uwierzę. Jeszcze by te dwie wariatki zaaranżowały kolejną akcję, a na to ni chu chu nie mam cierpliwości.

Siedziałem z kolanami podwiniętymi pod brodę, aż poczułem ,,mrówki" atakujące moje pośladki. Cierpnące mięśnie zmusiły mnie do wiercenia, ale na szczęście, kilka sekund później zadzwonił dzwonek znajdujący się nad moja głową. Ten dźwięk sam w sobie nie był za przyjemny. Zatkałem uszy, i wykrzywiłem twarz w trudnym do określenia grymasie. Szybko zarzuciłem torbę na ramię, i pognałem na lekcję angielskiego. Doszedłem pod klasę, ale coś było inaczej. Cała moja grupa stała zdezorientowana pod klasą, a wokoło roznosiły się szepty, mające w składzie głównie pytania i odpowiedzi o treści ,,nie wiem". Podszedłem do Mike'a.

- Cześć. Co jest grane? - zapytałem rozglądając się dookoła.

- Facetka jeszcze nie przyszła. - odparł bez dodatkowych wyjaśnień.

- No widzę, ale co w związku z tym?

- O matko, w jakim świecie ty żyjesz. Babka od angielskiego? Ta mityczna osoba która jest zawsze punktualnie? Majowie zapisali przed wiekami, że jeśli ona się spóźni, to będzie początek końca, ja tam już inwestuje w schron na księżycu. - odparł żartobliwie. Uśmiechnąłem się, i zaplotłem ręce na piersi.

- Wcisnę się jeszcze w rakietę? - zapytałem z komicznym przejęciem. - A tak na poważnie, wiadomo coś?

- Nope, więc... - w tym momencie za oknem rozległo się głośne wycie ambulansu. Cała grupa rzuciła się pędem do okna. Na placu przed szkołą zaparkowała karetka, a ratownicy prędko wbiegli do budynku, niosąc nosze. Po chwili wyszli z niego, tym razem niosąc na nich, nikogo innego jak naszą panią od angielskiego. Zauważyłem że jej noga była wykrzywiona pod dziwnym kątem, podobnie jak jej ręka. Za nimi powoli snuł się pan Cooper, rozmawiając jednocześnie przez telefon, i widocznie się denerwował. Po chwili spojrzał na nas. Wszystkie te ciekawskie osoby, które z zainteresowaniem śledziły całą akcję, jak na komendę odskoczyły od parapetu, jednocześnie przygniatając tych mniej zainteresowanych do szafek. W tym ja, i już po chwili poczułem jak moje plecy napotykają na jakąś, bliżej niezidentyfikowaną powierzchnię. Zapewne zgniotłem jakąś biedną istotkę, ale w tamtej chwili nie miałem szansy odsunąć przez kolejną warstwę ludzi, którzy swoim ciężarem tym bardziej docisnęli mnie do "ktosia". Tak więc chwilę praktycznie pół leżeliśmy, pół staliśmy, przyszpileni do ściany. Przez ten czas zarejestrowałem tylko to, że ta osoba jest ode mnie wyższa, ale to akurat żaden wyczyn. Po dobrych dwudziestu sekundach, ludzie się ogarnęli, i wypuścili nas z pod nacisku. Szybko odskoczyłem, by ograniczyć kontakt fizyczny do minimum, po czym odwróciłem się równie szybko z zamiarem przeproszenia stratowanego/nej.

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz